~71~

389 45 2
                                    

Odetchnąłem głęboko, przesuwając się nieco w tył w siodle, tym samym mocniej dociskając się do piersi mojego pana, który objął mnie mocno jedną ręką. Specjalnie przesiedliśmy się na jednego wierzchowca, gdy ostatecznie podjęliśmy decyzję o opuszczeniu murów otaczających zamek, bym przez całą drogę, mógł wyraźnie czuć obecność mojego pana i się nią uspokajać. To trochę łagodziło mój paniczny strach przed tym, że ktoś nas rozdzieli, zostanę zabrany lub się zgubię. Czując w środku, że przekroczenie bramy jest jakimś na swój sposób kluczowym momentem, z którym boję się zmierzyć, jakby postawienie kroku za nią miało oznaczać rozpętanie się wokół mnie ponownego piekła i koniec całego spokoju jaki był mi dany przy boku księcia, zacisnąłem mocno powieki, powtarzając sobie, że to nic takiego. Starałem się wsłuchać w głos rozsądku, tłumaczący przerażonej części mojego wewnętrznego ja, jak bardzo irracjonalny jest ten strach, w końcu tak długo jak będzie obok mój pan, nic złego nie mogło się stać.

Na dodatek w pobliżu był również Faust, właśnie po to by zadbać o nasze bezpieczeństwo, choć z tego co udało mi się wywnioskować z jego rozmowy z księciem, to chodziło przede wszystkim o moje bezpieczeństwo i danie mi dodatkowego zapewnienia, że nie wydarzy się nic złego. Po ich słowach zrozumiałem, że sam książę zwykle wybierał się do miasta samotnie, a gdy zapytałem czy to odpowiednie by królewski syn w ten sposób zapuszczał się między ludzi, ten odpowiedział jedynie, że gdyby ktoś go uprowadził, to król zapłacił by porywaczom, tylko po to by ci zostawili go u siebie. Słysząc te słowa, spiorunowałem swojego pana wzrokiem, nie chcąc by ten mówił o sobie w ten sposób, nawet jeśli patrząc na zachowanie jego ojca, mogłoby to okazać się prawdą.

Po kilku minutach w ciemności i wsłuchiwaniu się w spokojny, rytmiczny odgłos końskich kroków, poczułem ciepły dotyk, delikatnej dłoni na swoim policzku.

- Hej, najdroższy, bo przegapisz wszystkie ładne widoki – oznajmił mój pan, na co odetchnąłem głęboko, powoli otwierając oczy. Widząc nowe otoczenie, odruchowo obejrzałem się za siebie, patrząc na oddalający się z każdym stukotem końskiego kopyta mur, odgradzający zamek od reszty świata i bramę, która miała strzec drogi do królewskiego domu.

Wpatrywałem się w nią przez chwilę, upewniając się, że ta nagle nie zatrzaśnie się za nami, ani zamek za nią nie obróci się w perzynę. Cała potężna zamkowa bryła stawała się coraz bardziej odległa, jednak nic się nie stało, świat nie stanął w ogniu ani niebo nie runęło nam na głowy. Wszystko ciągle było takie same, równie wyraźne i rzeczywiste. Nie okazało się być tylko dobrym snem, który rozpłynął by się po przekroczeniu jego granic, ciągle trwało, spokojne, stabilne i w żaden sposób nie świadome, jak ważne dla mnie było by takie pozostało.

W końcu uspokoiłem się trochę i postanowiłem, poświęcić nieco uwagi tym widokom, o których wspomniał mój pan. Widząc, że rozglądam się bez składnie dookoła, ten dotknął delikatnie mojego ramienia i wskazał właściwy kierunek. Podążyłem wzrokiem w tamtą stronę, a gdy minęliśmy kilka młodych drzew, moje usta rozchyliły się lekko, w niemym zachwycie nad obrazem, który ukazał się moim oczom.

Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że piękne, lazurowe morze, do spoczynku w którym układało się słońce jest tak blisko nas. To ciągnęło się aż po różowiejący horyzont, migocząc i marszcząc się niczym wysadzana drogimi klejnotami tkanina. Jej pofałdowaną powierzchnię przecinały ciemne sylwetki pojedynczych okrętów i łodzi rybackich które zawijały do portu. Niosące je fale rozbijały się o podnóża skalistego zbocza, które opadało do morza, dźwigając na sobie ciężar obrastającego je miasta. Wzniesione z białego kamienia ściany i murki okalające wijące się między gęsto upchanymi na trudnym terenie drogi, barwiły się na różowo i pomarańczowo od kolory górującego nad nimi nieba, oraz pierwszych rozpalonych lamp i pochodni. Wodziłem wzrokiem po wąskich, pełnych stopni prowadzących w górę i w dół drogach, falujących razem z nierównym terenem i zdających się konkurować z wzniesionymi budynkami o każdy kawałek wolnej przestrzeni, jakby architekci nie mogli dojść między sobą do zgody na temat tego, czy ważniejsze jest wyrwanie z władzy skał kolejnego fragmentu ziemi w imię większego domostwa, czy wygodniejszej, szerszej ścieżki.

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz