Rozdział 12

1 0 0
                                    

Rozdział 12

Przez całą drogę powrotną „Błękit" wydawał się smutny. Jego opiekunowie patrzyli na niego z żalem, a zarazem bezradnością. Ich zwierz tak długo szukał swojej drugiej połówki, a teraz gdy wreszcie ją ma nie może z nią być. Czy to nie okrutne? Wczesnym popołudniem gdy wszyscy dotarli do domu ich skrzydlaty przyjaciel został zamknięty w swoim boksie koło boksów „Lorelei" i „Tajfuna" gdzie znajdowały się lotniska dla smoków, gryfów i pterodaktyli. Od momentu przyjazdu leżał w ciemnym koncie niemal nie tykając jedzenia.

- Musi być sposób by „Błękit" i jego dziewczyna byli razem – powiedziała Legend czyszcząc padok źrebaków razem z Miu.

- Zapewne jest, ale jaki? – spytał żółwik sprzątając odchody koni z polany.

- No dalej braciszku, wiesz o czym mówię – powiedział jednorożec spoglądając ironicznie na brata.

Żółw na chwile przestał sprzątać i łypną okiem w stronę siostry.

- Doskonale, ale co możemy zrobić? – spytał. – Widziałaś jak zareagowała gdy zobaczyła nas po raz pierwszy.

Nie chciał psuć zapału siostry, ale plan wydawał mu się mało realny. Ta samica definitywnie bała się ludzi i wątpił czy dało by się ją sprowadzić na stałe na rancho. Jeśli ich fantastyczny stwór chce z nią być to będzie musiał wybierać między zacisznym azylem strzeżonym przez jeźdźców, a dziką pełną zagrożeń wolnością na łonie natury. Życie to sztuka wyboru.

- „Lorelei" też nie była jakoś łatwa w oswajaniu, a dzisiaj łasi się jak szczeniak – powiedziała oburzona postawą Miu.

- Hej, hej, hej nie wybiegajmy za bardzo do przodu – powiedział jeździec hamując zapał członka rodziny. – Ta smoczyca została przez nas uratowana i tak między innymi nauczyła się ufać ludziom, a tu mamy do czynienia ze zdrowym smoczygonem żyjącym w dziczy.

Przez kilka kolejnych sekund panowała niezręczna cisza.

- To nie chciałbyś ją oswoić i się z nią zaprzyjaźnić, lepiej ją poznać? – spytała z wyraźnym zdziwieniem.

Na te pytanie Miu nie mógł udzielić odpowiedzi. Z jednej strony chciał uszczęśliwić swojego skrzydlatego przyjaciela, ale sposób myślenia Legend wydał mu się absurdalny. Jaki ona w ogóle miała plan? Iść do lasu, znaleźć smoczygona no i co dalej? Przyjąć motto „jakoś to będzie" czy dać się sparaliżować na kilka krótkich minut pochodzącą z pyska płochliwego zwierzęcia. Mogli by posłużyć się drastycznymi środkami typy lina, sieć czy kaganiec, ale przecież tu nie o to chodziło. Ich zadaniem było nawiązanie więzi ze stworzeniem oraz daniem wyboru czy chce ono pozostać dzikie i wolne czy przystosować się do życia u boku człowieka, a nie zaciągnąć je siłą na statek. To naginało ich zasady jakie przestrzegali w czasie obcowania ze zwierzętami.

- Chciałbym, ale powiedz mi jak? – spytał żółw.

- No cóż, jesteśmy jeźdźcami i wytresowaliśmy już całkiem sporo różnych gatunków, więc czym jest dla nas taki smoczygon? – spytała siostra zdecydowanie.

- Ok wielka zaklinaczko, to od czego mielibyśmy zacząć? – spytał lekko rozbawiony braciszek.

Biały jednorożec o niebieskiej grzywie umilkł na chwile próbując coś wymyśleć dumając w chmurach. Po chwili ciszy odpowiedziała;

- Zacznijmy od imienia.

Jeździec prychnął na taką propozycje. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Obstawiał nawet, że jego siostra zaproponuje mu kaganiec i łańcuchy niż zaprezentuje mu taki pomysł.

- Serio? – spytał myśląc z początku, że to jakiś kiepski żart.

- Przecież musi mieć jakieś imię – odpowiedziała. – Z resztą jak mamy o niej mówić. Nie możemy ciągle używać słów „dziewczyna Błękita" albo „ukochana Błękita".

- W sumie racja – zgodził się z nią żółwik.

Kontynuacje tej rozmowy postanowili przełożyć na wspólną dwu godziną wycieczkę na koniach jak zawsze w towarzystwie reszty rodzeństwa. Woleli ustalić tą sprawę w większym gronie.

- Więc mamy wymyśleć imię dla miłości życia naszego smoka? – spytała Alpine spoglądając w stronę Miu i Legend gładząc swoją tarantowatą klacz „Kropkę".

Jechali leśną ścieżką słuchając końskiego parskania i stukot kopyt uderzających o kamienie i korzenie wystające z ziemi. Pogoda, trzeba było przyznać była ładna. Na niebie świeciło słońce przesłaniane koronami drzew, a ich włosy oraz gęste grzywy co chwila były rozwiewane przez wiatr wiejący z południa.

- Okay – odpowiedzieli niemal równocześnie.

Przez chwile każdy z nich milczał zastanawiając się nad propozycją jaką mogą zaprezentować pozostałym. Po kilku minutach rozpoczęła się prawdziwa debata w siodłach. Padały najróżniejsze imiona, ale ciągle spotykały się one z krytyką innych pomysłów. Jedne takie jak „Śnieżka" czy „Beauty" były zbyt pospolite, inne takie jak „Kalmata" oraz „Whisper" należały do dziwacznych i nie pasujących do takiej delikatnej istoty. Przerzucono wszystkie możliwe nazwy zaczynając od tych, które opisywałyby jej wrażliwy charakter, a kończąc nawet na łacińskich określeniach.

- Jej imię powinno być łagodne i w pełni oddający jej wygląd lub jej charakter – zaczęła Malcia, która przez całą rozmowę siedziała cicho. – Ponieważ nie znamy jej osobowości proponuję coś co nawiązywało by do jej wyglądu.

- Z wyglądu powiedziałabym, że ma białe pióra jak wszystkie samice smoczygona – odezwała się Besia. – Może więc „Białka"?

- Nie, nie, nie to jest takie prymitywne – jęknął rozczarowany żółw.

- Miu ma rację. Gdyby tak „White"? – zaproponowała owieczka.

Jednak jej wypowiedz nie spotkała się z uznaniem.

- Przecież już jedna z naszych fok tak się wabi, a nie chcemy ich ze sobą niepotrzebnie mylić – upomniała się Alpine.

Cała piątka dalej błądziła w myślach starając się wpaść na jakiś fajny pomysł.

- Skoro już uwzięliśmy się na ten „biały" to proponuje by wabiła się „Blanca" – powiedziała Legend.

- „Blanca"? – spytała ze zdziwieniem żółwinka.

- Tak, bo Blanco to po hiszpańsku biała – odpowiedział jednorożec.

- Dobra, podoba mi się – odpowiedziało każde z osobna.

Nie wiele myśląc przyspieszyli żywszym kłusem w kierunku domu.

OURS 2Where stories live. Discover now