~51~

1.2K 94 20
                                    

Wrzucam na początek końcówkę poprzedniego rozdziału, ponieważ zorientowałam się, że zaczęłam w niej dialog, którego nie zakończyłam, więc tutaj będzie już w całości.


Długi czas szliśmy w milczeniu i to w dość dużym odstępie od siebie. Zmieniło się to dopiero, gdy przeszliśmy przez ogród i weszliśmy między drzewa. Vinterr przystanął wtedy i zaczekał, aż się z nim zrównam, choć wciąż na mnie nie patrzył, wiedziałem, że do czegoś zmierza.

- Flawian ci powiedział, prawda? – zaczął po tym, jak weszliśmy już nieco w głąb lasu, poprawiają zarzucony na ramie łuk.

- Tak – odparłem krótko, co sprawiło, iż mężczyzna jeszcze bardziej się spiął. – Dokąd idziemy? – to akurat naprawdę mnie ciekawiło. Gdy w komnacie książę wspomniał, że chce poćwiczyć spodziewałem się, że udamy się raczej do jakiś koszar, albo na plac treningowy. Las nie był czymś czego oczekiwałem.

- Chcę potrenować rzuty nożami i strzelectwo, mam tutaj przygotowaną prowizoryczną strzelnice. Nic nadzwyczajnego, kilka tarcz i innych celów, ale wystarcza – wyjaśnił, skręcając przy tym lekko w lewo.

- W zamku nie ma do tego jakiegoś placu? – dociekałem, nie potrafiąc powstrzymać własnej ciekawości, która w tej chwili nieco mnie irytowała.

Naprawdę czułem niechęć do osoby księcia, ale temat zbytnio mnie interesował. Szczególnie, że mówiliśmy o łucznictwie i nożach! Poświęciłem lata życia, by opanować władanie tego typu bronią niemal do perfekcji. Spojrzałem ze smutkiem na swoją zabandażowaną rękę. Nawet, gdyby ktoś teraz dał mi łuk w dłoń, to i tak nie wiele bym nim zdziałał. Choć zapewne, nawet mając sprawne obie ręce nie dałbym rady go naciągnąć. Moje ciało było zbyt słabe. Nawet gdy trafiłem do watahy minęło trochę czasu i ćwiczeń nim po raz pierwszy dostałem łuk do rąk, choć to też było związane z faktem, iż jako żebrak miałem bardzo osłabiony organizm. Z drugiej strony rzucanie nożami nie wymagało aż tak dużej siły, a ja potrafiłem używać do tego obu rąk... A przynajmniej kiedyś tak było. Spojrzałem na lekko kołyszący się pokrowiec, z którego wystawały rękojeści ostrzy i cicho westchnąłem w duchu. Naprawdę chciałbym móc znów tego spróbować, jednak proszenie o coś Vinterr było jedną z ostatnich rzeczy na jakie miałem ochotę.

- Są ale... Jako dziecko, w przeciwieństwie do swoich braci, byłem dość oporny, jeśli chodzi o zdobywanie tego typu umiejętności. Zajęło mi dużo czasu za nim opanowałem choćby podstawy, nie lubiłem gdy inni patrzyli na moje kiepskie początki, strasznie mnie to krępowało, przez co nauka szła mi jeszcze gorzej. Mój nauczyciel zauważył to i zaproponował, by zorganizować dla mnie miejsce do ćwiczeń gdzieś w odosobnieniu, żebym nie stresował się opinią innych. I tak jakoś do dzisiaj wolę ćwiczyć tutaj.

Odpowiedziałem cichym pomrukiem, dając znać, że rozumiem. W końcu faktycznie doszliśmy do niewielkiej polany, były tam porozstawiane prowizoryczne tarcze, niektóre na otwartym pole, inne schowane gdzieś między gałęziami, by stanowić większe wyzwanie. Szalen zaczął radośnie biegać wokół polany, najwidoczniej bardzo lubiąc to miejsce, machał swoim ogonem tak mocno, iż bałem się, ze zrobi sobie krzywdę. W końcu, gdzieś pośród trawy odnalazł średniej długości patyk. Widząc jak ten się nim bawi pochyliłem się i zawołałem psiaka. Ten spojrzał na mnie, a jedno z jego uszu oklapło, nadając jego psiemu pyszczkowi jeszcze więcej uroku. Poklepałem dłońmi kolana, przywołując go do siebie. Szalen radośnie pochwycił patyk w zęby i podbiegł do mnie, chwilę drażnił się ze mną, nie chcąc oddać patyka, jednak szybko ustąpił. Wyprostowałem się, a pies zaczął niecierpliwie kręcić się przy moich nogach, cicho skomląc. W końcu ugiąłem się i rzuciłem patyk, a Szalen pognał w ślad za nim. Nie mogłem się nie uśmiechnąć patrząc na to, choć obecnie nie darzyłem jego właściciela zbyt ciepłymi uczuciami, to on wciąż był taki kochany. Swoim zachowaniem tak bardzo przypominał mi Shadow. Ona też uwielbiała się bawić, choć potrafiła mieć swoje humorki, nienawidziła, gdy traktowano się ją, jak zwykłego psa. Próba wydania jej jakiejkolwiek komendy, kończyła się w najlepszym przypadku złowrogim spojrzeniem, w gorszym groźnym warczeniem, jeśli miała naprawdę zły humor, delikatnym ugryzieniem.

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki}Where stories live. Discover now