Rozdział 25

1 0 0
                                    

Rozdział 25

- Dokąd idziesz? – spytał Mikrus, podążając za nią. – Powinniśmy zacząć szukać ich już teraz.

- Wiem, ale opracowałam coś co może się przydać w poszukiwaniach. Z resztą miała teraz zająć się dinozaurami wodnymi.

Reszta jeźdźców podążała za nimi. Po kilku minutach dotarli do wielkiego na kilka, ładnych hektarów basenu dla morskich gadów. Było tam wiele zbiorników wodnych oddzielonych między sobą kratami ze stali nie tylko pod, ale i nad wodą. Neli podeszła do jednego z tych zbiorników i zaczęła lekko chlapać wodą zupełnie jak małe dziecko. Z początku wszystkim wydało to się dziwne i nie na miejscu, lecz po chwili ujrzeli wielkie stworzenie wyławiające się z wody. Zwierzę pojawiło się tak nagle, że rodzeństwo o mało co nie upadł z krzykiem.

- Co to jest? – spytała Malutka ze zgrozą w głosie.

W ich klinice rzadko co pojawiały się dinozaury morskie. Cokolwiek to było miało długą szyję i cztery płetwy.

- Elasmozaur – odpowiedziała gładząc stwora po łbie.

- Do czego on nam potrzebny? – spytał nadal zdziwiony Mikrus.

Treser znał się na dinozaurach wszelkiego rodzaju, ale nie przychodziło mu do głowy do czego mógłby się on im przydać.

- Widzisz ja też znalazłam kilka pułapek na wyspie – zaczęła podchodząc nad wodę. – Znalazłam sposób jak kontrolować tą wyspę bez kamer i codziennych lotów nad wyspą. Rok temu wymyśliłam tan sposób.

Wszyscy wciąż mieli wielkie oczy nic z tego nie rozumiejąc.

- Smoczygony potrafią pływać, spędzają tam większość czasu, więc zamontowałam jej kamerkę by kontrolowała wybrzeża i głębiny przy wyspie – powiedziała wspinając się grzbiet dinozaura morskiego.

- Sprytne – odpowiedział Mały rozumiejąc co Neli chciała zrobić.

Dopiero teraz zauważyli, że zwierzę ma na grzbiecie szelki z jakimś przedmiotem na plecach.

- Dobra mam – powiedziała ześlizgując się z śliskiego grzbietu gada. – Zbierzmy się wszyscy w kuchni.

Wieczorem wszyscy jeźdźcy siedzieli przed ekranem komputera mając nadzieje, że ujrzą w nim jakąś wskazówkę. Po chwili Neli zaczęła przewijać obrazy szukając tego właściwego.

- Jest – powiedziała po kilku długich minutach.

W ekranie pokazał się obraz pływających smoków. Błękitne stwory pływały w niezwykłej harmonii przyjmując tak niezwykłe figury i pozy, że żaden obraz, wiersz czy rzeźba nie byłaby wstanie oddać tego co widzieli. Z zachwytu nie mogli mówić, tylko patrzyli w zdumieniu.

Nagle pojawił się cień jakiegoś wielkiego przedmiotu na powierzchni. Przez chwile nie działo się nic. Wielki, czarny okręt niewinnie unosił się na wodzie. To co nastąpiło potem przeraziło wszystkich. Wielka, metalowa sieć spadła do wody szukając ofiar do złapania. Wybuchła wrzawa. Błękitne smoki pływały w popłochu chcąc uciec od tej czarnej ręki szukającej strasznej krzywdy. Nic nie uciekło, wszystkie złapane.

- Cofnij! – krzyknęła Szynszyla.

Obraz został zatrzymany na szamoczących się zwierząt w pułapce. Źrenice jeźdźców zmniejszyły się.

- To „Blanca"! – krzyknęli.

Mimo, że księżyc rozświetlił już całe niebo nikt nie czuł zmęczenia. Wszyscy najchętniej popędzili by do stajni, osiodłali swoje latające stwory i popędzili na ratunek. Problem polegał na tym, że nikt nie wiedział gdzie one są.

- Nie ma rady musimy iść spać – stwierdziła Lori wstając z krzesła.

- Nie będę siedział bezczynie! – krzyknął weterynarz zrywając się z krzesła.

- Dobra Mały, leć – odpowiedziała niewzruszona zdenerwowaniem kuzyna.

Wściekły żółw opadł zrezygnowany na siedzisko. Neli miała rację. Wciąż pełen adrenaliny i niepokoju podszedł do blatu zrobić sobie herbatę. Czasem gdy było naprawdę źle, jak teraz pił herbatę z miodem i cytryną. To go uspokajało i pomagało zebrać myśli.

- Jak wasz braciszek się uspokoi to wam coś opowiem na złagodzenie nerwów – zaczęła niepełnosprawna żółwinka bawiąc się długopisem w ręku.

Na jej słowa wybuchło nagłe zainteresowanie. Nawet Małemu spadł poziom stresu i zaczął się przysłuchiwać.

- Czy to ta stara legenda o smoczygonach? – spytała Marin, wyostrzając słuch.

- Tak – odpowiedziała bez emocji.

- Opowiedz! Opowiedz! Opowiedz! – prosili wszyscy przekrzykując się nawzajem.

Neli podniosła ręce do góry na znak, że się podaje i zaczęła opowiadać.

- Mój ojciec Protektor opowiadał mi pewną legendę – zaczęła. 

Mówiąc to spojrzała na pozostałych jeźdźców, którzy przysunęli się bliżej niej, aby posłuchać historii. Uśmiechnęła się na ten widok. Wiedział, że naprawdę chcą usłyszeć tej legendy. 

– Dawno, dawno temu na świecie żyły piękne nimfy. Tę rusałki leśne żyły w lasach ukryte, z dala od ludzi. Potrafiły pięknie śpiewać, litowały się nad zdychającym wróbelkiem umierającym w zimnym, mokrym śniegu, zbierały jagody, bawiły się i śmiały. Jednak przyszedł dzień kiedy ludzie zapragnęli posiąść ich moce uzdrawiania i przywracania zmarłych do życia. Krwawe obławy nie miały końca, jednak kiedy rozcinali sieci widzieli tylko niebieski, lśniący pyłek. Ostatnie rusałki zmieniły się w smoki pozbywając się swoich mocy tak by nie musiały już uciekać. Jedyną zdolność jaką sobie pozostawiły była miłość.

Wszyscy słuchali jej powieści w ciszy. Mały, który siedział sobie cicho w kącie rozchmurzył się trochę, po czym oparł głowę na krześle. Cieszył się, że chociaż Neli nie brakuje poczucia humoru. Skierował głowę w stronę okna, by popatrzeć na gwiazdy. Wielkie, ogniste kule spoglądały na niego, odbijając się w jego brązowych, zmartwionych oczach. 

OURS 2Where stories live. Discover now