34. Wyznania i Wyrządzone Krzywdy

2.4K 155 7
                                    

     Siedziałam na wieżowcu, tak jak zwykle. Tak jak zwykle łzy lały się strumieniami. Obserwowałam to chmury, to życie na dole. Życie, które nie było dla mnie.
Umierałam. Każdego dnia usychałam z tęsknoty...
Nie wiedziałam, że można tak mocno przywiązać się do jednej osoby. W ciągu tych pięciu tygodni zrozumiałam, że moje życie to monotonność. Codziennie to samo: budzenie się, siedzenie na wieżowcu, płakanie, mycie, spanie - i tak w kółko. Nie robiłam nic pożytecznego, nic nowego. Nie miałam co robić:  już nic nie sprawiało mi przyjemności.

  Przestałam jeść. Nie miałam ochoty na nic.
W nocy miałam koszmary, więc gdy już się obudziłam - bałam się z powrotem zasnąć.
Co to za życie, skoro nie mam przy sobie nikogo, kogo chciałabym z wszystkich sił ochraniać? Mieć przy sobie do końca swoich dni? Żadna.

Świadomość, że nie pasuje do tego świata i to, że nikt i nic nie trzyma mnie już przy życiu, zrobiła swoje. Czułam się tak okropnie. Zdawało mi się, że moje łzy mogą wywołać powódź, tam w dole, więc przestałam już szlochać. Umierałam, tam w środku. I miałam tego dość.

Dzisiaj miałam zamiar skoczyć. Albo podciąć sobie żyły - wszystko jedno. Już stałam na krawędzi wysokiego budynku.

Skoczyłam.

     Spadałam bardzo powoli, a przynajmniej tak mi się wydawało. Pamiętałam każdą chwilę spędzoną z Vabianem, chociaż było ich niewiele. Pamiętałam jego piękne, błyszczące oczy. Pamiętałam jego miękkie, ciepłe usta i promienny uśmiech
    Jednak nie żałowałam swojej decyzji. Co to za życie bez niego? Żadne. Gdy myślałam, że to już koniec - poczułam jak unoszę się do góry. Myślałam, że tak wygląda umieranie, ale zaraz doszłam do wniosku, że to zbyt bezbolesne, niż myślałam. W dodatku, czułam na moim ciele umięśnione ręce, które mnie trzymały. Otworzyłam oczy dopiero, gdy wylądowaliśmy. I wtedy zobaczyłam coś, co złamało mi serce po raz trzeci.

Przede mną stał Vabian. Jego czarne, wielkie skrzydła były piękne. Ale nie to wywołało moje łzy.

Vabian płakał. Widziałam ślady łez na jego policzkach, a świeże właśnie wypływały z czarnych jak otchłań oczu, które tak bardzo kochałam.
Chwycił moją twarz w dłonie i pytał mnie z rozpaczą w głosie:

    -  Dlaczego chciałaś to zrobić?! Odpowiedz mi!

A ja cały czas badałam wzrokiem jego piękną twarz, z obawą, że to tylko moja wyobraźnia. Wydawało mi się to całkiem możliwe. Przecież tak bardzo pragnęłam by do mnie wrócił.
Dopiero po minucie odzyskałam głos.

     -  Zostawiłeś mnie  -  wyszeptałam i teraz to ja łkałam.

Ten widząc mnie w takim stanie, przytulił mnie mocno i uspokajał szepcząc mi do ucha słodkie słówka. Ja wtuliłam się w jego ciepłe, umięśnione ciało. A wtedy rozpłakałam się na dobre, nie wierząc w to, że Vabian do mnie wrócił.

***

    -  Kocham cię.

    - Ja ciebie bardziej.

I nasze usta się złączyły. Tak bardzo mi go brakowało.
Dwie godziny temu wszystko mi wyjaśnił.
Myślał, że nie odwzajemniam jego uczucia, więc odszedł, by nie zadawać sobie bólu. Lecz nie zdawał sobie sprawy z tego, że sprawia ból też i mi.
Powiedział, że pokochał mnie od pierwszego spotkania, uśmiechu i wypowiedzianych przeze mnie słów. Wiedział jeszcze przed naszym spotkaniem, że jesteśmy sobie przeznaczeni, ale nie wiedział czy mnie pokocha. Wróci,ł bo dostał wiadomość od samego Gabriela, że chcę popełnić samobójstwo. Błagał, by mnie powstrzymał. Tak bardzo bolało mnie to, że przeze mnie cierpieli. Nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Udało mu się. Przepraszał mnie całe piętnaście minut i cały czas powtarzał,  że mnie kocha.

Wiedziałam, że mówi szczerze. Tym razem naprawdę to wiedziałam.
Wybaczyłam mu, a on z radości wziął mnie w ramiona i zaczął kręcić się ze mną w kółko.

    -  Obiecuję, że nigdy cię już nie skrzywdzę  -  przyrzekł i ponownie mnie pocałował. Czułam słodki smak jego uśmiechu.

Uśmiechnęłam się, ale zaraz o czymś sobie przypomniałam.

    -  Zrobisz coś dla mnie?  -  zapytałam, a on pokiwał głową, wciąż się uśmiechając.  -  Chodź ze mną na cmentarz.

***

Siedziałam przy kamiennym grobie wpatrując się w napis na nagrobku. Nie przeszkadzało mi to, że wiatr był lodowaty, a całe moje ciało trzęsło się z zimna.

Ś.P
Clara Hale

Niech spoczywa w pokoju

Uśmiechnęłam się smutno.

    -  Nie miałam ci czego wybaczać, mamo.  -  Otarłam zbłąkaną łzę, która spłynęła po moim policzku i mówiłam dalej.  -  Miałaś rację. Jestem teraz szczęśliwa, chociaż ciebie tu nie ma. Dziękuje ci za to, jak mnie wychowałaś. Za miłość, jaką mnie obdarowałaś. Za szczerość i zrozumienie. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać.
Żegnaj.

Wstałam i ruszyłam w stronę Vabiana, stojącego niedaleko mnie. Przytuliłam się do niego, zaciągając się jego zapachem. Biło od niego ciepło, tak jak od wszystkich istot nadludzkich, jakie spotkałam.

    -  Jestem z ciebie dumny  - Uśmiechnął się szeroko, całując mnie w czubek głowy.

Opuściliśmy cmentarz, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy, gdzieś daleko, zostawiając za sobą przeszłość i ruszając na spotkanie nowemu, lepszemu życiu.

Bowiem w pewnym momencie, uświadomiłam sobie, że tylko z nim u boku, będzie to możliwe.

Tajemnica Anioła  ✔Where stories live. Discover now