27.

302 16 0
                                    

Morgan

Czy ostatnie dwa dni można zaklasyfikować do jednych z gorszych w moim życiu?

Być może. I pomijając, że Jonathan doszczętnie mnie roztrzaskał swoim brakiem zaufania, to nasza kłótnia, podczas której padły oskarżenia o zdradę była zupełnie niczym w porównaniu do tego, co wydarzyło się potem.

Nadal mam przed oczami tego biednego człowieka, którego potrącił samochód i który zmarł zaledwie dwa metry ode mnie. Ciężko wyzbyć się z głowy czegoś takiego... i trudno nie przeżyć załamania nerwowego, nie mówiąc o całej reszcie paskudnych rzeczy, które może przynieść zderzenie z prawdziwą traumą.

Pół czwartku wymiotowałam z nerwów, więc ledwie mogłam skupić się na swojej pracy.

Na szczęście przy pomocy Barbary udało mi się zrobić wszystko na czas, bo chyba było mnie jej szkoda. Ona jako jedyna podchodzi do mojej osoby z jako taką uprzejmością. Cała reszta dziewczyn trzyma się ode mnie raczej z daleka przez wszystkie te żenujące i kłopotliwe sytuacje, które na siebie ściągam. No i przez Stellę, która co chwilę znajduje jakiś powód, żeby obrabiać mi tyłek.

To wszystko na dłuższą metę jakoś bardzo mi nie przeszkadza, bo mam Victora, który na stałe przesiadł się do księgowej części. Dokładnie tego, który jakimś cudem mi wybaczył moje sekrety i nawet polazł do Jonathana z dyspozycją, czym kupił sobie moją dozgonną wdzięczność i emememsową miłość. Nie wiem, czym zasłużyłam na takich przyjaciół... może są moją nagrodą za tych palantów, którzy co krok łamią mi serce?

Nie mam pojęcia, co będzie ze mną i Jonnym, ale do tej pory nie było sposobności, żeby się nad tym zastanawiać. Nie widziałam go od czasu spotkania w gabinecie Mili i mimo że Holly mówiła, że był u nas wczoraj, to jego wizyta i tak zupełnie mnie ominęła z powodu prochów nasennych, które dał mi Aiden.

Z czwartku na piątek nie spałam całą noc.

Pisałam cały wieczór, żeby zająć czymś głowę, a kiedy już się położyłam do łóżka, spadły na mnie wszystkie te koszmarne emocje i przytłaczające rzeczy. Leżałam więc do rana wtulona w Hol, która przyszła do mojej sypialni zwabiona płaczem.

Została ze mną i opowiadała o różnych rzeczach, żeby trochę mnie uspokoić. Nie byłam w stanie zamknąć oczu, bo od razu pojawiały się przed nimi obrazy z tego przeklętego wypadku, więc słuchałam jej dopóki nie zasnęła. Ja jednak nie dałam rady, więc o świcie zerwałam się z łóżka i poszłam do kuchni, żeby skupić myśli na gotowaniu.

Co też niezbyt mi wyszło.

Upiekłam dwa ciasta, które zupełnie schrzaniłam, i które pozbawiły mnie resztek stabilności.

Holly zastała mnie szlochającą nad zakalcem, przez co zaparzyła mi dzbanek melisy i zaprowadziła do sypialni, gdzie puściła jakąś spokojną muzykę. A niedługo później pojawił się u nas Aiden z tabletkami na uspokojenie, proszkami nasennymi i zwolnieniem lekarskim.

Nie mam pojęcia jak Hol go do nas ściągnęła, przecież go nie zna!

Nie zdając sobie sprawy, że to na pewno sprawka Jonathana, bo mój mózg nie był w stanie normalnie pracować, z wdzięcznością przyjęłam leki i zapadłam w bardzo długi, pozbawiony koszmarów sen.

Właściwie to przespałam kolejne dwadzieścia siedem godzin, więc gdy się budzę jest już sobota. Wyświetlacz mojego telefonu, wraz z datą i godziną, która wskazuje dziesiątą rano, mówi także, że dziś są moje urodziny, o czym świadczy kilka powiadomień z fejsa i wiadomości, które otrzymałam.

Czując się trochę zdezorientowana po lekach, które dał mi Aid, czytam esemesy z życzeniami od mamy, Terry'ego i mojego przyrodniego brata, Garretta. Bardzo łatwo zapomniałam o urodzinach przez te wszystkie dramaty, które na mnie spadły.

Wszystkie Nasze Kłamstwa [+18]Where stories live. Discover now