ROZDZIAŁ DWUNASTY

488 70 149
                                    

Hoseok nie chciał mieć dzieci. Nie chciał mieć synów. Mógł mieć gromadkę ślicznych córek, ale nie pragnął synów. Nie chciał, aby jego potomkowie wychowywali się w strachu. Nie chciał, aby nawiązywali więzi tylko po to, by po kilku latach jeden z nich wymordował całą resztę w imię starego prawa.

Ale był szehzade. Był następcą tronu i musiał sam spłodzić swojego następcę.

Nie mógł już zwlekać. Skoro ta kwestia została poruszona podczas audiencji, musiał liczyć się z tym, że dotrze to wkrótce do Cesarza i matek. Nie chciał ich martwić i nie chciał, aby interweniowali. To wiązało się z upokorzeniem.

Wezwał Jisoo w najważniejszy dzień, najważniejszą noc. Miał nadzieję, że będzie to jasny sygnał dla całego dworu. Już teraz wiedzieli, że jest dla niego najważniejsza, ale warto było pokazać, jaką rolę dla niej przeznaczył, czy im się to podobało, czy nie.

Przyszła do niego ubrana w różowe entari, wyszywane srebrnymi nićmi tworzącymi wzór owoców granatu. Na szyi miała perły i kwarc różowy. Włosy zaś pozostawiła rozpuszczone, przyozdobione diademem, również z kamieniem, który dla niej wybrał.

Była piękna. Kobieca, dostojna, a jednocześnie delikatna niczym płatki róży. Dziewczęca z zaróżowionymi policzkami i drobnymi ustami pociągniętymi wiśniowym kolorem.

Najpiękniejsza. Jego kobieta. Jego taniyn.

Pomógł jej wstać z kolan, a wtedy powitała go tak, jak należało. Widział jednak po subtelnym uśmiechu, że nieco kpi z tych zasad. Od dawna nie wezwał jej tak oficjalnie. Od dawna nie wezwał jej do alkowy w Klatce Ptaków w żeńskim haremie. Zazwyczaj przychodził do Pałacu Magnolii i zostawał w jej komnacie.

– Wezwałeś mnie, szehzade.

– Po waszym wyjściu, wczoraj na audiencji, oficjele poruszyli sprawę sukcesji.

Odwrócił się od niej i przeszedł kilka kroków, na drugą stronę komnaty. Nie potrafił na nią patrzeć, mówiąc o tym. Dotychczas nic nie musiał mówić. Zazwyczaj po prostu zostawał na noc albo to ona go wzywała. Teraz było inaczej, dziwnie, niezręcznie. Musiał jej powiedzieć, że dziś nie chodzi już tylko o przyjemność, o akt zbliżenia i uczucia.

Jisoo nie potrzebowała jednak wiele, aby zrozumieć. Właściwie już kiedy Sam Yong powiedział jej, że została wezwana do Klatki Ptaków, wiedziała, czego się od niej oczekuje.

– To dla mnie zaszczyt, szehzade. – Skłoniła się, choć tego nie widział.

– Nie pytam, czy to zaszczyt, Jisoo. – Zwrócił się gwałtownie w jej stronę i szybkim krokiem przeszedł przez komnatę, aby stanąć naprzeciw niej. Przyłożył dłoń do jej policzka, a ona wtuliła się w nią, patrząc mu prosto w oczy. – Jesteś moją kobietą i taka jest twoja rola, ale nie chcę cię do tego zmuszać. To twoje ciało i nie chcę, żebyś czuła się jak narzędzie. Ale... – Na moment zawiesił głos, szukając odpowiednich słów. – Mogę mieć syna tylko z tobą. Tylko naszemu synowi przekażę władzę. Odpowiedz szczerze. Czy jesteś gotowa nosić moje dziecko?

Yèyīng | jihopeWhere stories live. Discover now