28.

350 17 1
                                    

Jonathan

— Ten dom jest naprawdę świetny, Jonny... — słyszę zachwycony głos Morgan, podążając za nią po schodach. — nie możemy zamieszkać tutaj...?

Nagle się odwraca, przez co prawie na nią wpadam, zbyt skupiony na jej okrągłych biodrach, które kołyszą się na linii mojego wzroku. To znaczy... robiły to jeszcze sekundę temu.

Teraz moje oczy mają doskonały widok na wyeksponowany przez dekolt biust, a to sprawia, że mam trudności z przetwarzaniem jej pytania.

— Co, dlaczego? — pytam, próbując skupić się na odpowiedzi, co wcale nie jest takie łatwe. — To byłoby niepraktyczne. Chcesz dojeżdżać do pracy dwie godziny w jedną stronę? W ciągu tygodnia ruch na trasie do Chicago to jakiś koszmar...

— Po prostu mieszkanie w Mordorze to nie moje klimaty... — posyła mi żartobliwy uśmiech, który blednie, gdy widzi moją stężałą minę. — o co chodzi?

— Nie zgodziłaś się tylko dlatego, żebym nie wyszedł na idiotę przy nich wszystkich, prawda? — spoglądam na nią, wciąż znajdując się w połowie drogi na piętro. — Dlatego chciałem cię zapytać na osobności...

Znowu się uśmiecha i bierze moją dłoń w swoją, ciągnąc na górę.

Podążam za nią do sypialni, którą sobie wybrała, wykłócając się przy tym z Holly, bo obie upatrzyły sobie tę samą. Morgan wygrała tylko dlatego, że jeszcze dwie godziny temu miała urodziny. Nie dlatego, że Peter wyniósł swoją dziewczynę na rękach, żeby w końcu mogli zostać sami...

— Nie zgodziłam się, żebyś nie wyszedł na głupka, Jonny... — Morgan zamyka drzwi i opiera się o nie plecami, spoglądając na mnie spod rzęs i lekko się chwiejąc.

Oboje jesteśmy mocno nietrzeźwi, ale to nie ma znaczenia.

Najważniejsze jest to, że moja zołza dała się przeprosić za brak zaufania, śmiała się cały wieczór w towarzystwie swoich przyjaciół i zgodziła się wprowadzić do mojego mieszkania, co jeszcze do końca do mnie nie dociera.

Tak samo jak to, że ośmieliłem się zaproponować dziewczynie wspólne mieszkanie po niespełna półtora miesiąca znajomości. I nie, zdecydowanie nie należę do popędliwych i narwanych kretynów, ale dwa dni bez jej obecności, podczas których wiedziałem, że przechodzi psychiczne piekło przez tą całą sytuację z wypadkiem... one mi uświadomiły, że chcę ją przy sobie.

Morgan wyciąga ze mnie wszelkie opiekuńcze instynkty, a ruszanie jej na ratunek to od niedawna mój odruch bezwarunkowy. Odczuwam potrzebę, żeby chronić ją przed światem, który rzadko bywa dla niej łaskawy. A wiem, że ona zasługuje na wszystko, co najlepsze, nawet jeśli mówi:

— Zgodziłam się dlatego, że jesteś dupkiem nad dupkami, a twoje złośliwości to moje powietrze... — beztrosko wzrusza ramionami. — a to, że cię kocham to mało istotna kwestia, prawda?

— Najwyraźniej... — mruczę i zaczynam rozpinać guziki koszuli, czując na sobie jej wzrok.

Uśmiecha się trochę nieprzytomnym uśmiechem i przesuwa wzrokiem po mojej sylwetce, zagryzając wargę. Znam to spojrzenie. To tak zwane pieprzenie oczami, a ja o niczym innym nie marzę, odkąd weszła do kuchni w tym seksownym i bardzo odkrytym ubraniu.

Ale najpierw oczywiście musi się wygadać, nie byłaby sobą.

— Bardzo ci dziękuję za tą niespodziankę... — macha dłonią w nieokreślonym geście, jakby chciała w ten sposób objąć wnętrze. — włożyłeś wiele wysiłku, żeby ją zorganizować. Peter i Paul to moja przysposobiona rodzina i naprawdę sprawiłeś mi wielką radość tymi... — wyrzuca z siebie, trochę jednak gubiąc się po drodze, bo moja koszula właśnie ląduje na stojącym nieopodal fotelu. — ... prezentami. To bardzo dużo prezentów jak na jedną zołzę. I zamieszkam z tobą nawet w pieprzonym szałasie, jeśli będzie trzeba, więc jaskinia orka jakoś niespecjalnie mnie nie przeraża. Tylko musimy zapodać tam nieco więcej koloru... co myślisz o...

Wszystkie Nasze Kłamstwa [+18]Where stories live. Discover now