Prolog

1K 25 1
                                    

— Nie gadaj! Naprawdę?! Nie ściemniasz?!

 Żałując, że nie mogę wcisnąć słuchawek do uszu, które moment wcześniej się rozładowały, marszczę brew z irytacją i usilnie staram się skupić na porządkowaniu notatek, co jest dość trudne, gdy od dłuższej chwili za moimi plecami rozlegają się zduszone, choć mocno podekscytowane okrzyki.

Wzdycham, zupełnie niezainteresowana tematem rozmowy dziewczyn z mojej grupy i kieruję spojrzenie na ciasno zapisaną stronę, wypełnioną całą masą przekreśleń, poprawek i wykrzykników wyróżniających ważniejsze fragmenty.

Ubierając ten chaos w składną formę, przepisuję na laptopie notatki z wykładu, mrużąc oczy przy każdym niewyraźnie nakreślonym słowie. Mogłabym oczywiście odpuścić sobie odręczne pisanie na zajęciach i od razu sięgać po komputer, ale odnoszę wrażenie, że w ten sposób łatwiej i więcej zapamiętuję.

A po to właściwie studiuję na koszmarnie kosztownej i niezwykle renomowanej uczelni, jaką jest Columbia - żeby wyciągnąć z zajęć możliwie jak najwięcej praktycznych informacji i tym samym udowodnić Terry'emu, że nie marnuję jego pieniędzy.

Chociaż oczywiście wolałabym, żeby ten dupek nie płacił za moje studia.

Czując gorycz w ustach, jak za każdym razem, kiedy myślę o tym człowieku, przesuwam wzrokiem po tekście i wypunktowuję najbardziej istotne zagadnienia, dodatkowo je pogrubiając, żeby się wyróżniały w wodospadzie rachunkowych informacji.

Okej, może i jestem małą pedantką z uwielbieniem do porządku, nawet tego słownego, ale to przecież nic złego, prawda? Przynajmniej nikomu nie przeszkadzam w swoim umiłowaniu do ładu i przestrzegania zasad.

W przeciwieństwie do pieprzonej Sary Gunman, która nadal prowadzi niezbyt cichą rozmowę z siedzącą obok Angeliną.

A przecież znajdujemy się w bibliotece!

— Nie! Ale naprawdę?! Serio?!

Zaciskam zęby i gwałtownie obracam się na krześle, żeby spojrzeć na dwie rozemocjonowane kobiety, które w tej chwili niczym się nie różnią od rozchichotanych uczennic z podstawówki.

Co za idiotki.

— Możecie być ciszej? Niektórzy próbują się tu skupić... — warczę, wskazując na ekran laptopa. — i średnio im to idzie przez wasze wrzaski.

Czuję na sobie zuchwałe spojrzenie Sary, która - nie ma co ukrywać - jest modelowym przykładem tego, że natura rzadko bywa kompleksowo szczodra. Może i obdarowuje urodą, ale rozumem... już niekoniecznie.

— Idź być nudziarą gdzie indziej, Morgan... — słyszę słodki i nieco uszczypliwy głos. — nie żeby mogło cię to interesować, ale Angie zaliczyła Pana Wydziałowe Super Ciacho i właśnie stała się moją idolką!

Unoszę brew, bo owszem, średnio mnie interesują podboje koleżanek i nie mam zielonego pojęcia, kogo nazywają tym bzdurnym tytułem. Co więcej - mam to zupełnie gdzieś i już się odwracam ku swoim notatkom, gdy do moich uszu dobiega niezbyt pożądana informacja.

Właściwie ta informacja jest niepożądana dość mocno, a ja staram się grać niewzruszoną, co okazuje się cholernie trudne, bo słyszę...

— Ange wczoraj przespała się z Samem Hopkinsem, dasz wiarę?! Ten facet jest totalnie boski!

Zamieram niczym posąg i na siłę staram się robić dobrą minę do niespecjalnie dobrych okoliczności, ale moje serce, a wraz z nim cała reszta mnie, zupełnie wydostają się spod kontroli.

— Naprawdę? — chrypię, gubiąc po drodze resztki pokerowej twarzy. — Jak to możliwe? Czy on nie ma żony, czy... kogoś?

Próbuję zapanować nad łzami, wstydem i upokorzeniem. Sam fakt, że Angelina swoją miną przypomina kota, który właśnie skosztował całą masę smacznej śmietanki powoduje, że robi mi się niedobrze. Jak długo na niego polowała? Jak bardzo starała się go uwieść? I dlaczego jej się udało?

Wszystkie Nasze Kłamstwa [+18]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon