5

927 102 25
                                    

Była tylko jedna rzecz, o której Minho zawsze marzył. Chciał po prostu mieć dach nad głową oraz jedzenie, by móc w spokoju żyć ze swoim młodszym bratem. Niestety chłopcy dość szybko stracili swoich rodziców, więc starszy musiał wcześnie dorosnąć.

To on pracował, zapewniał im wyżywienie i dbał by jego braciszek miał wszystko, czego potrzebował. Wcześniej wiele razy odmawiał sobie posiłków, by to Felix był syty i zdrowy. Pracował większą część doby, by mieli pieniądze, ale na szczęście udało mu się znaleźć dobrze płatną pracę w karczmie, więc miał więcej czasu.

Właściwie żyli sobie spokojnie w ich małej, drewnianej chatce po rodzicach i niczego im nie brakowało. Jasne, chcieliby mieć więcej wszystkiego, a już na pewno pieniędzy, ale doceniali to co mieli. Nawet młodszy Lee postanowił dorabiać, by wesprzeć brata, przez co nie mieli się o co martwić.

No prawie, ponieważ ostatnimi czasy banda rozbójników porywała młode dziewczyny oraz mężczyzn, którzy znikali bez śladu. Nikt nie wiedział, gdzie i po co ich zabierali, ale wszyscy się bali. A najbardziej bał się Minho, dla którego Felix był całym światem. Nie wyobrażał sobie utraty jego promyczka. Zapewne załamałby się bez niego.

Bracia od najmłodszych lat byli skazani wyłącznie na siebie, ponieważ ich rodzice pewnego dnia poszli do lasu i po prostu z niego nie wrócili. Nikt nie wiedział co się z nimi stało, ale również nikt ich nie szukał. Pewnie gdyby nie zaradność wówczas dziesięcioletniego Minho, umarliby z głodu albo zaczęliby kraść, ale na szczęście tak się nie stało.

Był szczęśliwy i doceniał to co miał, dlatego nie chciał ryzykować. Nie chciał by to wszystko poszło na marne, a wiedział, że gdyby pomógł nieznajomemu, coś złego mogłoby się stać. Bał się, że może dorwą go ci jeźdźcy, a nie chciał zostawiać Felixa samego. Młodszy nie poradziłby sobie bez brata.

I naprawdę było mu szkoda tajemniczego blondyna, który wyglądał na zagubionego, jednak dla niego najważniejszy był jego promyczek. Nie mógł tak wiele ryzykować, by pomóc kompletnie obcemu chłopakowi. Niestety.

Zrezygnowany wrócił do domu i uśmiechnął się, widząc młodszego przy piecu. Był w trakcie gotowania obiadu, przy czym cicho nucił, co tak bardzo Minho uwielbiał. Felix miał naprawdę ładny i czysty głos, którego chciało się słuchać, a niestety nie śpiewał często.

— Wróciłem. — oznajmił starszy, by zaraz objąć brata z uśmiechem.

— Czemu tak długo? Martwiłem się. — wymamrotał piegus.

— Wybacz, pomogłem jakiemuś chłopakowi po drodze, bo zgarnęliby go. — westchnął ze skruchą. — Co tam pichcisz? — zaśmiał się lekko.

— Cały ty, jestem dumny! A i robię zupę! — uśmiechnął się wesoło, przez co serce Minho topiło się. Tak bardzo kochał swojego braciszka.

— Długo jeszcze trzeba czekać? — wypuścił go ze swoich ramion, a młodszy doskoczył do garnka.

— Jeszcze troszkę. W tym czasie możesz przynieść kilka szczap, bo zaraz zgaśnie ogień. — spojrzał na niego przez ramię, a brunet od razu ruszył do małej szopki z drewnem, by przynieść kilka jego kawałków i wrzucić je do pieca. — Jak było w karczmie? — rzucił pogodnie młodszy.

— Mnóstwo klientów, ale nie będę narzekał. Dostałem więcej pieniędzy niż zazwyczaj. — uśmiechnął się, po czym monety z sakiewki wrzucił do pudełka, w którym trzymali oszczędności.

— Świetnie! — zawołał rozradowany chłopiec z piegami i nalał trochę zupy do dwóch misek, które postawił na stole. — Smacznego! — powiedział, po czym zajął się jedzeniem zadowolony.

— Wzajemnie. — odparł starszy, spoglądając czule na młodszego brata i sam zaczął jeść.

— Coraz lepiej! — pochwalił go szczerze.

— A dziękuję, staram się... — zachichotał, po czym bracia skupili się na obiedzie.

Ale myśli Minho mimowolnie krążyły wokół chłopaka, którego zostawił w lesie. Zrobił to co uważał za słuszne, jednak miał wyrzuty sumienia. Miał jedynie nadzieję, że nieznajomy sobie jakoś poradzi.

Fairytale | Minsung [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz