Rozdział 23

2.5K 67 5
                                    

Nie wiem, jak długo leżeliśmy w ciszy, wpatrzeni w rozgwieżdżone niebo. Mimowolnie znajdowałam gwiazdozbiory i liczyłam je w pamięci. Starałam się z całych sił, nie myśleć o matce, ale jej obraz nie chciał opuścić mojej głowy. Wyraźnie widziałam jej brązowe, błyszczące oczy. Długie rzęsy, mały nos. Widziałam krótkie, kasztanowe włosy, układające się w idealne fale. Wszystko to, uderzyło we mnie z ogromną siłą. Mówiąc, że bolało to za mało. Moje serce rozpadło się na tysiące malutkich kawałeczków. Ale nie chciałam uciekać. Nie miałam ochoty wstawać i odejść. Pragnęłam to przeżyć, przeboleć. Jakbym w ten sposób się z nią żegnała. Kończyła jakiś ważny rozdział i stawiała krok do przodu.

- Mój tata mówił, że gdy umierasz stajesz się gwiazdą - powiedział nagle, Harry.

Odwróciłam zaskoczona wzrok w jego stronę. Prosiłam w myślach by przestał, by już więcej nic nie mówił. To jeszcze bardziej mnie łamało, a ja nie chciałam się przy nim rozpaść. A mimo to, nie potrafiłam mu przerwać. Nie miałam siły otworzyć ust i cokolwiek powiedzieć. Po prostu wpatrywałam się w jego profil. W rzęsy, kładzące się cieniem na jego twarz, w duży, garbaty nos, w błyszczące, zielone oczy. Patrzyłam na jego kręcone włosy, rozrzucone po ziemi. Wyglądał jak dzieło sztuki, jak człowiek stworzony przez samego Boga.

- W dzieciństwie myślałem, że jeden z tych małych świecących punktów, jest moim psem - kontynuował - Zabawne, prawda?

Odwrócił się, patrząc prosto na mnie. Nie potrafiłam się poruszyć. Miałam wrażenie, że zamknęliśmy się w nieskończoności.

- To piękne - wyszeptałam.

Mój głos był cichy i zachrypnięty. Moje oczy wciąż błyszczały od zgromadzonych w nich łez.

- To naiwne - poprawił mnie.

Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się smutno. Nasze spojrzenia wciąż pozostawały złączone.

- Mama kładła się ze mną w taki sam sposób, za domem - powiedziałam nagle, zaskakując samą siebie - Gdy byłam mała nauczyła mnie wszystkiego o gwiazdach i kosmosie. Wyczekiwałam na te wieczory, bardziej, niż na boże narodzenie. To było tylko nasze, intymne i takie ważne.

Harry błądził wzrokiem po mojej twarzy, czujnie mnie obserwując. Jego mina nic nie wyrażała. Trudno było mi rozpoznać, czy w ogóle jest zainteresowany tym co mówię, czy nie wychodzę na idiotkę tak mu się zwierzając.

- Teraz już się nie kładzie? - zapytał całkowicie pozważnie.

Nie wiedząc czemu, zaczęłam się śmiać. Coś sprawiło, że chciałam płakać i śmiać się w głos. W tym było wszystko i nic. Jak w nas.

- Nigdy się nawet nie zastanawiałam, czy gdyby żyła, wciąż byśmy to robiły - odpowiedziałam w końcu szczerze.

Widziałam, jak Wilson poważnieje. Mimo, iż było to prawie niewidoczne, spiął się lekko, a jego oczy zabłyszczały intensywniej. Już drugi raz zapragnęłam go pocałować. I tym razem, zamiast karcić się w myślach, przełknęłam ciężko ślinę i szukałam w jego twarzy tej samej chęci. Ale nie wiem, czy jej tam nie było, czy nie potrafiłam jej rozpoznać.

- Współczuję straty mamy - powiedział nagle, odwracając głowę w stronę nieba.

Zrobiłam to samo. Intymna magia zmalała. W pewnym momencie znów usłyszeliśmy ogromny hałas, a nad naszymi głowami pojawił się samolot. Kolejny raz wstrzymałam powietrze, obserwując go uważnie. To było takie magiczne. Czułam się jakbyśmy byli jedynymi osobami na świecie, które mają możliwość takiego widoku.

- Chyba już lubię samoloty - powiedziałam, gdy zniknął z naszego pola widzenia.

Harry zaśmiał się pod nosem.

LOST (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz