Rozdział drugi - niespodziewane zachowanie

10.5K 455 22
                                    

Po tym jak wybiegła ze szkoły z prędkością światła, od razu pobiegła do przedszkola po młodszego brata. Miała o tyle dobrze, że musiała przebiec jedynie cztery ulice. Odebrała Kacperka, zadzwoniła do siostry z przeprosinami i wróciła do domu. Pod wieczór wyszła na zakupy, a potem się uczyła. Całą resztę późnego wieczora zastanawiała się czy pan Mateusz pójdzie do Ropuchy na skargę. Mela zrobiłaby wszystko byle tylko Roksana nie dowiedziała się, że musi opuszczać lekcje i ma przez to przechlapane. Postanowiła, że następnego dnia ustali wszystko z nauczycielem i przeprosi go za tak błyskawiczne opuszczenie klasy, podczas uzgadniania warunków jej kary.

Rano ubrała się najporządniej jak potrafiła i po odprowadzeniu brata do przedszkola ruszyła wprost na spotkanie z niewiadomą. Lekcje mijały niemiłosiernie długo, a na przerwach w ogóle nie mogła znaleźć nauczyciela fizyki. Postanowiła, że na sam koniec dnia odwiedzi jego klasę i tam postara się z nim porozmawiać. Za dobrą wróżbę wzięła to, że pani dyrektor, przechodząc obok niej rzuciła tylko gardzącym spojrzeniem, nic więcej. Czyżby pan Mateusz, okazał dobrą wolę i nie opowiedział jej o wczorajszym "występku" Meli?

Na przedostatniej lekcji usiadła całkiem z tyłu, nie miała ochoty na rozmowy ze swoimi przyjaciółmi, zbyt dużo myśli zaprzątało jej głowę. 

- Mela, co się z tobą dzieje, stara? - Na krzesło obok opadł jej najlepszy kumpel - Bartek - Na przerwach siedzisz sama jak jakiś emos, zapatrzona w telefon, w ogóle z nami nie gadasz. - Skarżył się i stukał ją palcem po ramieniu.

- Bartas, proszę cię, nie teraz. - Westchnęła i oparła podbródek na dłoni - Ropucha znowu ma jakieś wąty, Roksi pracuje jak beduin, a Kacper ma jakiś cholerny okres na głupie zabawki robotów. - Zaczęła mówić płaczliwym tonem, ponieważ to zawsze działało na jej przyjaciela. 

Z Bartkiem trzymała się od podstawówki, był jednym z chłopców z jej paczki. Łącznie było ich czterech. Łukasz, Kacper, Marcin i Bartek - to byli jej stali przyjaciele. Do tego dochodzili też chłopcy, którym się podobała. Zdawała sobie sprawę z tego, ze była popularna wśród płci przeciwnej. Co jakiś czas któryś podchodził i pytał czy pójdzie z nim na randkę, a Mela zawsze się zgadzała. Miała wielką nadzieję, że kiedyś ktoś uwolni ją od tej chorej fascynacji dojrzałymi mężczyznami. Dlatego dawała każdemu szansę na spróbowanie. 

- Nie kłam Mela - pokręcił głową i spojrzał na nią spode łba  - zawsze tak było, wtedy wystarczył jeden wypad na granie i już miałaś genialny humor. - Nauczyciel wszedł do sali. Wszyscy wstali, wydukali zbiorowe "dzień dobry" i usiedli. - Ale trudno, jeżeli nie chcesz mówić, to okej. - Bartek wyciągnął zeszyt i podręcznik do chemii. - Tylko weź spędzaj z nami trochę czasu okej? Bo ci twoi chłopcy cały czas wypytują nas co ci jest i czy masz kogoś. - Westchnął i przewrócił oczami. - Kapi już wariuje, zawsze był zazdrosny, a teraz kiedy nawet z nim czasu nie spędzasz, to zachowuje się jak z ADHD... Poza tym, znajdź sobie w końcu kogoś na stałe. - westchnął.

Po tych słowach rozmowa się zakończyła. Amelia nienawidziła jak jej kumple w kółko wypominali jej, że nigdy nie była w stałym związku. Nie rozumieli, że jeszcze żaden chłopiec nie potrafił zatrzymać jej przy sobie na dłużej niż miesiąc. 

Mimo wszystko Amelia starała się nie krzywdzić tych wszystkich chłopców. Była dla nich delikatna i dokładnie zawsze tłumaczyła całą zaistniałą sytuację. Miała nadzieję, że żaden nie czuł do nie ogromnej urazy i że nikomu nie złamała serca.

O wpół do piętnastej  stanęła pod salą z numerem dwadzieścia cztery. Wzięła kilka głębokich oddechów i wymówiła w myślach modlitwę. "Proszę, żeby nie był na mnie wściekły, błagam." Zapukała. 

Nie taka fizyka strasznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz