35.

271 15 0
                                    

Morgan

- Dziadek pożyczył nam swój samolot, wiesz ciociu? Fajny jest, co nie? - Jacob ciągnie mnie za rękę ku niedużemu prywatnemu odrzutowcowi, a ja kątem oka obserwuję Jonathana, który ze swoją flintową miną niesie w dłoniach nasze walizki. I pomijając, że ten mężczyzna zupełnie mnie rozwala swoją siłą i seksownie umięśnionym ciałem, to nadal jesteśmy trochę pokłóceni.

Okej, może wywołałam tę rozmowę o dzieciach dość celowo.

Czy chciałam przekonać się na własne uszy, że Jonny na pewno nie chce powiększać rodziny? Owszem. Zyskałam potwierdzenie, które skończyło się tym, że cały wczorajszy dzień w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, zachowując się przy tym jak dwójka głupich bachorów.

Sytuacji na pewno nie poprawił fakt, że wieczorem odrzuciłam jego pseudo przeprosinowe zaproszenie wyjścia na kolację, bo musiałam upiec trzy ciasta na pożegnanie w FP, czego ten uparty palant nie mógł zrozumieć. Zasugerował, że powinnam po prostu coś kupić w cukierni, a nie tracić czas w kuchni, przez co znowu się pożarliśmy.

To, że nagle zyskałam pokaźny zasób gotówki nie zmieni tego, kim jestem.

Obecna, tak samo jak poprzednia i z pewnością przyszła wersja mnie, piecze ciasta, a nie kupuje za niedorzeczne pieniądze. Równie niedorzeczne jak propozycja Jonathana. Naprawdę nie potrafiłam ogarnąć, skąd nagle pomysł rezerwowania prywatnej sali w jakimś napuszonym miejscu, tylko po to, żebyśmy mogli wyjść na miasto i coś zjeść. Do tej pory nie przejawiał takich odruchów i doprawdy, ten człowiek kiedyś wpędzi mnie do grobu swoim charakterem...

Dlatego do samego końca nie byłam pewna, czy faktycznie gdzieś wyjedziemy, ale zapobiegawczo i tak spakowałam walizkę. Nie żebym była jakąś wielką entuzjastką sportów zimowych, jednak wizja opuszczenia Chicago choć na chwilę i to na rzecz górskich widoków... dla czegoś takiego jestem skłonna nawet zacząć uczyć się jeździć na nartach, na co Jonathan i tak pewnie mi nie pozwoli.

Myślę, że obojgu nam zależy, żebym wróciła do domu w jednym kawałku...

- Tak, zarówno dziadek, jak i samolot, są fajni. - odpowiadam Jacobowi, nie bardzo wiedząc czego tyczył się jego komplement i widzę, że kącik ust Jonny'ego delikatnie się unosi.

Może i się na mnie wścieka i w ogóle, ale chyba docenia resztki mojej inteligencji.

Które i tak wystarczają tylko na inteligentną odpowiedź jego siostrzeńcowi, bo kiedy wchodzimy do środka lśniącej maszyny, szczęka dosłownie mi opada, przez co muszę wyglądać jak chodzący niedorozwój.

- Wooooow... - mruczę z uznaniem na widok mocno luksusowego wnętrza. - to zdecydowanie bardzo fajny samolot, Jake...

Chłopiec śmieje się i biegnie, żeby zająć jedno z siedzeń obitych beżową skórą. Oczywiście mały spryciarz wybrał miejsce znajdujące się przy blacie, na którym stoi duża miska ze słodyczami. Słowo daję, ten dzieciak poradzi sobie w życiu bez żadnego problemu...

Nawet jeśli jego dziadek robi swoim bogactwem potężną konkurencję szejkom arabskim.

- Myślałem, że nie imponują ci takie rzeczy, zołzo... - Jonathan szepcze mi do ucha, oddając nasze bagaże młodemu stewardowi.

- Trochę jednak imponują... - wzruszam ramionami z uśmiechem, czując jego usta na swojej skroni. - prywatny super odrzutowiec to nie byle co, szefie. To znaczy... były szefie. Pewnie dlatego jesteś taki ponury... - droczę się, próbując naprawić atmosferę między nami. - bo straciłeś niesamowicie uzdolnionego i wydajnego pracownika?

Parska śmiechem i elegancko ujmuje moją dłoń, prowadząc ku jednemu z foteli.

Czasami jego szarmanckie gesty zupełnie wybijają mnie z rytmu. Ten facet to ogłada i wzór wszelkiej kultury, co w dzisiejszych czasach jest ewenementem samym w sobie.

Wszystkie Nasze Kłamstwa [+18]Where stories live. Discover now