Rozdział 41 (przedostatni)

524 17 4
                                    

*Zack*
Rano obudziły mnie wpadające przez okno do pokoju promyki słońca. Podniosłem się wyżej i przetarłem swoją zaspaną twarz. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem, że wszyscy jeszcze śpią. Po cichu podniosłem się po butelkę wody, która stała przy łóżku i upiłem jej łyk. Zauważyłem na blacie telefon, który jak się domyślam Stev przygotował dla nas wszystkich do użytku, ponieważ swoich pozbyliśmy się podczas drogi i coś mnie podkusiło, aby chwycić go do ręki. Może lepiej sprawdzę, czy Sara znów się z kimś nie kontaktowała?
Odblokowałem ekran i wszedłem w folder wiadomości, a wtedy mnie zatkało.

*Alex* 06.30
Masz dwie godziny żeby zjawić się na parkingu w hotelu Plaza. Inaczej zjawie się w karczmie i zabije was wszystkich.

Wpatrywałem się w ekran i nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Wiadomość była nieodczytana, wiec pewnie jeszcze nikt nie zdołał jej przeczytać. Chociaż nie to martwiło mnie najbardziej. Alex po raz kolejny nas znalazł. Znał nasz numer i kryjówkę. Nie mieliśmy już żadnych szans. Pewnie od dawna już ktoś z jego ludzi stał pod karczmą i nas obserwował. Doskonale go znałem. Ucieczka nie miała już żadnego sensu. Pokręciłem zażenowany głową i spojrzałem na Cam. Dalej słodko spała, a przy tym wciąż była taka piękna. Już wiedziałem co muszę zrobić. Tylko tak mogłem ją uratować. Mój najgorszy koszmar stał się teraz rzeczywistością.
Chwyciłem swoją torbę i zacząłem się ubierać. Do moich oczu wciąż napływały łzy, ale nie chciałem się załamywać. Chciałem wierzyć, że robię to dla Cam, że będzie jej teraz lepiej. Tyle już przeze mnie wycierpiała. Zasługiwała w końcu na spokój.
Dopiąłem guzik w spodniach i obróciłem się w stronę wyjścia, gdy zauważyłem stojąco za mną Rebekę.

- Dokąd idziesz sam o tej godzinie? - Spytała podejrzliwie.

Chciałem jakoś odwlec temat. Nie mogłem jej powiedzieć. Jeszcze mogliby chcieć mnie uratować, a wtedy zginęlibyśmy wszyscy.

- A czemu Ty nie śpisz?

- Zack! Co Ty kombinujesz?! Dokąd idziesz?! - Warknela głośniejszym tonem, a ja od razu przyłożyłem jej palec do ust.

- Ciszej, bo ich obudzisz.

- Mam to gdzieś! Dokąd idziesz?!

- Chce się przewietrzyć. Czemu nie śpisz? - Starałem się odpowiadać ze spokojem, żeby nie zdołała się zorientować, że coś jest nie tak.

- Bo te cholerne słońce swieci mi na twarz. W takim razie zaczekaj pójdę z tobą.

- Nie! - Krzyknąłem impulsywnie - To znaczy wolałbym pójść sam.

Na moje słowa Rebeka położyła dłoń na biodrze i zrobiła jeszcze bardziej podejrzliwą minę.

- Zack! Co Ty kombinujesz?

- Rebeka, ja Ci wszystko wytłumaczę. Tylko ja naprawde muszę już wyjść.

Spojrzałem na zegarek na ścianie, który wskazywał już 7.30. Została mi godzina, żeby zjawić się w hotelu.

- Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie powiesz mi o co chodzi! Zaraz obudzę Stevena!

- Rebeka, proszę Cię nie rób tego! - Złapałem ją za ramiona.

- SSSSTTTEEEE.... - Zaczęła przeciągać każdą literę jego imienia, a ja zakrylem jej twarz dłonią.

Gdy przestała mówić położyłem jej obie ręce na ramionach i spojrzałem prosto w oczy.

- Jak Ci powiem obiecujesz, że zachowasz to w tajemnicy?

- Tak - Uśmiechnęła się dumnie.

Tak bardzo nie chce Cię kochaćWhere stories live. Discover now