Rozdział 14

1 0 0
                                    

Rozdział 14

Mikrus czuł się winny, że spłoszył „Blancę". Jego skrzydlaty przyjaciel znalazł swoją ukochaną, a on wszystko zepsuł. Oczywiście „Błękit" nie miał mu tego za złe, ale co z tego. Samica uciekła i najprawdopodobniej szybko nie wróci, a wytresowany samiec, któremu przed chwilą wróciła chęć do życia teraz znów posmutniał, leżąc całe dnie w rogu boksu.

- Choć mały, wracamy do domu – powiedział łagodnie treser.

Stwór jeszcze raz spojrzał tęsknym wzrokiem w stronę w którą odleciała smoczyca i wolnym krokiem ruszył za swoim opiekunem. Nie trzeba było znać się na zwierzętach by wiedzieć, że ten granatowy smok nie jest w nastroju. Oboje szli przez plażę wracając do domu myśląc o tym jak sprawić by dotychczas dzika smoczyca zaufała ludziom i jednocześnie zostać ze swoją miłością. W jaki sposób mogli by udowodnić swoje dobre zamiary i pokazać jej, że nie musi przed nimi uciekać. Ciemno – różowy żółw rozważał czy by nie puścić „Błękita" wolno, ale to nie wchodziło w grę, gdyż gad ten przez całe swoje życie spędził z ludźmi. Podobnie jak jego starszy brat „Tajfun" nie wiedział co to życie na wolności bez ogrodzeń, ciepłej, wygodnej stajni i co dziennie pełnej miski bez potrzeby polowania. Najprawdopodobniej już nie dało by się go nauczyć żyć w dziczy wśród stworzeń własnego gatunku. Zapewne nawet nie wiedział co to znaczy być wolnym i żyć bez zasad ustalonych przez człowieka. Jak żyć bez zapachu znanych mu dłoni czy bez siodła na grzbiecie.

- Nie można nieć wszystkiego – pomyślał.

Jeździec tylko otworzył boks, a niebieska bestia od razu weszła do środka. Mikrus spojrzał w stronę miski, którą postawił wczoraj wieczorem. Do tej pory jedzenia nie ubyło, ale nie mógł siłą zmusić skrzydlatego przyjaciela do zjedzenia czegokolwiek. Musiał się pogodzić, że jest bezsilny i na razie nie może zmienić obecnej sytuacji.

- Znajdziemy ją, obiecuję – powiedział na pożegnanie zaglądając przez kraty boksu.

Jak się domyślił rodzina przy śniadaniu wypytywała chcąc znać całą prawdę dlaczego zniknął o około piątej rano bez wyraźnej przyczyny. Żółw z niechęcią odpowiadał na tę pytania. Jego myśli wędrowały w stronę dwóch zakochanych smoków, którym widać nie jest dane być ze sobą. Zawsze z rana głód zaglądał mu w oczy, a teraz chyba po raz pierwszy w życiu śniadanie wydawało mu się zbędne i pozbawione smaku. Czyżby „Błękit" zaraził go swoim smutkiem? Po śniadaniu wybrał się na przejażdżkę konną z Kolcusią. Czuł, że powinien omówić z kimś swoje ostatnie przemyślenia dotyczące miłości dwóch bestii.

- Myślę, że powinniśmy pomóc losowi połączyć ze sobą „Błękita" i „Blancę" – powiedział w końcu do swojej siostry.

- No wszystko fajnie, ale jak? – spytał nie wzruszony różowy triceratops. – Z resztą nie powinniśmy zbytnio ingerować w prawa przyrody.

Przez chwile panowała cisza. Treser doskonale wiedział o co chodzi treserce gryfów, ale nie mógł pozostawić te sprawę tak jak jest. Jeden smok całe dnie leży przygnębiony, jakby życie straciło sens, a drugi zapewne też jest nie szczęśliwy. Skoro matka natura nie potrafi ułożyć tej sprawy to może najwyższy czas pomóc losowi.

- Może jej poszukamy i udowodnimy czystość naszych serc – zaproponował ciemno – różowy żółw.

Ich bułane ogiery parsknęły zadowolone z wycieczki po lesie. Ich biała końska sierść błyszczała w słońcu, a ich długie, czarne ogony lśniły w promieniach. Jeźdźcy trzymali swoje rumaki na długich wodzach pozwalając im na wydłużenie szyi.

- Jasne już to widzę – odpowiedział Kolcusia parskając śmiechem.

Jej brat naburmuszył się.

- Dlaczego wszyscy są ciągle na nie? – powiedział przez zęby żółw.

Skrócił wodzę, ścisnął łydkami boki konia i ruszył szybkim kłusem zostawiając treserkę daleko w tyle.

- Hej zaczekaj – krzyknęła poganiając swojego wierzchowca „Mufina".

- Dlaczego nikt nie chce pomóc „Błękitowi" – myślał jeździec. – Dlaczego ten temat zawsze kończył się słowem „nie". Co się wszyscy na to uwzięli i nie mieli zamiaru pomóc. Jedyne co na razie zrobili to wymyślili imię dla samicy, wielkie rzeczy. Zamiast wziąć się do roboty oni patrzyli na marniejącego przyjaciela.

Mikrus zatrzymał się dopiero przy stawie, który mieścił się na południu wyspy.

- Tu jesteś – powiedziała siostra dołączając do brata.

Przez chwile stali w milczeniu patrząc na kamienny brzeg. Woda była zupełnie płaska i tylko wiatr lekko muskał tafle wody. Ich wierzchowce zupełnie nie świadome napięcia między swoimi opiekunami zwiesiły łby pijąc ze zbiornika wodnego.

- Przepraszam – odpowiedzieli jednocześnie.

- Nie to ja przepraszam – powiedział żółw. – Zdajesz sobie sprawę podobnie jak ja, że zdobycie zaufania „Blanci" będzie trudne, a ja oczekuję, że podejdziesz do tego z entuzjazmem i jeszcze od razu się tym zajmiesz.

Siostra popatrzyła na smutnego jeźdźca.

- To nie twoja wina – odezwała się patrząc Mikrusowi w oczy. – Zauważyłeś problem i chcesz go rozwiązać, ale z naszą pomocą, a my nie chcemy nawet ci odpowiedzieć dlaczego nie pomożemy powtarzając w kółko „to nie takie proste" jakby nam wcale nie zależało.

Treser dinozaurów uśmiechnął się na słowa siostry. Widać było, że lepiej mu się zrobiło gdy wyrzucił z siebie to co go dręczyło przez ostatnie kilka dni.

- No chodź – powiedziała zawracając konia. – Idziemy jej poszukać.

Na te słowa Mikrus, już w znacznie lepszym nastroju pognał za siostrą. 

OURS 2Where stories live. Discover now