Rozdział 10

671 26 3
                                    

*Zack*

Otworzyłem jej drzwi i pozwoliłem zająć miejsce pasażera, a sam usiadłem za kołkiem. Ruszyliśmy w powrotna stronę.
Musiałem przyznać, że ten pomysł z odłamkiem szkła uratował mi życie. Poza tym cała akcja poszła szybko i sprawnie. Nawet mi się podobało.

- Trzymasz się jakoś? - Spytałem właściwie po to, żeby rozwiać panującą ciszę.

Wcale mnie nie obchodziło, co u niej.

- A Ty jak się czułeś, kiedy pierwszy raz odebrałeś komuś życie?

Na jej słowa bylem w niezłym szoku.

- Zabiłaś kogoś?!

- Max mnie zmusił, nie chciałam tego zrobić. - Z jej oczu zaczęły wypływać łzy.

No tego się nie spodziewałem.
Aż nie wiedziałem, co powiedzieć. Przypomniałem sobie, kiedy to ja po raz pierwszy stałem z wycelowaną bronią, gdy jeszcze obchodziło mnie kogo zabijam.

- Chyba powinnam Ci podziękować i jednocześnie Cię przeprosić. - Dziewczyna wyciągnęła mnie z rozmyśleń.

- Za co? - Uniosłem zdziwiony brew.

- Podziękować za to, że po raz kolejny uratowałeś mi życie, a przeprosić za to, co ostatnio powiedziałam.

Blondynka pogodnie się do mnie uśmiechnęła.
Bylem zdziwiony, ze mnie przeprosiła, albo raczej nieprzyzwyczajony do tego, że ktoś to robi.

- Już dawno zapomniałem. - Machnąłem ręką i wróciłem do drogi.

Jechałem w kierunku miasta, gdy nagle z uliczki po lewej stronie wyjechała ogromna ciężarówka, zastawiając mi całą drogę. Zacząłem gwałtownie hamować, ale jadąc z prędkością ponad 200km/h nie było to takie proste. Camila nerwowo na mnie zerkała, gdy ja próbowałem opanować samochód i go zatrzymać. Cały czas wciskałem pedał hamulca, aż w końcu mój samochód wyhamował kawałek od tira. Odetchnąłem z ulgą, że się udało. Jednocześnie wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego.

- Nie wychodź z samochodu!

Nie czekając na odpowiedz chwyciłem klamkę i wysiadłem. Camila jak kazałem, została w samochodzie. Nie miałem spluwy, ani nic, co mogłoby mi pomóc. Mój pistolet rozwalił się o beton kilka kilometrów stąd. Zaskoczony sytuacją nie miałem żadnego planu. Postanowiłem grać na czas. Udając zdeterminowanego zacząłem pewnym krokiem iść w stronę dużego pojazdu. Może to zwykły poślizg na drodze i zaraz odjedzie?
Nagle tylna klapa tira otworzyła się, a ze środka wyszło 6 mężczyzn. Jeszcze lepiej. Ja sam, bez bez broni i z blondynką na pokładzie, a do tego grupa uzbrojonych mężczyzn.

- Czego chcecie?!

Improwizowałem. Musiałem grać jak najdłużej zanim czegoś nie wymyślę.
Mężczyźni spojrzeli się na siebie rozbawieni. 

- Ty jesteś ten cały Zack? - Jeden z nich parsknął śmiechem.

Jego ironia była mi do niczego niepotrzebna, ale nie mogłem dać się teraz sprowokować. Mieli przewagę. 

- W czym mogę Ci pomóc?

- Mi raczej w niczym. Obróć się do tylu i ręce przy sobie.

Zrobiłem to co kazał, a facet zaczął się do mnie zbliżać. Stałem cały czas w bezruchu, dalej myśląc co mogę zrobić. Wyciągnął z kieszeni kajdanki i chwycił moje ręce. Kiedy chciał mnie spiąć szybko się odwróciłem i kopnąłem go w jaja. Całkiem spontanicznie chwyciłem pistolet, który wystawał z jego tylnej kieszeni i przeciągnąłem go do siebie, zasłaniając się jego ciałem.

Tak bardzo nie chce Cię kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz