» zakończone «
Jimin został sprzedany do haremu jako dziecko. Ma nadzieję, że jego życie upłynie na nauce i umilaniu gościom uroczystości. Niestety pewnego dnia jego dobry pan postanawia oddać go jako prezent dla księcia koronnego sąsiedniego państw...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Rok później
Bang Yongguk wbił ogromny miecz w kamień przed sobą.
Była to najdroższa stal, jaką można było dostać. Miecz był ciężki, z wyżłobionym na ostrzu ogonem pokrytym łuskami, ciągnącym się aż do rękojeści w kształcie łba smoka, która ledwo mieściła mu się w dłoni. W oczach smoka błyszczały napajskie szafiry.
– Ród Bangów ofiarowuje ci, ağası, swój miecz. Przyjmij go, a nasza armia będzie gotowa na twoje rozkazy.
– Mojemu mężowi, a nie mnie – zauważył z uśmiechem władca. – Sprytnie, efendi.
Yongguk odpowiedział takim samym uśmiechem. Oczywiście, że nie mogli włożyć tak doskonałych żołnierzy w ręce człowieka, który mógłby ich wykorzystać zbyt pochopnie. Poza tym teraz musiał utrzymywać dobre stosunki z mężem już na wieki. A to było im bardzo na rękę.
Gdy ağası do niego podszedł, podał mu ostrożnie miecz i spojrzał na niego. Najpierw na jego stopy w miękkich, eleganckich bucikach, wystające spod krwistoczerwonej sukni. Na otulające go warstwy materiałów, tworzących bogate hanfu, na brokat z ornamentami w kształcie wijących się pnączy winorośli, granatu, na wzory żurawi i feniksów wyszywanych złotymi nićmi. Na złote szpony wysadzane drobnymi rubinami, zakrywające każdy palec, na wielkie kolczyki w uszach, a wreszcie na koronę feniksa ciążącą na jego głowie, na sznury pereł zwisających z niej aż do jego szyi, na kwiaty i rubiny składające się na cudo, jakiego zwykli ludzie nigdy nie widzieli.
I na włosy. Częściowo upięte w koka, częściowo wypuszczone luźno na ramiona. Nie odzyskały jeszcze swojej dawnej długości, ale wciąż błyszczały idealną czernią.
W końcu spojrzał na jego twarz. Piękną, łagodną twarz, teraz z wesoło zaokrąglonymi polikami i miękkimi ustami pociągniętymi farbką w kolorze wiosennej róży. Patrzył w przenikliwe oczy, które wyrażały wdzięczność i zaufanie. Patrzył na niego pierwszy raz w życiu. Wcześniej widział go tylko w woalu, lecz od dziś nie musiał już zasłaniać twarzy.
Był wolny.
Wraz z dniem ślubu Rubinowy Małżonek zyskiwał wolność. Nie wypadało, aby władca miał męża-niewolnika. Oczywiście wciąż przynależał do haremu, ale na zdecydowanie luźniejszych zasadach. A przede wszystkim – był Valide, zarządzał haremem.
– Dziękuję, efendi.
Pochylił głowę raz jeszcze i wypuścił miecz z rąk, po czym wycofał się z podwyższenia i stanął przy swoim dumnym i szczęśliwym Haseki.
Ceremonia składania darów potrwała jeszcze przez jakiś czas. Wiele osób chciało podarować nowej Rubinowej Trójcy prezenty oraz życzyć im długiego życia. Przyjmowali każdego z uśmiechami i subtelnymi skinieniami.