Rozdział 56

2.3K 69 5
                                    

Minęła chwila, nim zdołałam się poruszyć. Czułam się, jakby na moment stanęło mi serce. Powietrze nieprzyjemnie zgęstniało, a mi coraz trudniej było oddychać.

Z całych sił starałam się wyglądać swobodnie. Głowa buzowała mi od nadmiaru myśli, a ja zastanawiałam się, jak z tego wybrnąć.

Wzruszyłam ramionami, spoglądając gdzieś w bok. Intensywny wzrok William'a, palił każdy centymetr mojego ciała.

- Kto? - udawałam, że nie wiem, o co chodzi.

Może był to zły ruch z mojej strony? Może lepiej byłoby gdybym od razu wyznała prawdę? Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej?

Chłopak wstał z krzesła i zmierzył mnie zimnym spojrzeniem, przez co przeszedł mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Prychnął nieprzyjemnie pod nosem i odrzucił głowę do tyłu.

- Naprawdę masz zamiar dalej w to brnąć? - odparł, tracąc resztki cierpliwości - Myślałem, że jesteśmy ze sobą szczerzy...

Nie wytrzymałam. W końcu uniosłam na niego rozżalony wzrok, a słowa same wypłynęły z moich ust.

- Szczerzy?! - krzyknęłam - Od kiedy jesteśmy ze sobą szczerzy?!

Ciężko dyszałam, patrząc na jego lekko zaskoczoną minę. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Nie chodziło już o Harry'ego, o to, że z nim byłam. Chodziło o nas.

- Obiecałaś mi, Jenny - zaczął surowo - Prosiłem cię, byś trzymała się od nich z daleka. Dlaczego musisz ciągle zachowywać się jak dziecko?!

Zaśmiałam się nieprzyjemnie pod nosem, nie wierząc w to, co słyszę. Coraz ciężej dyszałam i coraz trudniej mi się oddychało.

- Ja zachowuję się jak dziecko? - zapytałam, wskazując na siebie palcem - Nie masz prawa, William wtrącać się w moje życie! Nie masz prawa!

Patrzyłam w jego brązowe oczy, ale wcale ich nie rozpoznawałam. Były teraz dla mnie jedynie jak dwa małe kamyczki, które straciły swój wyraz.

- Ten chłopak to jedno wielkie kłamstwo - powiedział ostrym tonem - Nie masz pojęcia, w co się pakujesz. Nic o nim nie wiesz, Jenny.

Na jego twarzy widziałam rozczarowanie, zmieszane z bólem. I pierwszy raz odkąd przyjechał, miałam wrażenie, że zdjął maskę. W końcu zaczynał być szczery.

Nie słuchałam tego, co mówił. Byłam zamroczona złością, która buzowała w moich żyłach. Od dawna nie czułam się przy nikim tak dobrze, jak przy Harry'm. W końcu nie musiałam udawać, spełniać czyiś oczekiwań i mogłam być po prostu sobą. Nie chciałam pozwolić, by ktokolwiek mi to odebrał.

- To o tobie nic nie wiem, William! - krzyknęłam z całych sił.

Echo moich słów rozniosło się po dworze. Kilka łez zabłyszczało w moich oczach, a ja nie byłam pewna, jak długo jeszcze będę w stanie je hamować.

- Przykro mi, Jenny - odparł nieco ciszej, kręcąc głową - Nie pozwolę na to, abyś zniszczyła sobie życie.

Kolejne prychnięcie wydobyło się z moich ust. Miałam ochotę czymś w niego rzucić. Dlaczego nie rozumiał tego, co do niego mówię?

- Ty je niszczysz! - wycedziłam przez zęby.

Na moment jego wyraz twarzy się zmienił, a ja zaczęłam żałować swoich słów.

- Już nigdy więcej się z nim nie spotkasz - powiedział, wystawiając w moją stronę palec - Nigdy.

Po tych słowach zrobił kilka kroków do przodu i mnie wyminął. Widziałam, jak wchodzi nerwowo do auta i odjeżdża. Serce mocno mi biło, a nogi zrobiły się miękkie. Przykucnęłam, zakrywając twarz w dłoniach. Łzy spływały strumieniami po moich policzkach, a ja czułam się przegrana.

***

Cały wczorajszy dzień przeleżałam w łóżku. Wytężałam słuch za każdym razem, gdy słyszałam przejeżdżające obok auto. Bałam się o William'a. Bałam się o to, co może przyjść mu do głowy i co głupiego może zrobić.

Byłam roztrzęsiona i zmęczona. Miałam spuchnięte od płaczu oczy i przekrwione gałki. Ręce mi się trzęsły, gdy odpalałam papierosa za papierosem, siedząc w oknie.

Na całe szczęście, ojciec wrócił dopiero na wieczór, a Linda nie przekraczała progu mojej prywatności. Nawet nie wiedziałam, jak miałabym się im z tego wszystkiego wytłumaczyć, gdyby zobaczyli w jakim jestem stanie.

Miałam nadzieję, że mój brat po prostu potrzebuje gdzieś ochłonąć. Że siedzi w bezpiecznym miejscu, przemyślając sobie pewne sprawy. Że swoim zachowaniem nie wywołałam burzy.

Siedziałam z Ashley w jednej z naszych ulubionych kawiarni. Na naszym stoliku znajdowały się dwa szejki, ale ja w przeciwieństwie do blondwłosej, czułam na ich widok, jedynie mdłości. Nie byłam w stanie nic przełknąć.

Moja przyjaciółka od rana wypytywała mnie, co się stało. Niewiele potrafiłam przed nią ukryć, a gdy tylko zobaczyłam ją przed szkołą, od razu wpadłam w jej ramiona, zanosząc się głośnym płaczem.

Wszystko jej opowiedziałam, tym razem niczego nie zatajając. Czułam, jak pewien ciężar spada z moich barków, ale bezradność i ból wciąż we mnie pozostaje.

- Byłam szczęśliwa - powiedziałam cicho, bawiąc się swoimi palcami - Dlaczego po prostu nie mogę być szczęśliwa nadal?

Coś boleśnie ścisnęło moje serce. Kilka łez kolejny raz zadomowiło się w moich oczach. Ashley nachyliła się lekko w moją stronę, sięgając po moją dłoń, którą ścisnęła.

- Wszystko się ułoży - zapewniała mnie.

Potrząsnęłam głową, uśmiechając się smutno pod nosem. Już przestawałam w to wierzyć.

- Nigdy się nie kłóciliśmy - mówiłam dalej - Zawsze byliśmy dla siebie wsparciem, rozmawialiśmy.

Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak w moim gardle formułuje się gula. Moja przyjaciółka patrzyła na mnie smutno i dobrze zdawałam sobie sprawę, że i ją to martwi, nawet jeśli bardzo starała się to ukryć.

- Może spróbuj z nim na spokojnie porozmawiać? - zaproponowała - Niech ci wytłumaczy, dlaczego tak bardzo się o to złości. Przecież musi być jakiś powód.

Pokiwałam głową, spoglądając w bok. Większość stolików była pozajmowana i pewnie w każdej innej sytuacji, czułabym się przytłoczona nadmiarem ludzi. Teraz jednak niewiele już mnie obchodziło. Stawałam się coraz to bardziej zmęczona.

- Myślisz, że Harry to zły człowiek? - wypaliłam, zaskakując samą siebie.

To pytanie krążyło po mojej głowie od dawna. Długo katowałam samą siebie zastawiając się, czy jest w nim coś dobrego, czy tylko sobie to wyobraziłam.

- Nie wiem, Jenny - odpowiedziała szczerze - Nie znam go - zamilkła na moment, usadzając się wygodniej na krześle - Ale wierzę ci, gdy mówisz, że jest dobry.

Spojrzałam na nią szybko, kręcąc energicznie głową.

- Ale ja nie mówię, że jest dobry! - zaprzeczyłam od razu, mówiąc zdecydowanie głośniej, niż chciałam.

Widziałam, jak Ashley rozejrzała się nerwowo dookoła i nieco się w sobie skuliła. Od razu poczułam nieprzyjemne ściśnięcie w brzuchu. Nie chciałam na nią naskakiwać.

- Przepraszam - powiedziałam miękko, chwytając za jej dłoń - Ciągle się zastanawiam, czy powinien wnosić do mojego życia tyle samo bólu, co szczęścia.

Jej niebieskie oczy zabłyszczały, spoglądając prosto w moje.

- Czasem kochamy najbardziej to, co nas rani - odpowiedziała.


_____________________
Ściskam Was, mocno czytelnicy 🖤
Rozdział jest krótszy, niż zazwyczaj, ale mam nadzieję, że kolejny zaspokoi Wasze oczekiwania

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now