~30~

2.1K 114 49
                                    

Przyciągnąłem kolana do brzucha i starałem się znaleźć pozycję najwygodniejszą dla poszkodowanej ręki. Wtulałem się w pień drzewa, cicho nucąc pod nosem piosenkę, którą zacząłem układać dla Flawiana, wciąż nie wywiązałem się z obietnicy, że dla niego zaśpiewał, jednak po ostatnich wydarzeniach wątpiłem, bym miał jeszcze okazje kiedyś dla niego zaśpiewać. Zacząłem ją układać, gdy razem wracaliśmy znad jeziora, zainspirowała mnie nasza rozmowa, którą wtedy odbyliśmy. Przymknąłem oczy, byłem zmęczony, zmęczony brakiem snu, zmęczony bólem, zmęczony zmiennymi emocjami. Czy stanie się coś złego, jeśli zasnę? Tylko na chwilę... na naprawdę krótką chwilę, by choć trochę odpocząć, od tego wszystkiego, by choć przez chwilę nie myśleć, nie martwić się.

***

Skuliłem się, mocniej przylegając plecami do ciepłej ściany piekarni. Drżałem z zimna, moje łachmany przesiąkły wodą z topniejącego śniegu, zalegającego dookoła mnie. Zasłoniłem dłonią usta, kaszląc i pociągnąłem nosem, rozejrzałem się dookoła. Dzień się już kończył, gwar na ulicach ucichał, ludzie wracali do domu. Zmusiłem zziębnięte ciało do pracy i powoli podniosłem się z ziemi, i próbując odgrzać skostniałe dłonie w swoim oddechu, ruszyłem w stronę rynku. Liczyłem, że któremuś ze sprzedawców może spadło coś ze straganu i będę mógł to zabrać. Szedłem niezwykle powoli, powłócząc nogami, przez dziury w przemoczonym obuwiu, widziałem, że moje stopy przybrały niezdrowy, czerwony kolor z powodu zimna. Targ wydawał się być teraz niezwykle daleko, choć w rzeczywistości przecież znajdował się na końcu ulicy. Usłyszałem cichy szmer nad swoją głową, spojrzałem w tamtą stronę dokładnie w momencie, gdy czapa śniegu zsunęła się z dachu i spadła na moje ramiona. Stęknąłem, opadając na kolana i cały drżąc od przenikliwego chłodu, próbowałem strzepać z siebie warstwę śniegu, nim zacznie się topić. Z trudem podniosłem się z kolan i ruszyłem dalej, choć mróz docierał już do moich kości. Trzymając się ścian, wszedłem na plac targowy, tak jak przypuszczałem, większość straganów była już złożona, nieliczni sprzedawcy kończyli obsługiwać ostatnich klientów. Rozglądałem się wokoło, poszukując czegoś do jedzenia, co mógłbym wziąć, jednak nic takiego nie rzuciło mi się w oczy. Zacząłem okrążać plac, mając nadzieję, że coś ukryło się, zza którymś ze straganów, czy skrzyń. Czułem na sobie nieprzychylne spojrzenie mieszczan, którzy odruchowo łapali się za sakiewki, by sprawdzić, czy są na swoim miejscu, bezpieczne. Nie zwracałem na to większej uwagi, przywykłem do takiego zachowania, równą nieufnością byli obdarzani, również inni żebracy. Nim skończyłem obchodzić cały targ, wszystkie stoiska były już schowane, a ludzie pakowali niesprzedany towar do wiklinowych koszów, by zabrać je z powrotem. Wycieńczony osunąłem się na ziemię, nie zwracając uwagi na zalegający tam śnieg, po drugiej stornie uliczki, z której na samym początku wyszedłem. Oddychałem ciężko, a mój oddech zamieniał się w niewielkie obłoki. Zgarnąłem trochę śniegu i włożyłem do ust, czekając, aż się tam rozpuści. Przełknąłem lodowatą wodę, która raniła moje gardło i wlewała się do brzucha, wywołując nieprzyjemne uczucie. Powtórzyłem tę czynność kilka razy, zaspokajając pragnienie. Nie miałem sił, by wracać z powrotem pod piekarnię i tam się ogrzać, więc zostałem na miejscu, myśląc o tym, jak zimno będzie w nocy. Kuląc się, zaciskałem dłonie na łachmanach, zastanawiając się, czy w ogóle dożyje świtu, minęły trzy dni od mojego ostatniego posiłku, byłem zziębnięty i skostniały, pozbawiony sił. Przyciągnąłem kolana do brzucha i oparłem o nie czoło, przymykając oczy. Wsłuchiwałem się w dźwięki, rozlegające się dookoła. Sapanie sprzedawców, dźwigających ciężkie skrzynie i kosze, skrzypienie śniegu pod butami ich i przechodniów, pojedyncze hałasy docierające zza drzwi pobliskich domów, gwar panujący w gospodzie, ciche rozmowy na różne, błahe tematy. Ktoś nowy wszedł na targ, a dźwięk jego kroków sugerował, że zbliżał się w moją stronę, nie zwracałem na to większej uwagi, dopóki skrzypienie śniegu nie ustało, tuż przede mną. Lekko zaniepokojony podniosłem głowę.

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki}Where stories live. Discover now