25. Głęboka rana

2.8K 147 2
                                    

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Nie miałam ochoty wstawać z mojego miękkiego łóżka, więc leżałam dalej, mając nadzieję, że ten ktoś sobie pójdzie. Wtuliłam się w niebieską poduszkę i prawie zasnęłam. Właśnie, prawie.
Pukanie dalej nie ustępowało, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło. Powoli wyplątałam się z puszystej pościeli i ruszyłam do drzwi.
Jednak zanim tam dotarłam musiałam się potknąć trzy razy i przy okazji krzyknąć;

   - Cholera!

Potem nadepnęłam na coś twardego i w podskokach dotarłam do powodu mojego kalectwa.
Durne drzwi...
Otworzyłam je i wciąż nieprzytomna powiedziałam, nawet nie patrząc na przybysza;

    -  Czego?!

Co ja mówię... wręcz krzyknęłam z oburzeniem.
Nie wyspałam się i jeszcze musiałam się poobijać.
Wstałam dziś chyba lewą nogą, która z resztą nie z własnej woli musiała stanąć na podłodze.
Gdy już się ogarnęłam, spojrzałam na niespodziewanego gościa.
Zamarłam i z prędkością światła zamknęłam drzwi.

Dobra to było dziiiwne...
Najlepiej jak o wszystkim zapomnę i wrócę do łóżka bo zdaje się, że jeszcze się nie obudziłam...

Znowu pukanie.
Odwróciłam się i ponownie otworzyłam drzwi z przestrachem, czekając na najgorsze.
W środku byłam pewna, że to tylko moja chora wyobraźnia płata mi figle.
Nie, jednak nie...
Przede mną stał mój brat.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stoję przed nim z otwartą buzią, więc szybko ją zamknęłam.
Uśmiechał się smutno, a potem syknął i skrzywił się.

   -  Co się stało?  -  spytałam z przerażeniem.

Chciałam jednak zapytać o coś zupełnie innego.
O to skąd się tu wziął. Miał wrócić później.
Przytrzymał się futryny i zacisnął na niej swoje palce, które aż zbielały z mocnego uchwytu.
Zauważyłam, że chwycił się za klatkę piersiową, która coraz szybciej opadała i podnosiła się.
Otworzyłam szerzej drzwi i odsunęłam, robiąc mu miejsce, żeby mógł wejść. Jednak on popatrzył na mnie ze zdziwieniem i uśmiechnął się niezauważalnie. Gdy byliśmy w środku zatrzymał się i zapytał:

    -  Masz tu gdzieś apteczkę?

Kątem oka zauważyłam krew, która już całkiem zabarwiła jego rękę. Spanikowana dopiero po chwili zrozumiałam jego słowa.
Pokiwałam głową i kazałam mu zaczekać.
Pobiegłam do łazienki i otworzyłam szafkę.
Zaczęłam gorączkowo szukać apteczki, a moje ręce trzęsły się z podenerwowania. Przypadkiem traciłam prawą dłonią jakiś lek, który spadł na podłogę i rozbił się na małe kawałeczki.

    -  Szlag...  -  warknęłam z zaciśniętymi zębami

Nie zwracałam na to uwagi i szukałam dalej.
Podniosłam ścierkę, a pod nią zauważyłam małe pudełeczko. Bingo. Wróciłam z nim do pokoju a tam zastałam leżącego na kanapie chłopaka o brązowych włosach, a na jego koszuli zauważyłam wielką plamę krwi. Podbiegłam do niego i zaczęłam szybko rozpinać guziki jego koszuli. Usłyszałam śmiech.

    -  Z czego rżysz?!

Byłam na niego wściekła. Czemu mi to robił? To on powinien się mną opiekować, a nie ja nim.
Poczułam na sobie jego spojrzenie.

    - Ze swojej głupoty... - odrzekł zamyślonym głosem.

Zaczęłam opatrywać jego ranę, która okazała się dość głęboka i prawdopodobnie zadana przez nóż.
Nie miałam ochoty na razie pytać go o to, skąd się wzięła. Na razie najważniejsze było to, by był zdrowy.

Tajemnica Anioła  ✔Where stories live. Discover now