Epilog

2.5K 76 24
                                    

Pół roku później...

Leżałam na trawniku za domem, wpatrując się w ciemne niebo. Nie było żadnych chmur, przez co gwiazdy były niezwykle widoczne. 

Miałam szeroko rozłożone ręce i nogi. Pod skórą czułam przyjemne kłucie trawy, a delikatny, chłodny wiatr otulał moje ciało. 

Wielki wóz, mały wóz, kasjopeja... - wyliczałam w myślach. I chociaż nie pozbyłam się całkowicie bólu, potrafiłam go już znieść. 

Myślałam o mamie. Wracałam do chwil, gdy leżała tuż obok mnie. Odtwarzałam w głowie jej obraz. Piękny szeroki uśmiech, błyszczące, duże oczy. Zastanawiałam się, czemu tak to lubiła? Czy podobnie jak ja, uspokajała się świadomością nieskończoności? 

Nagle usłyszałam za sobą jakiś szelest. Nawet na moment nie odwróciłam wzroku. Kroki stały się coraz to wyraźniejsze, a ten chód rozpoznałabym wszędzie. 

William przystanął nieopodal mojej głowy, nachylając się nade mną w taki sposób, że przysłaniał mi niebo.

- Mogę się dołączyć? - zapytał, lekko się uśmiechając.

Skanował dokładnie każdy cal mojej twarzy, gdy lekko go odpychałam, pragnąc by się odsunął. W końcu zrobił krok do tyłu, a chwilę później kładł się już obok mnie. Kątem oka widziałam, jak przygląda się moim rozłożonym ręką, próbując zrobić to samo.

- Myślałem, że już tego nie robisz - powiedział, patrząc w górę - Ostatni raz, gdy tak leżałaś... - zamilkł na moment, zdając sobie sprawę, z tego co chciał powiedzieć.

Przełknęłam ciężko ślinę, zmuszając się do bladego uśmiechu.

- Ona żyła - dokończyłam za niego.

Obrócił głowę spoglądając prosto na mnie. Widziałam smutek w jego oczach, który pomimo upływającego czasu, zawsze pojawiał się na jej wspomnienie.

- Myślałem, że nigdy więcej tego nie zrobisz - powtórzył cicho.

Pokiwałam delikatnie głową, a coś boleśnie ścisnęło mnie w sercu.

- Ja też - wyznałam - Ale ktoś pokazał mi, że to wcale nie jest takie straszne.

Moje oczy lekko się zaszkliły, a gula urosła w moim gardle. Chociaż bardzo nie chciałam wracać do niego myślami, moją głowę opanowała tamta chwila.

 - Tam jest wielki niedźwiedź - powiedział, wskazując palcem w niebo.

Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową.

- Wielka niedźwiedzica - poprawiłam go.

Uniósł głowę, spoglądając na mnie z urażeniem. Hamowałam śmiech, widząc jego wydęte usta.

- Co za dyskryminacja - odparł, kładąc się z powrotem na ziemię - Nie powinnaś pochwalić mnie za wiedzę, zamiast poprawiać?

- Nie mogę uwierzyć, że za dwa miesiące już cię z nami nie będzie - z zamyślenie wyrwał mnie głos William'a.

Pomrugałam szybko powiekami, nie chcąc dopuścić do tego, by chociaż jedna łza wypłynęła z moich oczu. Już wystarczająco dużo wypłakałam.

- Ja też - wyszeptałam, czując kolejne ukłucie w sercu.

Chłopak głośno odetchnął, zakładając ręce za głowę.

- W końcu wszystko się układa - kontynuował - Mówiłem ci, że sobie poradzisz - dodał, kątem oka spoglądając w moją stronę.

Na moment wstrzymałam tlen w płucach, czując jak powietrze dookoła nas zaczyna gęstnieć. Od dawna nie poruszaliśmy tego tematu. Nikt z nas nawet nie wymawiał imienia Harry'ego, jakby samo to słowo potrafiło zadawać rany.

Dokładnie pamiętałam czas, w którym wyjechał. Jak ciężko było mi się pogodzić z jego decyzją i zrozumieć, że już nigdy więcej nie pojawi się w moim życiu. William w kółko powtarzał, że to najlepsza decyzja jaką Wilson mógł podjąć i że sobie poradzę.

Wciąż miałam niewielki żal do swojego brata. W tamtym czasie, chociaż był przy mnie, zdawałam sobie sprawę, że cieszy się z tego, co się stało, co sprawiało, że ból był znacznie większy.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego, próbując zdusić smutek i rozpierający ból w sercu, przybliżyłam się do William'a i ułożyłam głowę na jego torsie. Za dwa miesiące wyjeżdżam. To brzmiało tak nierealnie, niemożliwie.

Przymknęłam powieki, a jedna łza wbrew mojej woli, spłynęła po moim policzku. Niektóre rany nigdy się nie goją. 

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now