73

547 84 20
                                    


Przez krótką chwilę zarówno Jisung jak i Minho byli kompletnie oszołomieni słowami Seungmina. Nie docierał do nich sens tych dwóch wyrazów, nie chcieli go do siebie dopuścić. Po cichu każdy z nich liczył, że to jedynie jakiś mało zabawny żart tej dwójki, jednak doskonale wiedzieli, że żaden z nich nie żartowałby w ten sposób. Przerażenie Seungmina również mówiło samo za siebie. Felix został złapany przez jeźdźców.

Pierwszy otrząsnął się Han, który nie miał pojęcia do kogo powinien podejść. Zarówno Minho jak i Seungmin wymagali asysty, jednak on był tylko jeden. Spojrzał przelotnie na przyjaciela, w myślach przepraszając go. Musiał chwilę poczekać. Skierował się do Minho, by delikatnie chwycić dłoń ukochanego, który spojrzał się na niego otępiały. Pomógł mu podejść do krzesła, po czym posadził go na nim i zrobił to samo z Kimem. Szybko doszedł do wniosku, że aktualnie to on był myślał najtrzeźwiej z ich trójki, dlatego musiał wziąć odpowiedzialność za rozmowę oraz plany na siebie.

— Co się stało Seungmin? Jak w ogóle do tego doszło? — spytał, biorąc głęboki wdech, przy czym złapał dłoń Minho, by ścisnąć ją pocieszająco.

Starszy był w kompletnym szoku, dlatego starał się pokazać mu, że był przy nim. Byli parą, zamierzał go wspierać w każdej sytuacji, to było oczywiste.

Blady chłopak podniósł na niego wzrok, będąc na skraju płaczu. Wyglądał na zarówno przerażonego jak i załamanego. Jisung wcale nie musiał pytać, by wiedzieć, że Seungmin się obwiniał o to co się stało. Czekał jednak z pocieszeniem go na poznanie całej historii.

— Miałem go odprowadzić do domu, więc przy okazji wybraliśmy się na spacer. Felix chciał się pobawić w chowanego... — westchnął, chowając twarz w dłoniach. — Szukałem go. W pewnym momencie usłyszałem jak krzyczał moje imię, dlatego pobiegłem tam. Zobaczyłem tylko z daleka jak odjeżdżają z nim. — wyszeptał resztę, a jego głos załamał się płaczem.

Nie mógł uwierzyć, że pozwolił, aby coś takiego się stało. Miał chronić Felixa, nawet jeśli ten już wrócił do swojego domu. Miał pilnować, aby włos nie spadł mu z głowy, a stało się coś o wiele gorszego. Był na siebie tak cholernie wściekły, przecież mógł odmówić mu zabawy, nic by się wtedy nie stało. Mógł najpierw sprawdzić inne miejsce, może znalazłby go wcześniej. Przecież Felix już raz ledwo im uciekł, powinien był na niego bardziej uważać.

Zapłakał żałośnie w swoje dłonie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Czuł się potwornie, wyrzuty sumienia zżerały go od środka, a poza tym nie był w stanie spojrzeć na Minho. Na Jisunga zresztą też. Wiedział, że zawiódł zarówno siebie jak i tę dwójkę. A najgorsze było to, że zawiódł też samego Felixa, który teraz był w ogromnym niebezpieczeństwie.

Zarówno on jak i Minho byli w opłakanym stanie. Lee nic nie mówił, praktycznie nie dawał oznak życia, co bardzo zaniepokoiło Jisunga, który objął go mocno i przyciągnął do swojego boku. Nagle wydał mu się kruchy i bezbronny jak małe dziecko.

— Odbijemy go Minho, nie martw się. — zapewnił delikatnie, muskając ustami skroń chłopaka, który wtulił się w niego słabo. — Uspokój się Seungmin, płacz tutaj nic nie da. Musimy wrócić do tego miejsca. Pamiętasz w którą stronę odjechali? — westchnął.

Wiedział, że ta dwójka nie jest w stanie skupić się i to on musiał przejąć dowodzenie, co nie do końca mu się podobało. Chodziło jednak o jego najlepszego przyjaciela, dlatego zacisnął zęby, starając się zachować zdrowy rozsądek i zimną krew. Ktoś musiał.

Zapłakany Kim skinął głową, siąkając nosem i ocierając policzki. Powoli doprowadzał się do porządku, dlatego pozostawał jedynie Minho, który chyba również zaczynał wracać na ziemię.

— Musimy ich odnaleźć i odbić Felixa za wszelką cenę. — mruknął Han, po czym zwrócił się do Minho. — Kochanie, spójrz na mnie. — chwycił za policzki Lee, który uniósł na niego przerażony wzrok. — Musisz zebrać do kupy. Dla mnie i dla Felixa. Musimy go uratować. — uśmiechnął się słabo, po czym ucałował czoło chłopaka, który zaczął mrugać szybciej.

Jisung miał rację, musiał się ogarnąć. Pokręcił gwałtownie głową, jakby zrzucał z siebie zasłonę osłupienia, po czym wziął głęboki wdech i zacisnął usta w cienką linię. Zamierzał rozerwać na strzępy każdego kto stanie mu na drodze przed uratowaniem Felixa. 

Jeśli ktoś zrobi mu krzywdę...

— Poślę ich wszystkich w zaświaty. — warknął cicho, po czym zerknął na Seungmina, który skulił się w sobie. — Potrzebne nam jeszcze dwa konie. — zauważył.

Nie zamierzał naskakiwać na niego, ponieważ, mimo że go nie lubił, wiedział, że to nie była jego wina. Nie mógł przewidzieć, że coś takiego się stanie. Wiedział też jaki był Felix, zawsze lubił się wygłupiać i bawić, a jemu naprawdę ciężko było odmówić. Nie było też teraz czasu na kłótnie i użalanie się nad sobą. Kto wie co zamierzali mu zrobić?

— Nie ma sprawy. — odparł cicho.

Jisung uśmiechnął się słabo, widząc, że zebrali się do kupy, po czym gwałtownie podniósł się na równe nogi.

— Łapcie za swoje bronie. Bierzemy konie i ruszamy. — rzucił, chwytając za swój miecz oraz łuk wraz z kołczanem, które należały do Felixa.

Na ramiona zarzucił granatową pelerynę, by nie było mu zimno, po czym zaczekał na pozostałą dwójkę. Seungmin poszedł przodem do swojego domu, aby przygotować konie, a Jisung i Minho razem wsiedli na siwego ogiera, którym ruszyli za nim. Po drodze młodszy cały czas zapewniał ukochanego, że uratują piegusa, a on uśmiechał się słabo. Musieli to dobrze zaplanować, by samemu nie wpaść w pułapkę, z której nie daliby rady się wydostać.

Przecież odbicie Felixa z rąk tych bandytów nie mogło być aż tak łatwe. Poza tym musieli najpierw ich odnaleźć, co mogło okazać się sporym problemem, skoro Seungmin widział jedynie w jakim kierunku odjechali. Mimo wszystko, musieli być dobrej myśli. Piegus na pewno liczył na nich i wierzył, że go uratują. Przecież nie mogli go zawieść.

Fairytale | Minsung [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now