Rozdział dwudziesty czwarty - może słowa otuchy

3.6K 229 20
                                    

Filip

Przez całą drogę autobusem miał ochotę rozwalić wszystko co stało na jego drodze. Wiedział i czuł, że Mateusz tylko próbuje pozbyć się wyrzutów sumienia, ale nigdy nie oskarżyłby brata o coś tak okrutnego. Mówił, ze skończył z Anielą, po co miał kłamać własnemu bratu, tym bardziej kiedy Filip jeszcze nie znał Amelii?

Za każdym razem kiedy spoglądał na Mele widział w niej ucieleśnienie bólu i zdrady. Wiedział jak wielki wysiłek wkładała w to, żeby trzymać się twardo i nie rozpaść, doceniał to. Tuż przed ostatnim przystankiem wysłał sms'a do matki z zapytaniem czy razem z ojcem są w domu. Na szczęście akurat tego dnia poszli na comiesięczną randkę, po której pewnie znowu będą spali w jakimś hotelu. Chociaż coś dobrego tego dnia.

- Chodź. - Mruknął kiedy autobus się zatrzymał i złapał Mele pod łokieć, lekko ciągnąc za sobą. Była praktycznie bezwładna, wyglądała jakby wszystko było jej obojętne. Ten widok wywoływał w nim jeszcze większą złość. Ten pojebaniec Mateusz, tak po prostu z własnego widzimisię zabawiał się uczuciami nastolatki. Cholerny sukinsyn.

Po kilkunastu metrach dotarli do dużej i starej posiadłości, wyglądającej jak sprzed dwóch wieków. Filip był do niego przyzwyczajony, w końcu spędził tam całe życie, za to za sobą usłyszał westchnienie Amelii. Pomyślał, że to był jego mały sukces, w końcu w jakiś sposób się ożywiła.

- To twój dom? - Zapytała, a kiedy się odwrócił zobaczył jak wręcz oczarowana podnosiła głowę, dokładnie oglądając każdy skrawek budynku.

- Tak. - Otworzył przed nią pordzewiałą bramkę i przepuścił przodem.

- Jesteście jakimiś bogaczami, czy co?

- Ojciec dostał ten dom w spadku bo jakimś dziadku, którego nigdy na oczy nie widzieliśmy i tyle. - Wzruszył skromnie ramionami, nie wspominając, że ojciec z matką prowadzą dość dobrze sprawującą się firmę budowlaną, nie chciał się chwalić, tym bardziej nie w takiej chwili.

Po wejściu do domu, zostawili kurtki na drewnianych haczykach przy drzwiach, potem Filip zaprowadził Mele do swojego pokoju, który znajdował się na poddaszu. Dziewczyna niepewnie usiadła na krześle przy biurku, wyglądała na mocno zagubioną. Miał lekki bałagan, ale nie tym powinien się teraz przejmować. W końcu nie zaprosił jej na żadną randkę. Westchnął zakłopotany i przeczesał palcami włosy, po czym uchylił okno.

- Chcesz coś do picia? A może jesteś głodna? - Dopiero teraz zauważył, że w dłoniach nadal trzymała pudełko z ciastem. Zanim zdążyła odpowiedzieć, wyrwał je jej, szerzej otworzył okno i cisnął przez nie kartonem, po czym nerwowo poszedł w stronę drzwi. - Przyniosę ci soku. - mruknął na odchodnym. Po schodach zbiegł, prawie z nich spadając, a z ostatnich trzech zeskoczył. Kiedy doszedł do kuchni stanął przed blatem i z całej siły uderzył w niego pięściami, czego od razu pożałował, bo ból był nie do wytrzymania. Wziął dwie wysokie szklanki, a z lodówki wyciągnął sok jabłkowy. Na samą górę również wbiegł, zatrzymując się przed uchylonymi drzwiami, by jego oddech mógł się wyrównać.

Mela siedziała tak jak ją zostawił, do tego ze zwieszoną głową. Wstała dopiero kiedy nalał jej napoju i przeszła się po pokoju ze szklanką w ręku. Zatrzymała się przed szafką z komiksami i grami na Playstation, z nadmierną uwagą przyglądała się każdemu pudełku.

- Mela... - westchnął, nie wiedząc jak powinien zacząć. - Posłuchaj

- Zagramy? - Przerwała mu, pokazując pudełko od Diablo 3. Filip zrozumiał, że to znaczyło, że nie powinien na razie poruszać tego tematu.

- A umiesz? - Zapytał, próbując lekko się z nią droczyć.

- Oczywiście, że tak! - Usiadła na podłodze, plecami opierając się o łóżko, przeciwko telewizora. Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, chociaż w oczach wciąż chował się smutek i rzuciła w jego stronę pudełkiem. - Chodź zagraj ze mną chwilkę. - Jak mógł się nie zgodzić?

Po włączeniu gry chciał Meli wszystko wyjaśnić, nie wierzył jej kiedy mówiła, ze potrafi grać, czego później żałował. Bo naprawdę wszystko ogarniała. Potrafiła wymienić umiejętności każdej klasy postaci i znała poziomy trudności. Zaimponowała mu tym.


Mela

Zanim się zorientowali była już dwudziesta trzecia, a oni nawet nie doszli do eksperta. Mela dzięki graniu poczuła się wiele lepiej, w końcu mogła się wyżyć a Filip nie zaczynał tematu, chyba też wczuł się w grę. W międzyczasie zrobił im kolacje, którą zjedli siedząc u niego w pokoju na podłodze. Z czasem Mela przeniosła się na łóżku, bo już zaczynał cierpnąć jej tyłek, od siedzenia ciągle w jednej pozycji. Filip się nie ruszył, najwidoczniej był przyzwyczajony do siedzenia na podłodze podczas grania.

- Mela, nie wyganiam cię, super mi się z tobą gra, ale nie powinnaś wracać do domu? Twoja siostra będzie się martwić. - oparł głowę o łóżko i spojrzał na nią z dołu. - Nie chcę, żeby mnie potem zabiła czy coś. - Mela skrzywiła się, wyciągając z kieszeni telefon. Miała kilka nieodebranych od Mateusza i jeszcze więcej wiadomości. Roksana nie dzwoniła, miała nocną zmianę.

- Nie będzie się martwiła. - Mruknęła wyłączając telefon. - Miałam zostać do późna u Mateusza, bo jutro jest ta cholerna wycieczka, więc nie musiałam się na nic uczyć. - westchnęła, przewracając się na plecy. - Gdzie są twoi rodzice?

- Udają nastolatków i są na randce. - odparł i wstał, żeby rozprostować kości, wcześniej pauzując grę. - Wrócą pewnie dopiero rano. - Spojrzał na Mele z lekkim zakłopotaniem, jakby zdał sobie sprawę, że w jego słowach słowach zawarta była ukryta propozycja. - Pojedziesz na tę wycieczkę? - Szybko zmienił temat.

- No co ty. Nie chcę go widzieć. - Zagryzła wargę, po czym podniosła się do siadu i skrzyżowała nogi w kostkach.

- Melka, chyba powinniśmy o tym pogadać, wiesz? - Z trudem wypowiedział te słowa, a ona tylko kiwnęła głową, znów wracając do stanu sprzed kilku godzin. Odchrząknął i zerknął przez okno, chyba pierwszy raz w życiu nie wiedząc co powinien powiedzieć.

- A ja po prostu chciałam się zakochać. - westchnęła. Twarz schowała w kolanach, które objęła ramionami. - A on tak po prostu mnie wykorzystał. Wybaczyłam mu dosłownie wszystko, pozbyłam się całej złości, którą czułam do winnego wypadkowi, a on po prostu chciał poczuć się lepiej.

- Ja pierdole. - mruknął Filip siadając na krześle przy biurku. - Za chuja nie potrafię prowadzić takich rozmów. - westchnął odchylając głową. - Mój brat po prostu okazał się kutasem. - Ujął to dość prosto, a Mela wydała z siebie pojedynczy chichot. - A takich facetów jest na świecie łohoho i jeszcze trochę, Meluś, więc musisz się przyzwyczaić. A ty jesteś akurat taką laską, która przyciąga tych złych.

To nie było zbytnio pocieszające, ale poczuła się trochę lepiej. Słowa Filipa miały w sobie pewną dziwną moc, zawsze potrafił ją jakoś podnieść na duchu i była mu za to wdzięczna.

- Powiem ci coś, jako twój dobry przyjaciel. - podniosła głowę, a on oparł się łokciami na kolanach - Korzystaj z tej swojej młodości i nie wiąż się z żadnymi starymi dziadami, maleńka. To wyjdzie ci na dobre, zobaczysz. I nie bądź głupią dziewczynką, to była tylko zwykła miłostka nie jakaś wielka długowieczna miłość. Zobaczysz, że mam rację. - Posłał w jej stronę uśmiech pełen czystej przyjaźni i uprzejmości a Meli trudno było go nie odwzajemnić.

Potem przez dosłownie całą noc grali w Diablo, a wczesnym rankiem Mela poszła do domu i od razy położyła się do łóżka, wróciła przed siostrą. Kiedy Roksana zajrzała do pokoju, żeby ją obudzić Mela udawała przeziębienie, dzięki czemu nie wzbudzając żadnych podejrzeć mogła zostać w domu. Od dawna nie cieszyła się tak bardzo na weekend bez Mateusza i dobrze, bo prawdopodobnie każdy będzie bez niego. Nie chciała się przed sobą przyznać, ale ta myśl napawała ją głębokim smutkiem. Zanim zasnęła zdążyła wypłakać litry gorzkich łez.

*

Chyba jednak wpadłam na pomysł poprowadzenia fabuły inaczej, przepraszam i proszę. :)

Nie taka fizyka strasznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz