Rozdział 39

34 0 0
                                    

Gdy horkruks został zniszczony wreszcie mogliśmy choć na chwilę odetchnąć z ulgą.

- Hermiona jest wściekła na ciebie więc nie spodziewaj się miłego powitania. - mówię.
- Liczyłem się z tym Gabi więc nie musisz mnie ostrzegać.
- Ja tylko mówię jak jest.

Wspomniana przez mnie dziewczyna wychodzi nagle z namiotu.

- Co tu się dzieje? - pyta.
- Cześć. - mówi Ron.
- Cześć masz tylko to do powiedzenia po tym jak zniknąłeś!!! - krzyczy dziewczyna.
- A co mam powiedzieć wiesz bardzo chciałem do was wrócić zaraz dzień po zniknięciu ale nie mogłem. Jednego dnia siedziałem w barze dookoła sami szmalcownicy aż nagle spojrzałem na wygaszacz i go wcisnąłem i jestem. - mówi.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.

Potem dziewczyna idzie do namiotu a ja nie wiem co mam zrobić w tym momencie.

- Dobra kolego możesz oddać moją własność. - mówię wyciągając rękę do rudowłosego aby podał mi miecz.
- Masz rację należy do ciebie. - mówi i potem podaje mi miecz.
- Dziękuję.

Patrząc na miecz wiem że już poszliśmy o krok dalej. Jesteśmy dalej niż myśleliśmy a on jest jedną część duszy mniej.

- Hermiona możemy pogadać? - pytam dziewczyny.
- Pewnie z tobą tak. - mówi.
- Nie możesz się tak na niego gniewać wiesz jaki on jest. - mówię.
- Mam prawo być na niego zła. - mówi.
- Tak ale wiesz jaki głupi jest Ron powinnaś to zrozumieć. - mówię.
- Nie teraz patrz na ten znak. - mówi pokazując na książkę.
- O matko musimy iść do Lovegooda aby dowiedzieć się co to za znak. - mówię.
- Masz rację idziemy powiedzieć to tym idiotom. - mówi.
- Mówisz o naszych przyjacielach. - mówię.

Wchodząc do namiotu widzimy jak się bawią nową różdżką Harrego.

- Co tam dziewczyny? - pyta Harry.
- Musimy iść do Lovegooda. - mówię.

Dziewczyna w międzyczasie pokazuję kolejny rysunek dziwnego znaku.

- Nie wiemy gdzie możemy znaleźć kolejnego horkruksa więc musimy iść skoro nie mamy innych tropów. - wyjaśnia Hermiona.
- To co idziemy jutro. - mówi zadowolony Ron.

Kolejnego dnia tak jak ustaliliśmy deportujemy się na wzgórze gdzie mieszka lunayi jej ojciec. Pukając do drzwi czuję dziwny niepokój.

- Dzień dobry panie Lovegood. - mówi Hermiona.
- My się znamy? - pyta zaskoczony.
- Spotkaliśmy się kilka miesięcy temu to ja Harry Potter i Gabrielle Lupin. - mówi Harry
- Wchodźcie proszę. - mówi otwierając szerzej drzwi.

Zaparzył nam herbatę która jak dla mnie była ohydna. Gdy patrzyłam po pozostałych też widziałam ich zniesmaczone miny.

- Gdzie Luna proszę pana? - pyta Hermiona.
- Luna zaraz przyjdzie. - mówi mężczyzna.
- My przyszliśmy spytać pana o naszyjnik który miał pan na weselu u Billa i Fleur. - mówi Harry.
- Chodzi ci o ten? - pyta pokazując naszyjnik.
- Tak dokładnie ten. - mówi Harry.
- To znak insygni śmierci. - mówi.
- Insygni śmierci? - pytam.
- Znacie może bajkę o trzech bratach? - pyta.
- Tak. - odpowiadam ja Ron i Hermiona.
- Ja niestety nie. - mówi Harry.
- Jest ona w tej książce. - mówi Hermiona.

Potem czyta jak bracia przechytrzyli śmierć. Najstarszy z nich dostał w zamian czarną różdżkę która jest najpotężniejszą w świecie czarodzi.
Średni brat dostał kamień wskrzeszenia a najmłodszy pelerynę niewidkę. Dwaj pierwsi bracia szybko zginęli a najmłodszy z nich odszedł jak równy z równym.

- I to są insygnia śmieci. - mówi pan Lovegood.

Podchodzi do biurka i na kartce rysuje znak insygni objaśniając go.

Córka wilkołaka | D.M.Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora