Rozdział 44

2.2K 65 21
                                    

Ciężko było mi zrozumieć, co się dzieje. Ludzie dookoła nas stanęli w kółku, przyglądając się całej tej scenie. James po ciosie, który otrzymał, zagotował się jeszcze bardziej, po czym zamachnął się, by uderzyć Harry'ego. Ten jednak szybko się odsunął, unikając ciosu. Widziałam, jak się spina. Jego twarz nie wyrażała nic, prócz furii. I dobrze wiedziałam, że to się na tym się skończy.

Musiałam coś zrobić. Mimo, iż cała się trzęsłam i miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a upadnę na ziemię, musiałam to zatrzymać. Nim Wilson znów się zamachnął, niemal biegiem do nich podeszłam, stając między nimi. Oczy miałam zaszklone, ale żadna łza się z nich nie wydostała. Uniosłam wysoko ręce i spojrzałam w jego zielone oczy. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej nienawiści. Klatka piersiowa ciężko mi się unosiła i opadała. 

- Przestańcie! - krzyknęłam.

Jak w amoku odwróciłam się do Morris'a i spojrzałam na jego twarz. Niewielka stróżka krwi spływała mu na brodę. Serce mi się łamało na ten widok, ale musiałam być twarda. Chwyciłam rozłoszczonego chłopaka za ramiona i z całej siły popchnęłam do przodu. Nie chciał odejść. Wychylał głowę zza mnie i coś wrzeszczał. Oczy coraz bardziej zachodziły mi łzami. Niewiele wiedziałam, prowadząc go do wyjścia.

Odetchnęłam dopiero, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. Bezsilność mieszała mi się z bólem i złością. Złapałam się za głowę i pociągnęłam lekko za włosy. Pragnęłam zamknąć oczy i upewnić się, że to tylko zły sen. Ale tak nie było. Chłopak kopał w ścianę wrzeszcząc z wściekłości. 

- James, trzeba cię opatrzyć - powiedziałam drżącym głosem, podchodząc do niego.

Odwrócił się napięcie, a ja widząc złość wymalowaną na jego twarzy, automatycznie zrobiłam krok do tyłu, niemal się potykając. Nie rozpoznawałam go.

- To jest to czego chciałaś?! - krzyknął, gestykulując - Ten popapraniec - wskazał ręką w stronę wejścia.

Kręciłam głową, starając się uspokoić. Czułam się winna, a ostatnim czego teraz potrzebowałam, to by mi dokładał.

- O co ci chodzi?! - krzyknęłam, nie hamując już łez.

Dyszałam ciężko, wpatrując się w jego twarz. Był taki zły, rozżalony. I chociaż nie potrafiłam w żaden sposób wytłumaczyć zachowania Harry'ego, to też nie potrafiłam wytłumaczyć jego.

Odwrócił głowę, spoglądając gdzieś w bok. Wyglądał jakby bił się z myślami. Uspokoił się już lekko i spuścił ręce wzdłuż ciała. Podobnie jak ja, ciężko dyszał. Nadal widziałam krew, która spływała mu po twarzy.

- Kocham cię, Jenny - niemal wyszeptał - I chociaż zdaję sobie sprawę, że nic między nami nie będzie... - zamilkł na chwilę, przełykając ciężko ślinę - To nie potrafię patrzeć, jak niszczysz sobie życie, latając za... za nim - ostatnie słowo niemal wypluł.

Stałam, jak wryta, nie potrafiąc się poruszyć. Świat się zatrzymał i byliśmy tylko my. Kręciłam głową z niedowierzaniem. Chciałam, żeby skłamał. Żeby to wszystko okazało się głupim żartem. Ale był taki poważny, zraniony i nagle bezbronny.

- Ja... - zaczęłam, nie wiedząc co powiedzieć. Wszystkie słowa stały się nieodpowiednie.

Kocham Cię, Jenny - dźwięczało w moich uszach. Czasem prawda jest ostatnią rzeczą, którą pragniemy usłyszeć.

Zrobił krok do przodu, machając lekceważąco ręką. W jednej sekundzie stał się taki zmęczony.

- Masz rację - odparł, na chwilę spoglądając w moje oczy - To twoje życie. Masz prawo je rozpierdolić.

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now