Rozdział 10

1 0 0
                                    

Rozdział 10

Na niebie świeciły już gwiazdy, a słońce już dawno ustąpiło miejsce księżycowi. Pomarańczowe wydmy przybrały kolor granatowy. Zmianie uległa także temperatura, która z wysokiej w ciągu dna spadła teraz do kilkudziesięciu stopni. W sercu pustyni, jak zawsze panował spokój, czy to noc, czy to dzień. Tylko wiejący wiatr wydawał z siebie jakiś dźwięk co ratowało podróżników od wariactwa. Cisza na pustyni było jak wyrok śmierci czającej się wśród wydm. Wszyscy leżeli w swoich śpiworach przykryci ciepłymi kocami wypatrując smoków.

- Zaraz tu będą! – krzyknęła Malcia, wskazując ręką w stronę kilku skał w oddali.

Ich siostrzyczka miała racje. Usłyszeli trzepot setki skrzydeł, ryki smoczygonów podobne do pisków delfina a niedługo potem ujrzeli cienie latających gadów. Leciały w kluczu niczym ptaki, które zmierzają do ciepłych krajów opuszczając zimne doliny do których wrócą gdy nastanie wiosna. Wszyscy ściskali poduszki nie mogąc wytrzymać napięcia jakie między nimi panowało. Tyle czekali na to wydarzenie, że wielu z nich miało motyle w brzuchach.

- Niech się już zacznie, niech się już zacznie – powtarzała Legend, Alpine, Miu, Malcia i Besia.

Ku ich uldze napięcie nie trwało długo. Magiczne bestie zaczęły latać po niebie wybierając sobie przyszłych partnerów lub partnerek. Ich ruchy przypominały akrobatykę na występie w cyrku kierowaną przez samą matkę naturę. Nie brakowało tam salt, obrotów, szybkich i wolnych lotów, latania nisko tuż nad ziemia, którą muskały skrzydła oraz wysokie niczym do nieba loty, które kończyły się bezwładnym spadaniem a w ostatniej chwili zerwaniem się do lotu by nie spaść z hukiem na ziemie.

- Patrzcie tu i tu! – słyszeli co chwile jeźdźcy głosy najmłodszych członków rodziny zachwycających się godami smoczych nimf.

Ci tylko patrzyli i kiwali głowami z zachwytu. Wcale nie przeszkadzało im ciągłe dziecięce komentarze do rzeczy, które mogli wytłumaczyć naukowo. Czasami potrzebowali takiej odmiany by wrócić do czasów kiedy to oni byli mniejsi i nie mogąc sobie pewnych rzeczy wytłumaczyć dziwili się światem.

Natomiast „Błękit" spoglądał z utęsknieniem w gwiezdne niebo szukając smoczycy, którą spotkał na wyspie. Wydawał się bardzo podekscytowany nawet jeśli widział ją tylko kilka minut. Ten gatunek smoków miał tendencje zakochiwania się do końca życia w kilka krótkich chwil ze wzajemnością. Najwyraźniej smok jeźdźców stał się kolejną ofiarą bogini miłości Afrodyty. Niestety całkiem możliwe było, że piękna samica znalazła sobie innego samca z którym spędzi resztę życia. Jeśli rzeczywiście by tak było „Błękit" musiałby zaakceptować jej decyzje i poszukać sobie inną. Złamane serce należało do jednej z poważniejszych przypadłości, którą nie dało się wyleczyć wielkimi tabletkami.

- Ciekawe czy „Błękit" znajdzie swoją ukochaną? – powiedziała Besia patrząc ze smutkiem na swojego skrzydlatego przyjaciela.

- Znajdzie, znajdzie – zapewnił ich Mały bez emocji.

Żółw wiedział, że dzika smoczyca przyjdzie do swego ukochanego i raczej wątpił, żeby znalazła sobie kogoś innego w kilka godzin zwłaszcza po tym jak był świadkiem spotkania między dwoma smoczygonami. Widział miłość w ich oczach oraz piski świadczące o wielkiej przyjaźni jaka zaczęła się między nimi tworzyć. Był niemal pewny, że samica pojawi się wcześniej czy później.

- Patrzcie, jakiś smok odłącza się od grupy! – krzyknęła Malcia wskazując palcem w niebo.

Siostrzyczka nie myliła się. Jeden niebieski stwór odłączył się od grupy godujących smoków i zleciał na ziemie chowając się za kilkoma skałami. Wszyscy przestali oglądać tańce na gwiezdnym niebie i spojrzeli na stworzenie, które wyglądało jakby na coś czekało. Jeźdźcy jeszcze nigdy nie widzieli, a nawet nie sądzili, że takie płochliwe, nieufne i dzikie zwierzę odłączy się od stada i podejdzie tak blisko ludzi. Spodziewali się wszystkiego, ale nie tego.

- Co jest? – spytała Mysia patrząc na smoka wielkimi oczami.

Na odpowiedz nie musieli czekać długo. Błękitny oswojony stwór natychmiast podbiegł do swojej ukochanej.

- To ta smoczyca! – szeptali wszyscy między sobą nie chcąc spłoszyć biało – niebieskiego zwierzęcia.

Przez kilka krótkich minut oba smoki skakały wokół siebie piszcząc przyjaźnie i raz po raz liżąc się po pyskach. Widać było, że się kochają. Po chwili nowa bestia wzbiła się w górę. Zamruczała zachęcająco dając znak swej miłości by z nim poleciała. Samiec popatrzył w kierunku swoich opiekunów błagalnym wzrokiem.

- Rozumiem kolego. Leć z nią, zasługujesz na to – powiedział Mikrus głaszcząc przyjaciela.

Treser zdjął mu uprząż z klatki piersiowej i skiną głową. Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. „Błękit" natychmiast poderwał się do lotu i udał się do swej drugiej połówki. Podczas gdy jeźdźcy obserwowali całe widowisko z dołu okryci ciepłymi kocami dwa smoki oddaliły się od setki smoczygonów godujących ze sobą. Ich niebieskie łuski lśniły pod osłoną granatowego nieba rozświetlanego przez gwiazdy i księżyc. Samica od razu przejęła inicjatywę poleciwszy z dala od obozowiska, mrucząc do swojego partnera z wyraźnym uczuciem.

- Leć za mną – zdawała się mówić.

Samiec bez zastanowienia oślepiony głębokim uczuciem jakie żywił do swojej partnerki przyśpieszył podążając za swoją miłością życia. Oba stwory leciały tuż nad ziemią niemal muskając brzuchami piasek, który stale wędruje z pustyni do dalekich zakątków ich świata. Nagle biało – niebieski smok wzleciał w górę unosząc się coraz wyżej i wyżej. „Błękit" bez namysłu dołączył do niej. Zaryczał w jej stronę pytająco na co ono odpowiedziała mu cichym, przyjaznym pomrukiem. Mimo braku jednoznacznej odpowiedzi oswojone i wytresowane przez ludzi zwierzę nie zmieniło kierunku lotu. Po kilku sekundach samica zatrzymała się w powietrzu czekając aż jej coś więcej niż tylko przyjaciel dołączy do niej na górze. Po kilku sekundach oba fantastyczne zwierzęta znajdowały się na równi. Wśród migoczących gwiazd bez ani jednej chmury na niebie wyglądały jakby były w kosmosie.

Patrząc sobie prosto w oczy, które źrenice na skutek ciepłego uczucia rozszerzyły się, czas zatrzymał się. Zrobiło się tak gorąco, że dwie pary skrzydeł zatrzymały się przestając unosić ciężar ciała nad ziemią. Zaczęły szybko spadać nie odrywając od siebie wzroku. Ich ciała czuły wiatr spadania w dół ale nawet strach o własne bezpieczeństwo, ani nawet groźba śmierci nie mogła ich zmusić do zaprzestania tonięcia przez własne spojrzenia. Dopiero kilka krótkich metrów od ziemi sprawiło, że oba niebieskie smoki rozłożyły swe rozłożyste skrzydła i unosząc się pod naporem wiatru złapały się za ich czubki, jakby wzięły się za ręce. Szybowały niesione przez ciepłe wiatry niosące nagrzany przez słońce piasek. Dwoje zakochanych unosiło się pod naporem wiatru podobnie jak inne zakochane jak one stwory. Jeźdźcy leżeli na dole przyglądając się temu niezwykłemu widowisku jak nierozerwane więzi tworzą między sobą zwierzęta, które dla wielu nie potrafią kochać.

Jednak wszystko co piękne musi się kiedyś skończyć. Gwieździsta noc minęła szybciej niż się wszyscy spodziewali. Niebo zaczęło zmieniać barwę z granatowego na pomarańcz, a słońce występowało znad horyzontu by powitać nowy dzień. Setki smoków całą chmarą zaczęły szykować się do odlotu na swoją wyspę. Dzika smoczyca wzleciała w górę mrucząc do niebieskiego samca jakby chciała powiedzieć;

- Leć ze mną.

Jednak miejsce „Błękita" było wśród ludzi, których kochał. Słońce coraz bardziej okrywało swoim blaskiem pustynie, a smoczygony musiały już odlatywać. Ukochana oswojonego smoka musiała odlatywać. Biało – niebieska samica zapiszczała ze smutkiem do swego wybranka i odleciała za resztą stworów pozostawiając ciemno – niebieskiej bestii tylko pustkę w rozdartym sercu.

OURS 2Where stories live. Discover now