Poczułem, jak coś w moim wnętrzu się zmienia, jakby topniał jakiś lodowy mur, pozwalając, by ciepło słów księcia trafiło do mojego serca. Siedzieliśmy w ciszy kilka minut, podczas których Flawian bawił się moimi włosami. Czułem przyjemne odprężenie, gdy mój wzrok padł na jedno z okien. Złote promienie słońca i widok szumiących za nimi liśćmi, obudził we mnie tęsknotę za światem zewnętrznym. Skupiłem się na twarzy księcia i przełknąłem cicho ślinę. Czy pozwoliłby mi wyjść? Chociaż na chwilę... na kilka minut. Przygryzłem dolną wargę i niepewnie spojrzałem na swojego pana. Czy będzie zły, jeśli go o to zapytam? Poprawiłem się na jego kolanach i wziąłem kilka głębszych wdechów, czym zwróciłem jego uwagę. Mimo iż jego spojrzenie skupiło się na mnie, on milczał, cierpliwie czekając. Jakby doskonale wiedział, że sam muszę coś z siebie wykrztusić. W końcu zebrałem w sobie odwagę i zacisnąłem dłonie na jego koszuli.
- Panie, czy ja... - spuściłem wzrok, nie potrafiąc patrzeć mu w oczy. – Czy ja mógłbym... wyjść na zewnątrz? Proszę, chociaż na kilka minut – zacisnąłem powieki, szeptając w duchu cichą modlitwę. Po komnacie rozniósł się ciepły śmiech blondyna, a ja nie wiedziałem, jak mam to rozumieć. Jego dłoń delikatnie chwyciła za mój podbródek i uniosła go.
- Kyoshi – w tym jednym słowie było tyle miłości, tyle ciepła. – Oczywiście, że możesz wyjść, możesz to robić, kiedy tylko chcesz – moje usta rozchyliły się lekko, nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. – No może z wyjątkiem tych momentów, gdy będę chciał mieć cię blisko siebie. Dzisiaj zaprowadzi cię Kyoto, powinien przyjść za niedługo, później będziesz mógł już wychodzić sam.
- Ja... tak strasznie ci dziękuję – oplotłem ramionami jego szyję tak mocno, iż chyba nie mógł oddychać. Choć mój entuzjazm widocznie spodobał się księciu, to ten jednak zatęsknił za zdolnością złapania tchu, chwycił moje ramiona i uwolnił swoją szyję.
- Ale obiecaj, że wieczorem ty będziesz spełniał moje prośby – drgnąłem delikatnie, jednak po chwili niepewności przypomniałem sobie słowa, które książę powiedział dziś rano. Obiecał, że nigdy nie zrobi czegoś, na co bym się nie zgodził.
- Obiecuję.
- Grzeczny maluch, a teraz muszę już iść – ucałował moje ciemne kosmyki i posadził mnie na krześle obok. – Dojedz ciasto i zaczekaj na Kyoto.
Uśmiechnąłem się i delikatnie pomachałem dłonią, patrząc, jak mój pan wychodzi z komnaty. Zmarszczyłem brwi, uświadamiając sobie, że po odejściu księcia poczułem się wyjątkowo samotny. Nie byłem w stanie wrócić do lektury i nawet ciasto nie smakowało tak dobrze, jak wtedy, gdy Flawian był obok. Zaskoczyło mnie to. Nie spodziewałem się, że tak szybko przywiążę się do jego osoby, a jednak, czy to przez to, jak długo byłem osamotniony, czy przez to, jak pełen ciepła w stosunku do mnie był. Chwyciłem w dłonie filiżankę z herbatą i wyszedłem na taras, by już teraz nacieszyć się świeżym powietrzem. W moją twarz uderzył podmuch ciepłego wiatru, a ja zacząłem się śmiać. Śmiałem się radośnie przez kilka minut, czując, jak zefir plącze moje włosy i pieści moją skórę. Oparłem się o kamienną barierkę i rozejrzałem się po okolicy. Z tarasu księcia rozciągał się widok na zadbany, królewski ogród. Dostrzegałem biegnące pośród kwiecistych krzewów ścieżki i tryskające wodą fontanny. Pomiędzy drzewami przebiegały zwierzęta różnej maści, w tym pawie o pięknych, kolorowych ogonach, których krzyk rozchodził się w przestrzeni. Równie intrygujące były małe, różnej barwy plamki, biegające, gdzieś pośród trawy. Z tej odległości nie wiedziałem, czym były, ale czułem, że jest to coś uroczego. Dalej, za ogrodem, rozciągały się lasy mieszane, w których pewnie swój żywot wiodły dzikie zwierzęta, również te goszczące na królewskim stole. Spomiędzy drzew wyfrunęła gromadka kolorowych ptaków, a część odfrunęła daleko w kierunku błękitnego nieba, ale kilka odłączyło się od grupy i zbliżyło się do tarasu. Przyglądałem się im z zachwytem, tak bardzo tęskniłem za wszelką przyrodą. Wśród przybyłych maluchów rozpoznałem tego, który towarzyszył mi nie tak dawno podczas podróży wozem. Tak jak wtedy, wyciągnąłem w jego stronę rękę, on przekręcił swoją małą główkę, by po chwili z cichym trzepotem skrzydeł przycupnąć na mojej dłoni. Przysunąłem go bliżej, a on zaświergotał wesoło. Zachichotałem i spróbowałem, nucąc, powtórzyć jego melodię. Jakby chcąc mnie poprawić, ten zaśpiewał jeszcze raz, a ja znów spróbowałem go skopiować. Widocznie jego towarzyszą, również spodobała się ta zabawa, bo wszyscy zaczęli, śpiewać mi swoje melodie. Zachichotałem radośnie, gdy odezwał się cały chórek.
YOU ARE READING
Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki}
FantasyChłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je usłyszał i w końcu zatraciło się ono w jego pamięci. Teraz jego ojca nie było, a nawet jeśli by się...