Rozdział 6

2 0 0
                                    

Rozdział 6

Kilka godzin później niedaleko areny na hale wkroczyły trzy osiodłane konie prowadzone przez swoich jeźdźców. Była to Mysia na „Ostrodze", Malutka na „Winter" oraz Spoky na „Katiuszy". Dziewczęta ustawiły swoje sportowe rumaki z dala od siebie i zajęły się podpinaniem popręgów. Malutka i Mysia trenowały do co kilku miesięcznych zawodów skokowych natomiast ich siostra trenowała z nimi dla przyjemności i towarzystwa. Zawodniczki nie miały nic przeciwko jazdy z trzecim jeźdźcem trzymając się motta im nas więcej tym weselej.

- Spokój „Kati" – powiedział bardzo stanowczo szop pracz doprowadzając wierzchowca do porządku.

Ten jeździec nie należał do najcierpliwszych. Spoky nie akceptowała sprzeciwu lub humorów. Nigdy nie podniosła by ręki na żadne żywe stworzenie, ale potrafiła pokazać kto tu rządzi. Oczekiwała zawsze posłuszeństwa i dyscypliny wobec swoich zwierząt jakie dosiadała.

Niedługo potem wszystkie trzy siedziały na koniach robiąc wolty i przekątne w stępie w celu rozgrzewki.

- Dziewczyny sprawdźcie popręgi – powiedziała Mysia zatrzymując swojego konia i sprawdzając pas trzymający siodło.

Jej siostry poszły w jej ślady. Żadna z nich nie miała ochoty spaść z siodłem pod kopyta ponad pół tonowego, galopującego zwierzęcia. Czasem okoliczności takiego wypadku mogły decydować o życiu, śmierci, urazu fizycznego lub psychicznego człowieka, więc wolały poświecić kilka krótkich minut na sprawdzenie stanu sprzętu. Priorytetem jest bezpieczeństwo.

- Sprawdziłyście? – spytała biała myszka.

- Tak – odpowiedziała żółwinka.

- Tak – odpowiedziała dziewczyna na karym wierzchowcu.

- No to kłus – odpowiedziała siostra ściskając fryza łydkami dając znak do truchtu.

Jej sportowa, świetnie wyszkolona klacz od razu przyśpieszyła. Mysia musiała lekko przytrzymać swojego konia, który znany był na Ranchu ze swojej dynamiczności.

Po kilku minutach postanowiły popędzić swoje rumaki do galopu i poskakać przez kilka nie wysokich przeszkód. Ich rumaki wyciągały łby pokonując kilkadziesiąt centymetrowe przeszkody. Podczas treningu nie rozmawiały zbyt wiele, ale po jeździe nie odmówiły by krótkich wymiany zdań na koniec zazwyczaj udanej sesji przygotowujących je do zawodów.

- Jutro wieczorem jedziemy na wyspę Parental oglądać smocze gody – powiedziała Malutka pozwalając swojej angloarabskiej kobyle na spuszczenie łba.

- Ilekroć to widzę tym bardziej jestem oszołomiona pięknem tego widoku – dodała Spoky klepiąc swoją karą klacz po szyi.

- Ja również – powiedziała myszka.

- Myślicie, że „Błękit" znajdzie sobie partnerkę na tegorocznych tańcach na gwiezdnym niebie? – spytał jeździec na czarnej hanowerskiej klaczy.

- Mam nadzieje, że tak, bo odkąd na Ranchu pojawiła się nasza nowa smoczyca „Lorelei", „Tajfun" i „Błękit" mają bardzo napięte relacje i mam szczerze mówiąc tego dość. Może dzięki jego nowej dziewczynie zapanuje jakiś ład i porządek – powiedziała dziewczyna na koniu rasy fryzyjskiej.

Siostry spojrzały na siebie porozumiewawczo. Ich siostra nie znosiła konfliktów, a mimo to non stop darła koty ze swoim bratem Małym powodując ciągłe awantury. Jednak mimo sarkastycznej wypowiedzi Mysi postanowiły nie przypominać jej o jej własnym postępowaniu jeśli chodzi o spory.

- Dobra robi się późno, więc czas wracać do domu – powiedziała żółwinka kierując „Winter" na środek placu.

Malutka miała racje, gdyż dopiero teraz spostrzegły jak bardzo straciły poczucie czasu. Na niebie malowały się odcienie czerwieni, różu i granatowego, a słońce znikało za horyzontem ustępując miejsce księżycowi.

- Dobra wy schodźcie, a ja jeszcze trochę potrenuje z „Katiuszą" bo widać ciągle ma za dużo energii – powiedział jeździec na karym koniu.

- Dobra – odpowiedziała Mysia zsiadając z konia.

Podczas gdy Spoky kończyła trening a z hali słychać było parskanie konia i uderzenia końskich kopyt o ziemie dwie siostry prowadziły swoje konie w stronę siodlarni.

Idąc w stronę siodlarni zobaczyły Mikrusa i Szynszyle porządkujących sprzęty jeździeckie na wieszakach.

- Gotowe na jutrzejszą wycieczkę? – spytali zajęci czyszczeniem wędzideł do jazdy konnej.

- Jasne! – odpowiedziały chórem wszystkie trzy przywiązując swoje konie przed budynkiem.

- To świetnie – odpowiedział żółw z ekscytacją.

Nagle entuzjazm wszystkich ucichł gdyż z hali usłyszeli trzask drewna, przeraźliwe rżenie i krzyk. Po kilku sekundach przeraźliwe dźwięki ucichły, ale na twarzach Mikrusa, Szynszyli, Mysi i Malutkiej malował się strach i przerażenie.

- Chwila moment gdzie jest Spoky!? – spytał z przerażeniem żółw patrząc na siostry wracające z treningu.

- Chciała jeszcze chwile potrenować – powiedziała myszka.

- Zostawiłyście ją samą! – wykrzyknął treser smoków z niedowierzaniem patrząc na swoje siostry.

Cała czwórka rzuciła się biegiem w kierunku krytego maneżu. Bali się widoku jaki mogą ujrzeć na oczy. Czy wierzchowiec i ich siostra są cali, czy coś im się stało i jak poważny jest ich stan jeśli zostali ranni. Szynszyla dobiegła jako pierwsza z hukiem otwierając wrota.

Do środka przecisnęli się po kolei na wypadek gdyby mieli do czynienia ze spłoszonym rumakiem, którego otwarte wrota mogły by wypuścić na zewnątrz, a nagłe pojawienie jeźdźców przestraszyć. Ku ich uldze Spoky stała o własnych siłach uspakajającą swego czarnego rumaka. Jedynymi którzy ucierpieli było kilka belek straconych przez ponad pół tonowe zwierzę.

- Spoky wszystko w porządku? – spytała Szynszyla podbiegając do młodszej siostry.

- Tak wszystko ok – odpowiedziała lekko się uśmiechając.

Ku ich uldze nikomu nic się nie stało, aczkolwiek mieli taką nadzieje.  

OURS 2Where stories live. Discover now