~88~

344 51 17
                                    

Chciałem coś powiedzieć, odezwać się, jakoś go uspokoić, ale gdy patrzyłem na jego oblicze to wiedziałem, że lepiej będzie na razie milczeć. Wtuliłem się więc w jego pierś, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy bólu, który zdawał się coraz mocniej przebijać do mojej świadomości. Wcześniejszy spokój, graniczący z apatią łamała się pod nim. Starałem się to ignorować, powtarzałem sobie, że przecież bywało już o wiele gorzej i to nie raz. Jednak ból pozostawał bólem, nieważne jak wiele go już doświadczyłem i jak wyniszczający bywał wcześniej.

Gajusz, który czekał u szczytu schodów wraz ze swoją torbą, szedł za nami, również milcząc, widząc równie dobrze jak ja, że teraz lepiej uważać by jakimś źle dobranym słowem nie rozjuszyć księcia. Gdy dotarliśmy do pokoju, mój pan ostrożnie posadził mnie na skraju łóżka, samemu siadając obok. Ostrożnie odciągnął zakrwawioną rękę od torsu, a furia w jego oczach w końcu zaczęła ustępować, zmieniając się w troskę. Spojrzałem na niego, starając się przełknąć szloch bólu i zdusić go w sobie, co wycisnęło z moich oczu więcej łez.

- Mój panie... - zacząłem cicho, chcąc jakoś wyjaśnić mu tą całą sytuację.

- Shhh, nic nie mów, wszystko będzie dobrze. Gajusz zaraz jakoś ci pomoże. Pomożesz, prawda? – wbił spojrzenie w medyka, który przystawił sobie krzesło i sam zaczął oglądać moją rękę.

- Cudotwórcą nie jestem, ale zrobię co mogę – odparł, wyciągając ze swojej torby jakąś lnianą ścierkę, którą ułożył na moich kolanach i szklaną buteleczkę. – Będzie nieprzyjemnie, ale muszę ci to odkazić – uprzedził, odkręcając butelkę.

Widząc to, mój pan przesunął się w głąb łóżka, siadając za mną i obejmując mnie jedną ręką za brzuch, zaś palce drugiej splótł z moją zdrową dłonią, przyciągając mnie jak najmocniej do siebie. Gajusz złapał moją ranną rękę na tyle na ile mógł, nie zadając mu jeszcze większego bólu, po czym zaczął wylewać na nią zawartość butelki. Rany zapiekły od tego boleśnie, a ja odruchowo chciałem się skulić i zabrać rękę, jednak medyk mnie powstrzymał. Z mojego gardła wydobył się cichy szloch bólu, a ja wcisnąłem twarz w koszulę swojego pana, który mocniej mnie przytulił. Cały czas szeptał do mojego ucha uspokajające słowa, w czasie gdy Gajusz robił co mógł by ulżyć mi w bólu i odpowiednio zająć się ranami, niestety w niektórych momentach dodając tym samym cierpienia. Wiedziałem, że nie robi tego celowo, jednak mimo to wolałbym by już przestał i po prostu mnie zostawił, tak jak zwykle to ze mną robiono, porzucając gdzieś w celi bym znosił ból w ciemnościach. Poczułem ulgę, gdy w końcu obandażował już całą rękę i zostawił ją w spokoju. W jednej chwili skuliłem się mocno, wciskając w swojego pana, a przez moją głowę przepłynęły myśli, iż ostatnie miesiące dobrego traktowania sprawiły że stałem się miękki, a dawne zahartowanie w bólu jakoś osłabło. Medyk oznajmił, że wróci do siebie by przygotować wywar przeciwbólowy i wróci za jakiś czas, przez który mam spróbować odpocząć, na tyle na ile mogłem w swoim obecnym stanie.

- Mój panie... Ja... Nie chciałem dokładać ci problemów. Proszę nie bądź na mnie zły...

- Carl... mój najdroższy... Nie jestem na ciebie zły. Wściekam się, to prawda, ale nie na ciebie. W żadnym wypadku nie na ciebie – ucałował mnie czule w czoło i zaczął ostrożnie wycierać policzki. – Nigdy wy życiu. W ogóle to później porozmawiamy, na razie o tym nie myśl. Chodź, ściągniemy to z ciebie i się położysz – dodał łagodnie, zsuwając z moich ramion żupan i zaczynając ściągać szorstką tunikę. Pomógł mi ubrać koszulę nocną i ułożył w łóżku. – Naleję ci wina, jak trochę wypijesz, to może uda ci się zasnąć – poprawił na mnie kołdrę i wstał z posłania.

Obserwowałem uważnie każdy jego ruch, łatwo dostrzegając, że choć w stosunku do mnie był łagodny i ostrożny, to jego ciało wciąż było wypełnione furią. Delikatność, którą obdarzał mnie traciła się gdy miał do czynienia z czymkolwiek innym, tak iż gdy patrzyłem jak otwiera meble w poszukiwaniu alkoholu miałem wrażenie, że teraz zostaną pozbawione drzwiczek. Kielichy też trzeszczały niebezpiecznie w jego dłoniach, jakby za chwilę miały się roztrzaskać. Postawił je na szafce nocnej i napełnił niemal po same brzegi.

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki}Where stories live. Discover now