Wpis 33

594 38 3
                                    

18.06 Wtorek

Cały ranek chodziłam po pokoju w koszuli nocnej, nie umiejąc uwolnić się od wczorajszych rozmyśleń. Jak mogłam podejrzewać siebie o coś takiego. O bycie zazdrosną o Szymańskiego. O SZYMAŃSKIEGO do jasnej ciasnej. To się w ogóle kupy nie trzymało. Na samą myśl przechodziły mnie ciarki. Usiadłam na łóżku i westchnęłam na cały głos, zmęczona natłokiem tylu myśli. Nagle przyszło mi do głowy, że mojemu mózgowi roznosiło się pewnie po prostu o Antos. Właśnie! Nie ważne czy chodziłoby o Szymańskiego, panią Mazur, czy Magdę, i tak byłabym wkurzona, że się do nich przymila. Skrzyżowałam ręce i przytaknęłam samej sobie. Na pewno właśnie o to chodziło. Prawda...?

Lekcje zaczynały się od angielskiego. Szymański kazał zrobić nam dwie strony ćwiczeń z powtórką, a potem pozwolił obijać się do końca lekcji. Ja zamiast zająć się zadaniami, skupiłam całą swoją uwagę na nim. Musiałam przeprowadzić test, dzięki któremu zaznam w końcu spokoju. Gapiłam się na niego z kamienną twarzą, nie zwracając kompletnie uwagi na to, co sobie myślał w chwili gdy napotkał mój wzrok. Zmrużyłam oczy do granic możliwości, a gdy mój wewnętrzny głos ogłosił werdykt, rozpromieniona zorientowałam się, że nie poczułam kompletnie niczego. Szymański tylko bardziej zmarszczył brwi, a ja z zadowoleniem wzięłam się za rozwiązywanie zadań.

Reszta lekcji minęła szybko niczym jazda rowerem z górki, w którym zepsuły się oba hamulce. (Nie polecam przeżycia, tak nawiasem mówiąc). I jeden i drugi polski przespałam, a wychowawczą i matmę przegadaliśmy z panią Mazur. Mówiła, że nie wierzy, że tak szybko minęło już tyle czasu i że nie chce, żebyśmy szli do trzeciej klasy, bo jak skończymy szkołę to będzie za nami tęsknić. Konrad powiedział, że za nim chyba szczególnie, bo czeka go w wakacje poprawka z matmy.

Kolejne godziny przespałam na ramieniu Kaśki. Potem poszłam ślepo za klasą na ostatnią lekcję, czując się jak niedospane zombie. Była jeszcze przerwa, więc usiadłam na parapecie i wyżłopałam połowę butelki soku jabłkowego. Jakoś nie mogło do mnie dotrzeć, że jutro jest zakończenie roku. Pani Mazur miała rację, strasznie szybko minęły te dwa lata szkoły. Dziewczyny obok zastanawiały się co powinny włożyć. Sama też zaczęłam nad tym rozmyślać i przeskanowałam w głowie wszystkie sukienki w mojej szafie. Stwierdziłam jednak, że wieczorem będę się tym martwić.

Przez korytarz przemknęła Antos i zatrzymała się przy nas, prosząc Natalię, żeby poszła po klucz od klasy. Zrozpaczona zapytałam Ankę co mamy teraz za lekcję. Popatrzyła na mnie jak na przygłupa i powiedziała, że no niemiecki przecież. Skrzywiłam się i ogłosiłam, że ma noga tam nie powstanie! Kazałam jej mnie kryć, więc Anka wyglądając na zadowoloną, że może to zrobić, podeszła do niej i wrzasnęła, że po jej włosach chodzi pająk. Antos zaczęła drzeć się na cały korytarz, więc posłałam Ance przyjaznowościowe spojrzenie wdzięczności. Ona uniosła jedynie kciuk do góry, a ja spierniczyłam jak najszybciej na niższe piętro. Drzwi jak zawsze pilnowała Korczak. Załamałam się, ale zaraz wpadłam na plan awaryjny. Potuptałam na koniec korytarza i otworzyłam okno wychodzące na parking przed szkołą. Wspięłam się na parapet, rozglądając się po korytarzu, czy czasem nikt mnie nie widzi i przełożyłam nogi przez framugę. Zeskoczyłam na dół i zaraz poczułam jak się z czymś zderzam. A dokładniej z czyimiś plecami. Uniosłam głowę i gorzej być już nie mogło. Wszechświat postanowił zdecydować, że akurat teraz, w tej właśnie sekundzie, Szymański musi urządzać sobie przerwę na papierosa. Wal się wszechświecie! Na jego czole pojawiła się zmarszczka i zaraz zapytał co zaś wyprawiam i że mam natychmiast wracać do szkoły. Wrzasnęłam więc, że żywcem mnie nie weźmie i uciekłam.

Wróciłam do domu i usłyszałam głosy dobiegające z kuchni. Weszłam do środka i Budyń siedzący na blacie, zeskoczył na podłogę i zaczął się do mnie łasić. Przy stole siedziała mama z panią Justyną. Przywitałam je i mama od razu zapytała czemu jestem dzisiaj tak wcześnie. Użyłam więc moich aktorskich umiejętności i oznajmiłam, że odwołali ostatnią lekcję. A, że jedyne czego jestem pewna w stu procentach, to tego, że aktorką nigdy nie będę, mama kazała mi iść za karę myć naczynia.

Stałam nad zlewem obrażona na cały świat, a one wróciły do gadaniny. Gdy wyłapałam imię Szymańskiego, zaczęłam przysłuchiwać się jednym uchem. Okazało się, że pani Justyna i pan Bartek jadą z nim dzisiaj do mieszkania jego mamy, pozabierać resztę jej rzeczy. Wychodziło na to, że mieszkała tam tylko ona, więc zaciekawiłam się co z jego tatą. Pani Justyna zareagowała na moje pytanie bardzo dziwną miną, więc zdziwiłam się o co chodzi. Gdy usłyszałam, że jego tata popełnił samobójstwo, kiedy ten miał dziewiętnaście lat, o mało co nie upuściłam szorowanego właśnie talerza. Mama przyglądała jej się z takim samym zaskoczeniem co ja. Wpatrywałyśmy się w siebie w ciszy przez prawie minutę. W końcu mama dopytała o innych jego krewnych, ale wyglądało na to, że nikogo więcej nie miał. Odłożyłam butelkę z płynem do naczyń na blat i odwróciłam się z powrotem do zlewu. Przyglądałam się pokrytymi pianą miskom, starając się jakoś przyswoić te straszne informacje. Czy to znaczyło, że Szymański został całkiem sam? 

Nowy rozdział jutro o 18  '>'

Poranek o zapachu waty cukrowejWhere stories live. Discover now