17.

338 18 0
                                    

Morgan

— Stella obrabia ci dupę aż miło... — słyszę szept Victora, który niezbyt subtelnie zagląda mi przez ramię i zerka w ekran mojego telefonu.

— Ej no! — odpycham go. — Czego się gapisz? A jak bym oglądała coś osobistego?! — obrzucam go miażdżącym spojrzeniem. — A Stellę mam dokładnie w tym miejscu, które mi obrabia. Jeżeli nie ma nic lepszego do roboty to mi jej żal. Najwyraźniej jest tak pusta jak cały jej kwadratowy pusty łeb...

— Ależ jesteś dzisiaj cięta, mistrzyni obelg. — unosi farbowaną brew. — W drodze do pracy przewróciłaś się więcej razy niż zazwyczaj?

— Spierdalaj, Vermont. — warczę i wpycham do ust żelkowego misia, którego kupiłam rano w sklepie. — Nie mam nastroju na...

— Och, nie dostałaś dzisiaj żadnego prezentu od tego swojego Karola Dickensa? — reaguje z przejęciem. — Tak szybko odpuścił?

Parskam śmiechem i kręcę głową, pokazując mu w uchylonej torbie pudełko tamponów.

— Ooo, czyli to inne zło... — mruczy ze współczuciem. — misie żelusie na to nie pomogą, Liz. Poczekaj, pójdę poszukać jakiejś czekolady...

Starając się nie rozpłakać od jego troski, zagryzam żelkowe miśki i zaciskam zęby, bo bardzo boli mnie brzuch. Pierwszy dzień okresu to najgorsze gówno, jakie może spotkać kobietę. Słyszałam, że tylko poród może być gorszy, ale akurat tę wiedzę uzyskałam od własnej matki, a ona nie przeżyła go za dobrze, przez co nie mogę jej wierzyć.

Dlatego wcale nie chodzi o to, że nie dostałam prezentu od KD, którego przechrzciłam na Karola Dickensa, żeby Victor dał mi spokój. Wcisnęłam mu kit, że poznałam jakiegoś gościa w markecie, co jest tylko bardzo mocno naciąganą wersją prawdy. W końcu pierwszego dnia znajomości robiłam z Jonathanem zakupy, prawda? Więc jakby nie kłamałam Vicowi. Aż tak bardzo, w każdym razie...

Teraz jestem obolała, napuchnięta i zestresowana, dlatego z przejęciem przeglądam stronę internetową z sukienkami wieczorowymi, nie mając zamiaru pożyczać niczego od Holly.

Trochę się przejmuję moją pierwszą imprezą firmową w FP, na którą dostaliśmy zaproszenie drogą mailową w poniedziałek popołudniu. To znaczy inni dostali je już wcześniej i dla nich to było tylko przypomnienie o wydarzeniu zaplanowanym na szóstego lutego, czyli za niecałe dwa tygodnie. A ja dowiedziałam się dopiero teraz i zaczęłam panikować, bo nie mam żadnego wyjściowego ubrania. I zaczęłam panikować dopiero dzisiaj, ponieważ byłam tak rozwalona spotkaniem z Jonathanem i tym jego Królem Dupków, że kompletnie o tym zapomniałam.

W przypomnieniu wcale nie pomógł mi fakt, że wczoraj także dostałam od niego prezent i to akurat wtedy, gdy wszyscy już byli po lunchu. Ponownie dziewczynka z recepcji wręczyła mi białe pudełko, które tym razem na szczęście nie zawierało żadnych kwiatów. Nie wiem jakbym wytłumaczyła to Victorowi... który i tak zasypał mnie masą pytań: od kogo, jak to, czemu złośliwa zołzo?

Jeszcze nigdy nie musiałam tyle ściemniać, ale okazało się, że jestem w tym całkiem dobra. Moja praca w tym miejscu to jedno wielkie kłamstwo. Nie dość, że nie dostałam jej uczciwie, to ukrywam przed światem intymną relację ze swoim szefem, którego co prawda nie dotykałam od prawie pięciu dni, ale... i tak nie zamierzam. Chociaż bardzo tego chcę. I chciałabym, żeby ktoś mnie przytulił i owinął kocykiem w milusie ciepłe kotki...

Zrobię to sama dzisiaj wieczorem. Wezmę wino, owinę się kocem, włączę jakąś ckliwą komedię romantyczną i odpalę tą piękną kosztowną świecę ze złoto zieloną naklejką, którą wczoraj dostałam od Jonathana. Sama świeca była fantastyczna, ale ten opis...

Wszystkie Nasze Kłamstwa [+18]Where stories live. Discover now