7. Poranek

6K 246 16
                                    

Powoli otworzyłam wyczerpane oczy, ziewając przeciągle i z powrotem schowałam się pod kołdrę.
Oślepiający blask obudził mnie na dobre i próbowałam sobie przypomnieć coś z wczorajszego wieczoru.
Przeszłam do pozycji siedzącej, wymachując rękami przy ziewaniu.
I nagle zalała mnie fala wspomnień z wczorajszej nocy
Urodziny. Pijana kuzynka. Głośna muzyka. Czarna ulica. Głupi samochód. Tajemniczy chłopak. Rozmowa.

,,Zobaczymy się jeszcze nie raz'' -  rozbrzmiewał w mojej głowie aksamitny głos.
Miałam wrażenie, że to był tylko sen.

    -  Kochanie jak ci się spało?!  Wczoraj wróciłaś około północy!!  -  krzyknęła matka, jednak nie oskarżycielskim głosem.

,, Czyli to nie był sen?''

Zwlekłam się z łóżka szukając jakichś ubrań.
Wyciągnęłam czarne najkrótsze spodenki, a do tego krótką, różową bluzkę z pierwszą literą mojego imienia.
Założyłam łańcuszek i bransoletkę z metalowym serduszkiem oraz moje zielone kapcie.
Zeszłam na dół. I jak na zawołanie poczułam burczenie w brzuchu, a z kuchni czuć było tostami. Mniam...
Były już na stole, a obok gorące kakao: mama wie czego mi trzeba.
Do kuchni weszła moja matka z uśmiechem przylepionym do twarzy.

    -  Smakuje ci, kochanie? Słuchaj, nasza lodówka jest już prawie pusta, a ja nie mam czasu, bo muszę jechać do pracy i...

    -  Dobrze mamo, pójdę na zakupy.

      Odetchnęła z ulgą, jakby nie przypuszczała, że się zgodzę. Wygrzebała z torebki zwitek papieru i położyła mi go na stole.

    - Dziękuje ci kochanie, tu masz listę, powinno ci to zabrać jakieś pół godziny. Czyli tak do dwunastej powinnaś wrócić.

    -  To już taka godzina!?  -  przerwałam jej,  zrywając się z miejsca.

Przecież miałam jeszcze spotkać się z Nitą!
Nita była moja najlepszą przyjaciółką. Niemalże w moim wieku. Miała piękne złociste włosy do pasa i niebieskie oczy, a na plecach ogromny tatuaż.
Skrzydła. Piękne, wyglądały jak prawdziwe, choć dobrze widać było czarne znaki.
A na nadgarstku wytatuowała sobie małego motylka.

Szłam przez galerię, szukając odpowiednich rzeczy, które były na liście. Byłam już po warzywa i inne produkty, ale do listy musiałam dopisać parę rzeczy, ściśle mówiąc - ubrania.
Zobaczyłam piękną sukienkę.
Lekką, niebieską, do połowy ud. Musiałam ją mieć.

Nagle ciemność. Czułam ręce na moich oczach i od razu wiedziałam, kto to.
Jej dłonie były takie miękkie i aksamitne. Poznałabym je wszędzie.

    -  Zgadnij kto too? - zapytała swoim melodyjnym głosem niemal śpiewając, nadal trzymając ręce na moich oczach.

- Yhm, muszę się zastanowić. Może Sophia?
 

Wiedziałam, że wyprowadzę ją tym z równowagi, ale to zawsze mnie tak bawiło, że nie mogłam się powstrzymać.

    -  No wiesz, co? Porównujesz mnie do tej żmii?

Zdjeła ręce z mojej twarzy, wydając z siebie dziwne dźwięki, które miały utwierdzić mnie w przekonaniu, że się obraziła. Jednak za dobrze ją znałam i widziałam je rozbawione oczy, gdy robiła swoje śmieszne miny.  Wpatrywała się we mnie wyczekująco.

    -  Tęskniłam za tobą.

    Objęła mnie i ścisnęła mocno, jakby nie chciała już nigdy wypuścić mnie ze swoich ramion.

    -  Ja też  -  mruknęła, a jej ciepły oddech owiał mój kark, wywołując u mnie gęsią skórkę. Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę w jej głosie jakąś dziwną melancholijną nutę, ale zaraz się odsunęła i zmierzyła rozbawionym wzrokiem. Natychmiast zapomniałam o jej dziwnym zachowaniu.  -  Czy mi się zdaję, czy od naszej ostatniej pogawędki wypiękniałaś jeszcze bardziej?

    -  Nie.

Nita przewróciła oczami i zaczęła mi opowiadać o ostatnich miesiącach, gdy była nieobecna w moim życiu. Cieszyłam się, że wreszcie zrobiła coś dla siebie i wyjechała do Paryża. Od zawsze było to jej marzeniem, ale obiecała mi kiedyś, że jeśli tam poleci, to tylko ze mną. Niestety, moja matka kategorycznie zabroniła mi podróży do Paryża, co było do niej niepodobne i Nita gotowa była zrezygnować. Byłam jednak znana jeszcze ze swojej zawziętości i jakoś ją przekonałam. Żadna z nas nie musiała nic mówić - obie wiedziałyśmy, że będzie to dla nas trudne. Byłyśmy nierozłączne od czasów przedszkolnych, a każda rozłąka sprawiała nam ból. Nie wiedziałam jakim cudem nie rozpadłam się przez te ostatnie miesiące.

     -  Wiesz, ostatnio poznałam tam fajnego chłopaka. Ma na imię Louis. Zaprosił mnie do kina. Byliśmy na komedii romantycznej i...

     -  I co?  -  spytałam, a gdy ta nadal nie odpowiadała, nalegałam.  -  Mów, bo nie wytrzymam.

     -  Pocałował mnie! On jest idealny. Niedługo go poznasz, obiecuję, a na razie powiem ci tylko, że jest blondynem. Bardzo przystojnym blondynem.

I tak właśnie plotkowałyśmy przez cały dzień. Miałyśmy sobie tyle do powiedzenia, że zaczęłam wątpić, iż wystarczy nam na to jeden wypad. Ponieważ tak dużo wydarzyło się, gdy ona i ja byłyśmy rozdzielone.

Gdy się rozstałyśmy, wracałam powrotną drogą do domu, przez wielką galerię. Nagle potknęłam się i upuściłam wszystkie zakupy.
Przygotowywałam się na upadek, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego na mojej talii poczułam czyjąś rękę.

Popatrzyłam się na jej właściciela. To był On.
Znowu utonęłam w jego oczach, lecz mnie uratował, odzywając się.

    -  Przepraszam cię. Zobaczyłem,  że upadasz.  -  Jego aksamitny głos, z nieznanych mi powodów, działał na mnie kojąco.

    -  Nie przepraszaj. To ja powinnam bardziej uważać. Dziękuję.

Ofiara losu! - drwiła sobie ze mnie moja podświadomość.

     -  Nie ma za co.  -  Czy on miał tylko jedną kwestię? Mógłby mnie skrytykować i kazać uważać na siebie, ale on uśmiechnął się tylko, a wtedy prawie znowu bym upadła, gdybym nie odwróciła wzroku od jego błękitnych oczu.

Nie dało się oddać w pełni koloru jego tęczówek. Była to mieszanina zieleni i błękitu, ale czasami widziała przebłyski srebra. Chyba.

    -  Dasz się zaprosić na kawę?  -  Jego pewność siebie mnie zdziwiła, nie wahał się.

A ja nie mogłam mu odmówić.

--------------------------------------------------------
No to już kolejny rozdział. Wiem, że piszę bardzo wolno i nudno.
Nie wiem czy ktoś to czyta.
Postaram się pisać częściej.

Tajemnica Anioła  ✔Where stories live. Discover now