Rozdział 17

1 0 0
                                    

Rozdział 17

- Odsuńcie się! – krzyknął Mikrus odskakując od dziwnych przedmiotów ukrytych w paprociach.

Wszyscy jeźdźcy oraz dwa smoki odskoczyły zaniepokojone słowami tresera.

- Mikrus co to jest? – spytała zdenerwowana Kolcusia.

Jednak żółw zamiast odpowiedzieć wziął pierwszy lepszy patyk leżący na ziemi i rzucił na w środek tajemniczego obiektu. Gdy tylko gałąź dotknęła ziemi wielka, metalowa sieć podniosła się w górę. Kilka sekund później w niebo wystrzeliła raca. Przez kolejną minutę panowała cisza.

- Boże gdybyśmy w to weszli... - zaczął Mały wciąż patrząc wielkimi oczami na pułapkę, która jeszcze kilka sekund temu leżała sobie niewinnie ukryta wśród zarośli.

- Masz rację, ale co robi ta raca nad nami? – spytała Mysia pokazując ręką na unoszące się w powietrzu czerwone, jaskrawe światło.

Wszyscy spojrzeli w górę. Rzeczywiście nad nimi wciąż unosił się ten sam ostrzegawczy blask, który wystrzelił zaledwie minutę temu.

- Myślę, że to może wskazywać lokalizację – powiedział różowy żółw z czerwoną skorupa.

Na jego słowa wszyscy zamarli. Ową zasadzkę na pewno zastawił Sami, ale dlaczego „Błękit" oddalił się od grupy gdy lecieli nad wyspą i zleciał prosto w paszczę lwa? Smoczygony to inteligentne stworzenia, więc po nic by tu na pewno nie zleciał. Co go tu zwabiło?

- Słyszycie to? – spytała Mini wytężając słuch.

Wszyscy umilkli i zaczęli nasłuchiwać.

- Niby co? – spytał treser smoków nasłuchując w skupieniu.

- Nie słyszycie? – spytała.

Rodzeństwo pokręciło przecząco głową. Żółwinka podeszła do wiszącej w powietrzu zasadzki i przyłożyła ucho do jednej z metalowych części. Po chwili zaczęła mocno szarpać za jeden z kawałków szukając czegoś. W końcu wyciągnęła jakieś małe urządzenie mniejsze od jej dłoni. To coś wydawało z siebie ciche, ledwo słyszalne dźwięki.

- Cóż to jest? – spytała myszka podchodząc do siostry.

- To jakiś wabik – powiedziała przykładając ucho do przedmiotu.

- Wabik na smoczygony – poprawił jął Mały, nasłuchując dźwięków dochodzących z niewielkiego przedmiotu.

Wszyscy obecni pobledli. Widać będą musieli przeżywać teraz to samo co rok temu, kiedy to Sami zostawił na śmierć około dwadzieścia smoków, a co gorsza wygląda na to, że sprawa jest znacznie poważniejsza. Ile jeszcze takich pułapek może się kryć w gęstwinie, a biedne, bezbronne niczego nie świadome stwory w nie wpadną. Jednak najbardziej zastanawiała ich tajemnicze raca świecąca na niebie. Zapewne jeszcze by dyskutowali, gdyby nie czerwone oczy obserwujące ich z zarośli.

- A to co? – spytała przerażona Mini patrząc w stronę kilku krzewów zaledwie kilka kroków od nich.

Jeźdźcy odwrócili się w kierunku w którym żółwinka pokazywał ręką. Cokolwiek to było to to coś było żywe. To bardzo zdziwiło, a jednocześnie przestraszyło jeźdźców, którzy nigdy nie widzieli takich stworzeń. Na wyspie smoków mieszkały tylko smoczygony a takich zwierząt jeszcze nie widzieli. Czyżby to był jakiś nowy gatunek albo albinosy tej rasy bestii? Wszyscy czekali w skupieniu obserwując nieznane im dotąd stworzenia. Mysia, Kolcusia, Mikrus i Mini wyjęli broń. Wszyscy czekali w napięciu zastanawiając się co zaraz nastąpi. Jeśli to coś ich zaatakuje będą zmuszeni się bronić, jeśli jednak to coś zacznie uciekać będą musieli niemal nie zauważeni za nimi podążyć. Pytanie tylko co odkryją i jak to wpłynie na nich lub na ich świat. Czy to coś jest groźne? Czy to coś na nich poluje?

- Bądźcie gotowi do szybkiej ucieczki – wyszeptał Mały wyciągając miecz.

Ponieważ „Błękit" i „Tajfun" nie nadawali się do walki zostały otoczone przez gryfy i pterodaktyle, które w razie ataku mogły by ich bronić.

- Szum – coś delikatnie przemknęło w krzakach.

W jeźdźcach buzowała adrenalina. Teraz już wiedzieli, że to coś na nich poluje. Mysia cały czas wodziła napiętym łukiem za przemykającymi demonami. Wszyscy stali w jednym kole niemal oparci o siebie plecami.

- Uważaj! – krzyknął Mikrus strzelając w stronę wielkiego zwierzęcia, które nagle wyleciało z zarośli chcąc skoczyć na Mini.

Usłyszeli strzał, ryk rannej bestii a potem już nic. Zaledwie przez kilka sekund mieli szansę obserwować konające zwierzę, którego strzał z pistoletu przeciął czaszkę na pół. Ciemno – czerwona krew spływała z czarnej głowy dziwnego stwora. Nie mieli zbyt wiele czasu na otrząśnięcie się z nagłego ataku, bo po kilku chwilach z drugiej strony wyskoczyło więcej takich stworów. Walk była zacięta i kompletnie nieprzewidywalna. Tajemnicze stwory z ogromną szybkością atakowały broniących się wojowników. Dwa oswojone smoczygony, nie wiedzieć czemu stały się głównym celem czarnych istot. Jeźdźcy strzelali do kolejnych agresywnych bestii, więc raz po raz padały na ziemi wściekłe konające, drgające jeszcze na ziemi. Krew tryskała z ran pod ciśnieniem kołaczących serc.

- Kolcusia za tobą! – krzykną Mikrus w stronę siostry.

Treserka gryfów odwróciła się pośpiesznie. W powietrzu ujrzała wielkie, smocze cielsko lecące z otwartą paszczą na przeciwnika. Przerażona wiedząc, że nie zdąży strzelić do wroga zasłoniła się rękami chroniąc głowę. Jednak ku jej zaskoczeniu stwór jej nie zaatakował. Wisiał nad nią bezwładnie w powietrzu mrugając swoimi czerwonymi oczami w których można było dostrzec gniew i nienawiść. Kolcusia obejrzała się za siebie chcąc poznać swego wybawcę i ku jej zdumieniu ujrzała „Błękita". Jej wierny, niebieski przyjaciel patrzył na unieszkodliwionego najeźdźcę ze złością, a z jego pyska ciągle smużyły się iskierki niebieskiej, paraliżującej mgły.

- Wszystko w porządku?! – pytali wszyscy swoją siostrę.

Na to ona uśmiechnęła się tylko.

- Wszystko ok dzięki „Błękitowi" – powiedział różowy triceratops, gładząc po pysku swego wybawcę.

W odpowiedzi smok zamruczał z rozkoszą. Teraz kiedy walka dobiegła końca mogli przyjrzeć się poległym bestiom. Ku ich zaskoczeniu ujrzeli zwierzęta podobne do samców smoczygonów. Jednak były one czarne, a na ich łbach usadzone zostały długie, czerwone, ostre rogi. Z ich paszcz wystawały białe kły, a długi, cienki, delikatny ogon jaki miały smoczygony został zastąpiony czerwoną, grubą łuską. Oczy jaki posiadały smoki jakie znali nie przypominały ślepiów jakie miały te bestię. Ich ślepia były czerwone z małą, niemal niewidoczną źrenicą.

- Co to jest? – spytała Szynszyla ze zgrozą.

- Nie wiem, naprawdę nie wiem – odpowiedział pobladły żółw z czerwoną skorupą.

Mysia zbliżyła się do sparaliżowanej bestii, zamrożonej przez „Błękita".

- Skończmy to – powiedziała celując łukiem w serce potwora.

- Stój! – krzyknął Mały. – Nie zabijaj go! Tego zabieramy ze sobą na badania. Zaraz dowiemy się co to jest.

OURS 2Where stories live. Discover now