16

879 101 40
                                    

Następnego dnia Jisung obudził się jako pierwszy z całej trójki, a na jego ustach od razu zagościł uśmiech, gdy zrozumiał swoją pozycję. Dalej siedział na ławce w kuchni, jednak jego głowa leżała na torsie Minho, który szczelnie obejmował go jednym ramieniem, tuląc go tym samym do siebie. Jego nogi były przerzucone przez te należące do starszego, a ich ciała szczelnie okrywał miękki kocyk.

Momentalnie zaczęły go niemiłosiernie piec policzki przez falę zawstydzenia, jednak nie mógł powiedzieć, że nie podobało mu się to. Cholera, chyba nigdy nie miał lepszego poranka niż ten. Chociaż ciężko było to nazwać rankiem, ponieważ na zewnątrz było jeszcze ciemno, a nawet mógł dostrzec przez okno księżyc. Wstał wyjątkowo za wcześnie.

Był cały obolały, jednak nie było to winą pozycji w jakiej spał ani miejsca. Czuł, że rozkłada go choroba, a wiedział, że w tym świecie leki nie były tak skuteczne i powszechne, jak w tym, z którego przybył. I tutaj tkwił problem, ponieważ zdawał sobie sprawę ze stanu materialnego braci i wiedział, że nie może ich obciążać. Na tę myśl posmutniał i jedynie schował nos w torsie śpiącego Minho.

A przynajmniej myślał, że ten spał, choć tak naprawdę mylił się, bo Lee obudził się od razu, gdy tylko młodszy się poruszył, i czujnie wytężał zmysły. Doskonale słyszał smutne westchnięcie blondyna, który następnie bardziej się w niego wtulił, dlatego powoli rozchylił powieki, żeby na niego spojrzeć.

— O co chodzi? Co cię gryzie Ji? — spytał nieco zaspany, jednak jego umysł był rozbudzony. Był gotowy pomóc młodszemu w każdej sekundzie, dlatego obserwował go bacznie, gdy on zaskoczony uniósł na niego smutne oczy. Nawet nie ukrywał przygnębienia.

— Nie chcę być dla was ciężarem. — przyznał cicho, po czym zaczął nagle kaszleć, co zapaliło czerwoną lampkę w umyśle Minho.

Poprawił koc, który okrywał ich obu, by żadna kończyna Hana nie wystawała spod niego i, choć zrobił to niepewnie, objął go mocniej, żeby wtulić w siebie i ogrzewać.

— Ale o co ci chodzi? Nie jesteś i nie będziesz ciężarem dla nas. — fuknął oburzony Lee, by wlepić wzrok w zawstydzonego blondyna, który nieco skulił się i przylgnął do ciepłego ciała starszego.

Mimo wstydu, musiał przyznać, że naprawdę podobała mu się ta bliskość i chciał się nią nacieszyć. Poza tym ciepło emanujące od Minho było tak przyjemne, tak kojące...

— Obydwaj wiemy, że teraz nie mogę iść do pracy, by cokolwiek zarobić i pomóc. — wymamrotał, wbijając wzrok w swoje dłonie, którymi nerwowo się bawił.

Wiedział, że przez jakiś czas będzie na utrzymaniu braci Lee, co nie podobało się mu. Przypominały mu się początki i niechęć starszego, czego nie chciał ponownie doświadczyć.

— Nie wygaduj bzdur. To nie twoja wina, że zachorowałeś. Nie martw się na zapas, przecież nic złego się nie stanie jak posiedzisz trochę w domu i wyzdrowiejesz. — westchnął brunet, nie odrywając troskliwego wzroku od skulonego chłopaka. Nie podobało mu się, że młodszy tak bardzo to przeżywał, bo sam nigdy nie pomyślałby o nim jak o problemie czy ciężarze. — Lepiej wróć do spania. — pokręcił głową z niedowierzaniem.

Dopiero po chwili dotarło do nich w jakiej pozycji siedzą i jak blisko siebie się znajdują, jednak żaden nie drgnął. Odpowiadało im to, mimo że wstydzili się i bali, co drugi mógł w tamtym momencie myśleć. Spojrzeli sobie niepewnie w oczy, ale między nimi dalej panowała cisza. Upewniali się, że nie robią czegoś źle.

W końcu Han nieśmiało ułożył głowę na ramieniu Minho, by powoli zamknąć oczy, a on obserwował to z niemałym rozczuleniem. Nie wiedział jak wytłumaczy to Felixowi, jednak wolał skupić się na uroczym blondynie, który z czasem kompletnie odpłynął, mimo napadów kaszlu. Postanowił czuwać nad nim, gdyby ponownie się obudził, a przy okazji dość dyskretnie zaczął przeczesywać miękkie, blond kosmyki młodszego.

Dopiero po godzinie stwierdził, że to wcale nie było dobre miejsce do spania, dlatego z pełną ostrożnością wsunął dłoń pod kolana Hana, by wstać z nim na rękach. Bez wahania ruszył do swojego pokoju, gdzie ułożył śpiącego na łóżku i przykrył pierzyną, na którą zarzucił jeszcze kocyk. Doszedł również do wniosku, że Jisung potrzebował własnego pokoju, ale tym mógł zająć się dopiero na wiosnę.

Sam usiadł przy łóżku i spoglądał z zachwytem na dwudziestodwulatka, zastanawiając się co się z nim stało przez ostatni czas. Blondyn cały czas chodził mu po głowie, a on nie miał na to żadnego wpływu. Nie myślał o nim jak o współlokatorze czy koledze, oj nie. Zdecydowanie zbyt często nazywał go pięknym w myślach, a chęć ciągłego bycia obok również wykluczała jego czysto przyjacielski stosunek do Hana.

Doskonale znał odpowiedź, jednak wstyd było mu przyznać, że Jisung mu się zwyczajnie podobał. Nigdy nie był zakochany, ale od razu rozpoznał uczucie, jakie pojawiło się w jego sercu, choć nie zamierzał z nim walczyć. Właściwie nie planował zbyt wiele robić w tej kwestii. Po prostu chciał utrzymać tak dobrą relację z młodszym, by móc być blisko niego i cieszyć się tym.

Owszem, przez głowę przemykały mu wizje ich jako pary, jednak szybko pozbywał się ich, nie chcąc robić sobie nadziei. Tak jak bardzo podobał mu się blondyn, tak nie chciał niszczyć jakkolwiek ich relacji, a przecież nie wiedział jak młodszy zareagowałby na to, co do niego czuł. I może faktycznie byli ze sobą blisko, ale wynikało to z tego, że Han okazał się być przylepą, która po prostu potrzebowała bliskości. A Minho nie zamierzał mu jej odmawiać.

Wypuścił powoli powietrze z ust, nie mogąc oderwać wzroku od pogrążonej we śnie twarzy Jisunga, który wtulał jeden z policzków w poduszkę z cichym pomrukiem. Ciężko było mu się oprzeć pokusie, jednak zagryzł mocno dolną wargę, uciekając wzrokiem od ust śpiącego. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko.

Jego wzrok szybko wrócił do śpiącego chłopaka, którego oddech był płytki i nierówny. W pewnym momencie zaczął marszczyć brwi i nos, lekko kręcąc głową, co mocno go zaniepokoiło. Szybko wyciągnął dłoń, by położyć ją na jego czole. Gorące.

— Biedactwo. — westchnął załamany, by szybko pójść zrobić młodszemu okład.

Nie mógł przestać się obwiniać za to, co działo się z Jisungiem. Może gdyby bardziej na niego uważał albo szybciej przyniósł do domu, nie byłoby problemu. Mógł nie zgadzać się na te cholerne łyżwy albo lepiej wybadać lód zanim na niego weszli. To wcale nie musiało się tak zakończyć.

Przygnębiony usiadł na brzegu łóżka, by położyć chłodny okład na gorącym czole. Przy okazji zgarnął mu kilka jasnych kosmyków z twarzy, zahaczając opuszkami palców o gładką skórę. Miał gorączkę, która widocznie mąciła mu w snach, skoro się tak kręcił. Minho wręcz bolało serce, gdy widział go w takim stanie.

Chwilę wahał się, jednak powoli opadł na materac, również wsuwając się pod pierzynę, by następnie objąć drżące ciało młodszego, który przez sen mimowolnie się w niego wtulił. Serce Lee podskoczyło gwałtownie, po czym zaczęło radośnie trzepotać, szybciej pompując krew, która zabarwiła jego policzki na czerwono. Nie zamierzał się jednak odsuwać.

Ramiona same wygodniej oplotły Jisunga, który przekręcił się lekko, by wtulać się w bok Minho. Nie minęła dłuższa chwila, a chłopak uspokoił się. Nie marszczył już brwi, oddychając spokojnie i zaciskając dłonie na ubraniu Lee, który wsunął palce jednej z dłoni w jego włosy. Było mu... wygodnie. I miło.

Uśmiechnął się pod nosem, ale szybko ten uśmiech zniknął, gdy młodszym wstrząsnął dreszcz. Zmartwiony dokładniej otulił go pościelą i przyciągnął bliżej siebie, by mógł grzać go własnym ciałem. Nie przejmował się tym, że mógł się od niego zarazić, to naprawdę nie było istotne. Ważne było to, że musiał ratować Jisunga. Nie wiedział jednak jak.

Ale wiedział skąd wziąć informacje.

Fairytale | Minsung [ZAWIESZONE]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant