27. Czarny anioł

2.6K 150 5
                                    

    -  To...  -  Zdołałam wykrztusić jedno słowo, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.

Anioł. Czarny anioł. Leciał wprost na mnie, a ja stałam w miejscu sparaliżowana strachem. Gdy moją twarz od niego dzieliło, tylko parę centymetrów, mogłam bezbłędnie stwierdzić, że to kobieta. Nagle kilka rzeczy wydarzyło się w tym samym czasie, a ja ze zdziwieniem zrozumiałam, że moje oczy zarejestrowały każdą z nich.

Czerwony samochód potrącił małą dziewczynkę, a ta wydała z siebie zduszony pisk, który rozsadzał mi czaszkę. Różowy balonik wyleciał jej z dłoni i poszybował w dal z podmuchem wiatru.

Po drugiej stronie dzielnicy jakiś schlany mężczyzna rzucił się na elegancką kobietę z nożem, który pojawił się w jego dłoni  znikąd.
Zadźgał ją, a ja musiałam na to patrzeć, bo mój wzrok nagle się wyostrzył i namierzał po kolei wszystkie wydarzenia w tej jednej sekundzie. Nad moją głową zebrały się czarne chmury, a z nich wypływały ich łzy i wielkie błyskawice, które rozcinały niebo z głośnym grzmotem.

Zaś czarny anioł sekundę potem złapał mnie pod rękę, wtedy wszystko zniknęło, a ja straciłam przytomność. Pamiętam tylko ostre pazury, ściskające kurczowo moją rękę, raniąc ją przy tym do krwi.

***

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, wdychając cuchnącą woń. Nie miałam pojęcia gdzie jestem i byłem przerażona faktem, że zostałam prawdopodobnie uprowadzona. Czułam się tak jak w moim śnie o matce.
Słaba, zrozpaczona, smutna i taka bezradna...
Jednak, tak jak w nim, za chwilę pojawiło się światło, lecz pod inną postacią. Oślepiło mnie, ale zaraz zobaczyłam pomieszczenie, a przynajmniej jego część. Naprzeciwko mnie stał mały stolik, a na nim jaśniał płomyk ognia. Nie, to była żółtawa świeca, którą ktoś musiał przed chwilą zapalić.
Więc ten ktoś wciąż musiał tu być i mnie obserwować.

    -  Kim jesteś?!  -  krzyknęłam w czarną przestrzeń tuż za mną, bo najwyraźniej tylko tam ktoś mógł się ukryć.

Odpowiedziała mi cisza, co mnie ani trochę nie uspokoiło. Dopiero teraz zauważyłam, że przy stoliku znajdują się dwa drewniane krzesła.
Podeszłam do jednego z nich i ze zdziwieniem stwierdziłam, że na nim wygrawerowane są cztery słowa:

Poddaj się anielsko istoto.

Że co? Przecież wcale nią nie jestem...
Nie wiedziałam już, co robić dlatego na nim usiadłam, a wtedy tuż przede mną zmaterializowała się kobieta o czarnych jak smoła włosach.
W jej czarnych oczach dostrzegłam czyste szaleństwo i iskry złości, zanim złapała mnie za koszulkę i podniosła nad ziemię.

    -  Gdzie on jest!?  -  wykrzyknęła to zdanie z rozpaczą w głosie, której nie mogłam pojąć.  - Oddaj mi go!

Nie wiedziałam, o co jej chodzi, więc tylko pokręciłam głową, bo pazury na mojej szyi uniemożliwiały mi powiedzenia chociażby słowa.
Ta, najwyraźniej odebrała to jako odmowę, więc cisnęła mną przez całą długość pokoju z niesamowitą siłą. Gdy uderzyłam w ścianę, poczułam ból w całym ciele, który rozprzestrzeniał się jak śmiertelna trucizna.
Dyszałam, chcąc złapać więcej powietrza do ściśniętych płuc, chwyciłam się za gardło i poczułam na nim dwie szramy, które ociekały krwią. Niebieską krwią, która nie mogła być moja. Ja nie mam takiej krwi, jeśli w ogóle ktoś na Ziemi taką posiada.

Próbowałam wstać, ale od razu tego pożałowałam, bo poczułam ból w mojej głowie, który był obezwładniający. Upadłam na kolana i ciągnęłam się za włosy z bólu. Dziewczyna wyszła z cienia i wtedy zauważyłam dwa skrzydła.
Obydwa były Czarne jak noc i ogromnie wielkie.
Podeszła do mnie albo podleciała, już nie rozróżniałam tych dwóch czynności.
Znów chwyciła mnie za gardło, a drugą ręką wyjęła zza pasa ostry sztylet i przyłożyła go do szyi.

Tajemnica Anioła  ✔Where stories live. Discover now