Rozdział 24

2 0 0
                                    

Rozdział 24

- Szukajcie tam, gdzie nie przyjdzie wam do głowy szukać – mruknął Mikrus.

- No wiem jak to brzmi, ale to jedyna wskazówka – odpowiedział Mały siedząc na swojej samicy pterodaktyla „Chmurce".

Bracia lecieli w szyku razem z Malutką, Mini, Szynszylą i Kolcusią. Brakowało im jednego strażnika - Mysi, najlepszego łucznika. Myszka postanowiła zostać na ranchu aby mieć oko na Spoky, która od tygodnia bardzo dziwnie się zachowywała. Przynajmniej mieli pewność, że nie dojdzie do żadnej kłótni między Mysią a Małym.

- Czekaj, dlaczego nie lądujemy? Puszcza zaczyna się tu – spytał zdziwiony Mikrus spoglądając w dół.

- Wiem, ale jeśli chcemy znaleźć smoczygony musimy najpierw polecieć do cioci Marin i cioci Lori – odpowiedział.

Marin i Lori były o pięć lat starszymi siostrami Kevina. Niedługo po wcieleniu w życie mrocznych planów Samiego siostry postanowiły przenieść się na wyspę Dinozaurów i Smoczygonów aby objąć ochroną te tereny. Ich wyjazd był także związany ze śmiercią Protektora. Protektor był mężem Marin. Ten żółw przez lata tresował dinozaury i inne agresywne bestie stosując często dość brutalne metody. Jednak kiedy poznał swoją przyszłą żonę zrozumiał, że lepiej zbudować zaufanie ze zwierzęciem, niż zmuszać je do czegokolwiek. Zmarł podczas ratowania dzikiego Spinozaura. Podczas ataku ucierpiała także nastoletnia wtedy Neli, jego córka, która trafiła na wózek inwalidzki. Śmierć ukochanego ojca przeżyła jednak bardziej niż wyrok lekarzy. Jej mściwy kuzyn wiele razy namawiał ją by razem z nim zemściła się za krzywdy jakie przyniosły im zwierzęta, ale ona nie chciała go słuchać. Stwierdziła, że zemsta nie zmieni tego co już się stało, a tylko wznieci niepotrzebny ogień. Jednak mimo tej tragedii żółwinka postanowiła kontynuować dzieło ojca. To ona namówiła mamę i jej siostrę do założenia nowego rancha na wyspie dzikich bestii.

- Już prawie jesteśmy – powiedział podekscytowany żółw wskazując na budowle przed nimi.

Rancho na tej wyspie bardzo różniło się od ich domu. Ośrodek podzielono na dwie części, jedna połowa, gdzie opiekowano się smokami stała na wyspie Smoczygonów, natomiast druga połowa stała na wyspie Dinozaurów, gdzie zajmowano się dinozaurami. Jedyne co łączyło oba ośrodki był most zbudowany ze stali tak szeroki i mocny, że mogły po nim przechodzić Diplodoki i Brachiozaury. Mimo faktu jakie zwierzęta mieszkały na ranchu wszędzie panował porządek. Drogi były szerokie przez, które po bokach biegły wielkie pastwiska i wybiegi dostosowane do wagi, siły i potrzeb każdego gatunku dinozaurów. Ogrodzenia, również wykonane ze stali miały po piętnaście merów wysokości, które zabezpieczono dodatkowo podporami. Były także stajnie o grubych, betonowych ścianach i blaszanym dachu. Drzwi do boksów i wrota stajni otwierały przyciski i stalowe łańcuchy, gdyż żaden człowiek nie byłby wstanie nawet lekko je przesunąć. Był też kilkunastohektarowy basen gdzie leczono podwodne dinozaury. Cześć przeznaczona dla smoków wyglądała znacznie przyjemniej. Ze względu na łagodne usposobienie tych zwierząt zbudowano po prostu kopułę zrobioną z mocnej, metalowej siatki. Stajnie dla smoczygonów zrobione były z drewna, a rozmiarami przypominały stajnie dla koni. Na środku każdego rancha stał maneż. Domy mieszkalne jeźdźców nie różniły się zbytnio od domu jaki mieli na swojej wyspie.

Z podwórza pomachała im Lori i Marin.

- Cześć dzieciaki – przywitała się Lori witając się z bratankami.

- Cześć ciociu, miło was widzieć, ale nie pora na uściski – odpowiedział szybko. – Musimy działać.

- Racja, kilka dni temu dzwonił do nas wasz ojciec i opowiedział nam co się dzieje – odezwała się Marin.

OURS 2Where stories live. Discover now