Rozdział 37

2.4K 60 5
                                    

Siedziałam na szkolnym dziedzińcu, nerwowo bawiąc się widelcem w swoim jedzeniu. Ashley miała rozchylone w zdziwieniu usta, a James pomimo starań, nie potrafił zatuszować zaskoczenia.

Ciężko było mi opowiadać im, o ostatnich wydarzeniach. Każde słowo paliło mój przełyk, jakbym co najmniej zdzierała gardło krzycząc. A przecież niemal, że szeptałam.

Sama historia dotycząca mojego brata i jego walki z Harry'm wprawiła ich w całkowite osłupienie. Opowieść o John'u i o tym, czego dowiedziałam się na temat Wilson'a jedynie dolała oliwy do ognia. Była idealnym zakończeniem mojego zniszczenia.

Przepłakałam pół nocy, czując się, jak wrak człowieka. Nie wiedziałam, co bolało mnie bardziej. Czyje kłamstwa zraniły doszczętnie moją duszę - Harry'ego czy William'a? Czy moje samopoczucie nie było jedynie wynikiem bezradności, której nie potrafiłam się pozbyć?

- Nie wierzę - powiedziała Ashley, kręcąc głową.

Skomentowała słowa John'a i jego bolące wyznanie. Nadal nie radziłam sobie z wyrzuceniem z głowy tych słów. Pojawiały się we mnie, jak wielki napis bilbordowy. On po prostu mnie wykorzystał.

- Mówiłem ci, że to się tak skończy - odparł pewnie John.

Uniosłam głowę, lepiej przyglądając się jego twarzy. Siedział na przeciwko mnie, opierając brodę na dłoni. Jego idealnie zaczesane do tyłu blond włosy, błyszczały w promieniach słońca.

- Morris! - krzyknęła Ash - To naprawdę nieodpowiedni moment! - skarciła go.

Coś mnie zabolało w środku. Nie miałam siły dużej słuchać słów, które rozrywały moje serce. Blondwłosa mierzyła James'a złowrogim spojrzeniem, z widoczną chęcią mordu.

- A kiedy jest odpowiedni? - uniósł ręce w obronnym geście - Mamy się nad nią użalać? Może wmawiać jej, że to zwykła pomyłka? Ocknij się Ash! Harry to dupek i każde z nas od początku o tym wiedziało!

Czułam, jak gula w moim gardle powoli zaczyna rosnąć. Mimo iż byłam tuż obok nich, miałam wrażenie, że znajduję się za wielką szybą. Wiedziałam, że James miał rację. Od początku wiedzieliśmy, że Wilson nie jest czułym i troskliwym chłopakiem, który chce spędzić ze mną trochę czasu. Był kompletnym przeciwieństwem.

- Nie musisz jej dołować! - Ashley nie odpuszczała - Najmniej czego ona teraz potrzebuje, to twojego "a nie mówiłem?"!

Byłam jej w pewien sposób wdzięczna za tą obronę. Sama nie byłam w stanie nic się odezwać. Po prostu obserwowałam ich wymianę zdań, z grymasem na twarzy.

- To śmiało, bawcie się w to użalanie nad sobą! - zakwitował, powoli wstając z ławki.

Czułam się niekomfortowo, oglądając jak zbiera niedbale swoje rzeczy i pakuje je do czarnego plecaka. Blondwłosa najwidoczniej była równie zaskoczona, co ja jego zachowaniem. Nie rozumiałam, skąd aż taka złość. Każdy z nas czasem nie czuł się dobrze i nigdy nie traktowaliśmy siebie się w ten sposób.

- James, przestań - powiedziałam miękko - Zostań.

Przekręciłam głowę, uważniej mu się przyglądając. Naprawdę ostatnie czego wtedy potrzebowałam, to aby stworzyły się nieporozumienia między nami. Potrzebowałam ich wtedy obu obok siebie.

- Jenny, nie będę o tym rozmawiał - odpowiedział widocznie zirytowany - Mam dosyć tematu Harry'ego. Jestem zmęczony jego obecnością w twoim życiu. Mówiłem ci, jak to się skończy. Nie posłuchałaś.

Jego niebieskie oczy błądziły po mojej twarzy, gdy ja ciężko przełykałam ślinę, czując jak pali mnie każdy centymetr ciała. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że myślałam, że nie można już czuć się gorzej. Ale właśnie patrzyłam na plecy swojego przyjaciela, gdy odchodził i ogarniał mnie kolejny raz ogromny zawód.

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now