18.

334 19 1
                                    

Jonathan

Kiedy ląduję na LAX, opuszczam pokład samolotu i mieszam się z tłumem, w końcu mogąc wyłączyć tryb samolotowy. Gdy to robię, od razu zasypuje mnie masa maili, bo prywatny telefon mam zsynchronizowany ze służbową skrzynką, kilka powiadomień o nieodebranych połączeniach oraz jedna wiadomość, która od razu przykuwa moją uwagę.

Zołza: Patrz, kogo zabrałam na koncert! Jestem w najlepszych rękach w całym Chicago! Mam nadzieję, że doleciałeś cało? Szkoda by było, gdyby Twój samolot się rozbił... nawet jeśli w FP trwałaby po tym impreza przez cały miesiąc

xoxo

Uśmiecham się jak kretyn czytając pierwszego w historii naszej znajomości esemesa od Morgan i przesuwam spojrzenie na jej selfie z Aidenem, które zrobili w hali koncertowej.

Nie mam pojęcia jak się zgadali i cholernie licząc, że to nie efekt jakiegoś kolejnego wypadku, odpisuję na wiadomość.

Ja: Przez miesiąc? Pff, świętowaliby przez rok! Doleciałem cało, dziękuję za troskę, Zołzo. Co robisz z Aidenem? Znowu musiał Cię ratować? xoxo

Nie odpisuje od razu, być może koncert nadal trwa.

Wsuwam telefon do kieszeni i ciągnąc za sobą walizkę, w doskonałym humorze zmierzam przez terminal ku wyjściu.

Ostatni tydzień był... interesujący, to muszę przyznać. Morgan sprawiła, że sięgnąłem wyżyn swojej kreatywności, co szybko przypomina mi słowa Aida o zaangażowaniu. Czy zaangażowałem się w tę znajomość bardziej niż to koniecznie? Absolutnie nie. Chciałem, żeby Morgan mi wybaczyła. No i dla samego jej uśmiechu warto robić z siebie głupka i silić na oryginalność, wysyłając jej te wszystkie spersonalizowane prezenty.

Najbardziej cieszę się z kryzysowego zestawu ratunkowego.

Na szczęście posiadanie młodszej siostry chociaż raz wyszło mi na dobre. Naoglądałem się Pery podczas okresu tyle razy, że bez trudu rozszyfrowałem tę kupkę nieszczęścia, która wlazła do mojego gabinetu w środę z miną najbardziej smutnego zwierzątka na świecie.

A z jakiegoś powodu nie chcę, żeby Morgan była smutna.

Chociaż trudno zapomnieć wyraz jej twarzy, gdy mówiła o tym całym Samie...

Najwyraźniej słodka Morgan także ciągnie za sobą nieciekawy bagaż doświadczeń. Może jednak jesteśmy do siebie bardziej podobni niż myślałem?

Coś musi być na rzeczy, przecież przy niej... wszystko jest takie łatwe, choć wcale nie jest. Morgan to chodzący magnes na kłopoty i wypadki, ale to właśnie sprawia, że jest sobą. Dziecinną, niezdarną, ale i odważną oraz szaloną.

Najwyraźniej upiłem się tym szaleństwem, bo znam tę dziewczynę praktycznie od wczoraj, a nie potrafię wyrzucić jej z głowy. Mój umysł krąży wokół niej, niekontrolowany zupełnie niczym.

Straciłem nad sobą panowanie w chwili, kiedy panna Bennett niemal się przede mną wyłożyła w windzie dokładnie siódmego stycznia o ósmej pięćdziesiąt trzy.

Wsiadam do taksówki, podaję adres i znowu sięgam po telefon, czując wibrację nadchodzącego powiadomienia. Nie potrafiąc zapanować nad rozbawieniem, czytam kolejną wiadomość od Gaduły Morgan i zaczynam z nią pisać.

Zołza: Na szczęście nie musiał, po prostu zadzwonił do mnie w sprawie opatrunku. On naprawdę jest cudownym lekarzo człowiekiem! Miałam się do niego odezwać (wziął mój numer w sobotę w nocy, o czym zupełnie zapomniałam, bo przez Ciebie i Twojego uroczego tatusia upiłam się najtańszą tequilą, ble, nigdy już nie tknę tego gówna). Przylazł dla mnie do FP, zdjął mi opatrunek, zbadał palec i nie był przy tym złośliwy, więc zabrałam go na obiad i na koncert. Jestem wdzięcznym pacjentem, prawda? A koncert był super, dziękuję Jonny xoxo

Wszystkie Nasze Kłamstwa [+18]Where stories live. Discover now