~8~

4.2K 212 130
                                    

Faust pozwolił mi w spokoju dopić ostatni kubek herbaty, nim wyprowadził mnie z pokoju. W milczeniu zaprowadzono mnie pod potężne, dębowe drzwi, zza których dochodziły dźwięki muzyki, kroki i gwar rozmów. Kapitan podszedł do mnie i delikatnie chwycił moje dłonie. Wyciągnął z kieszeni spodni czerwoną wstęgę i zaczął zawiązywać ją wokół moich nadgarstków. Mimowolnie uśmiechnąłem się delikatnie, pamiętałem jak tata zawsze pakował tak prezenty dla mnie.

- Nie bój się, nikt cię tam nie skrzywdzi - wyszeptał do mnie. - Zaczekaj tutaj - polecił i spojrzał na Fausta, jakby wydając mu nieme polecenie.

Kapitan uchylił lekko drzwi, by się przez nie prześliznąć. Zostaliśmy z Faustem sami, jakby czekając na jakiś znak. Tym znakiem była cisza, która nastała za drzwiami. W tym momencie Faust ułożył mi dłoń na ramieniu, i stanął za mną naprzeciwko drzwi. Te zaczęły się otwierać, a mnie w pierwszej chwili oślepiło ostre światło kryształowych żyrandoli. Zmrużyłem oczy, a do moich uszu dotarł pełen zachwytu pomruk. Nie wiedziałem czy w tym momencie Faust daje czas mi na przywyknięcie do światła, czy tłumowi, na to by mógł dobrze się nam przyjrzeć. Goście rozstępowali się, gdy blondyn prowadził mnie przez salę, w stronę podwyższenia, na którym stało sześć mniejszych tronów i jeden większy, monumentalny, górujący nad całą salą. U podnóża podestu stała grupa osób, w tym król, obejmujący ręką w tali Kyoto, Eryk, trzymający rękę na ramieniu młodzieńca, w którym rozpoznałem swojego właściciela, obok był jeszcze jego brat, którego widziałem na korytarzu, dwójka innych mężczyzn i dwie bardzo piękne kobiety. Cała rodzina królewska. Faust i ja zatrzymaliśmy się kilka metrów od nich. Ojciec Fausta gestem zachęcił księcia, by ten „odpakował" swój prezent. Odruchowo spuściłem wzrok, widząc jak mężczyzna się zbliża. Skupiłem się na swoich dłoniach i oplatających je wstędze, gdy w polu mojego widzenia pojawiła się kolejna dłoń. Chwyciła ona materiał i pociągnęła za jego koniec, pozwalając by ten swobodnie opadł na ziemie. Później ręką sięgnęła do mojej twarzy, chwyciła za mój podbródek, zmuszając bym podniósł wzrok. Nieśmiało spojrzał na młodą, przystojną twarz księcia. Blond kosmyki okalające jego twarz kręciły się delikatnie, a brązowe oczy przyglądały mi się uważnie. Mężczyzna złapał mnie wolną dłonią za przegub i przyciągnął do siebie tak gwałtownie, że niemal na niego wpadłem. Stałem tuż przy nim, niemal przylegając do jego ciała, a mój oddech przyspieszył. Byłem po prostu wystraszony, nie wiedziałem co mam robić, czy cokolwiek powinienem zrobić. Flawian patrzył na mnie jeszcze przez chwilę.

- Jak ci na imię? - jego głos był miękki, jednak było w nim słychać nutę władzy.

- Nie mam go, panie - szepnąłem, czując jak ten przejeżdża dłonią po moim policzku.

- W takim razie od teraz będziesz Kyoshi - zamilkł na chwilę nachylając się w moją stronę. - Jesteś mój, Kyoshi - w tym momencie jego wargi przyległy do moich, a język wdarł się do wnętrza moich ust. Po chwili zaskoczenia, zacząłem oddawać jego pocałunek, choć nie rozumiałem dlaczego to robię. Zwykle pozostawałem bierny dla działań moich właścicieli, choć tak naprawdę nieliczni z nich mnie całowali, choćby raz. Ten pocałunek choć z początku nagły i trochę agresywny, stał się spokojny, leniwy... przyjemny.

}*{

Stałem gdzieś po środku tłumu przerażony i spanikowany. Nerwowo miąłem w palcach kawałek szaty, panicznie rozglądając się dookoła. Mój pan zostawił mnie samego, a ja nie wiedziałem co mam zrobić, jak się zachować. Otaczający mnie gwar i hałas przytłaczał mnie, unikałem każdej osoby, schodząc wszystkim z drogi i spuszczając wzrok. Szukałem jakiegoś miejsca, w którym mógłbym się ukryć, jednak nic takiego się nie pojawiło. W końcu w tłumie odnalazłem charakterystyczną sylwetkę Kyoto, zdesperowany podszedłem bliżej, choć nie odważyłem się przeszkodzić mu w rozmowie. Stałem kilka metrów od niego, pocieszając się widokiem znajomej osoby, gdy któryś z jego rozmówców skinął na mnie głową. Kyoto odwrócił się, a ja skuliłem się, rozumiejąc że odrywam go od jego towarzyszy. Moje ręce drżały, nie chciałem mu przeszkadzać, naprawdę... chciałem tylko, być przy kimś znajomym, nic więcej... Przepraszam. Po moim policzku spłynęła łza, przytłoczony hałasem, ilością ludzi, światłem, zagubiony, marzyłem o tym by wrócić do swojej celi i zostać tam w samotności.

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki}Where stories live. Discover now