30.

356 15 0
                                    

Jonathan

— To miło widzieć cię taką mobilną... ale i tak ze mną nie wygrasz, gówniaro.

Obejmuję spojrzeniem drobne ciało, które porusza się po salonie rodziców niesamowicie szybko i zwinnie jak na fakt, że jeszcze do niedawna chodziło z usztywnioną nogą i zgrabnie odbijam wirtualną piłeczkę.

— Chyba coś ci się pomyliło, Jonny... jeszcze nikt ze mną nie wygrał! Jestem mistrzynią gier ruchowych na PlayStation! — dyszy i macha ręką, ścinając odbicie, którego nie mam szans obronić.

— Tylko nie połam sobie przy tym drugiej nogi, zrobiłaś się straszną niezdarą... — uśmiecham się złośliwie i toczę rozgrywkę w ping ponga na śmierć i życie z moją młodszą siostrą, która w końcu postanowiła wrócić do domu, w co nadal trudno mi uwierzyć.

Pery i Scott podjęli decyzję o przeprowadzce do Chicago po trzech latach mieszkania w Los Angeles i doskonale wiem, że zrobili to ze względu na mamę. Jej stan zdrowia nie pozwala na tak częste podróże samolotem, jakby tego chciała, a rozłąka z jedynym wnukiem doszczętnie łamała jej serce, więc Harper w końcu poddała się prośbom i postanowiła wrócić zanim Jacob pójdzie do szkoły.

Mama jest równie ważna dla nas obojga, a to, że Aiden przez ostatnie lata dość często wysyłał ją do kardiologa... to niepokoi nas wszystkich i nie chcemy przysparzać jej więcej trosk niż należałoby się spodziewać po dwójce równie trudnych w obsłudze dzieciach.

Na szczęście Harper ma nieco oleju w głowie i postanowiła się poświęcić dla dobrego samopoczucia Andrei Flint. Nie żeby nie narzekała, że tak bardzo tęskni za nami wszystkimi... co na pewno pomogło jej podjąć właściwą decyzję, dzięki której moje wyrzuty sumienia trochę zmalały.

Bo mama naprawdę liczy, że obdarzę ją wnukami, a ja wcale nie mam takiego zamiaru.

Na szczęście moja młodsza siostra wykazała się przyzwoitością za nas oboje i wróciła. Scott dostał przydział do chicagowskiej jednostki federalnej, Pery przeniosła swoje biuro projektowe do Chicago i nawet kupili tu dom, a to wszystko w jakiś... miesiąc?

Niezłe mają tempo, trzeba im to przyznać.

Być może sprawa z tą nieszczęsną nogą uświadomiła mojej siostrze pewne rzeczy. Jak na przykład to, że rodzina, na której może polegać mieszka zdecydowanie zbyt daleko od niej. Bo fakt, że Scott jest od Pery starszy o dwadzieścia lat, niestety oznacza także to, że nie zostało mu za wielu żyjących krewnych. Jesteśmy jego jedyną rodziną, nie licząc jakiegoś dalekiego wujka, który ze względu na podeszły wiek mieszka w domu opieki w Bostonie, z którego pochodzi Scott.

— Nie ma na to sza... — Pery urywa gwałtownie i wpada na stojący nieopodal stolik, prawie przewracając kosztowny porcelanowy wazon i tracąc przy tym kolejny punkt, a ja posyłam jej triumfalny uśmieszek.

— Musisz popracować nad koordynacją, zbyt długie uziemienie odebrało ci zdolność poprawnego poruszania, siostrzyczko... — znowu dobywam swojej wrodzonej uszczypliwości i zgarniam kolejny punkt, szczerząc się na widok jej złości.

— Ale z ciebie złośliwy frędzel, Jonny! Chyba się od tego odzwyczaiłam... — ostentacyjnie siada na kanapie i wyłącza pada, sapiąc ze zmęczenia. — i niech ci będzie, wygrałeś ośle.

Uśmiecham się z zadowoleniem i opadam na siedzenie obok niej, w duchu ciesząc się, że mogę spędzić trochę czasu z Thomasami, którzy stanowią dość ożywczą odmianę dla Chaotycznej Morgan. Uwielbiam ją, ale ostatni miesiąc to był jakiś pieprzony chaos i naprawdę bardzo się cieszę, że w końcu mamy za sobą kwestię poszukiwania mieszkania.

Wszystkie Nasze Kłamstwa [+18]Where stories live. Discover now