Rozdział dwudziesty siódmy - konfrontacja

3.3K 192 17
                                    

W poniedziałek już na drugiej przerwie spotkała się na korytarzu z nauczycielem fizyki, oboje udali, że się nawzajem nie znają. Mela nie wiedziała czy powinna czuć smutek, czy może ulgę. Spodziewała się, że przy pierwszej lepszej okazji zaciągnie ją do sali z numerem dwadzieścia cztery i zacznie przepraszać i wszystko wyjaśniać. Miała taką nadzieję, naprawdę bardzo tego chciała. Chciała usłyszeć jego wyjaśnienia i tłumaczenia, żeby mogła zrozumieć co sobie myślał, kiedy zapraszał Anielę do siebie do domu i nie wiadomo co z nią robił w łóżku, w którym Amelia spędziła tyle nocy. Na samą myśl przechodził ją nieprzyjemny dreszcz. 

Ostateczny moment nadszedł kiedy wychodziła ze szkoły po lekcjach. Szła chodnikiem w stronę przystanku autobusowego, gdzie powinien na nią czekać Filip, ale w tym momencie przy Amelii zatrzymało się znajome auto. Szyba od strony pasażera obniżyła się a w środku siedział nie kto inny jak Mateusz. Miał potargane włosy, jakby cały czas je przeczesywał palcami, wyglądał na wykończonego, czego Mela nie zauważyła w szkole. 

- Melka, podwieźć cię do domu? - zapytał skruszony. Podniosła wysoko głowę, po czym pokręciła nią przecząco. - Chodź, chcę z tobą porozmawiać, tylko chwilkę. - Patrzył na nią jak skrzywdzone zwierzątko. Wiedziała, że powinna mu odmówić i iść w swoją stronę, ale nie potrafiła. 

Wściekła na samą siebie otworzyła drzwi auta, a kiedy usiadła na miejscu trzasnęła nimi tak mocno, aż sama się wystraszyła. 

- Wszystko okej? - Zapytał nauczyciel ruszając. Spojrzała na niego jak na ostatniego idiotę i prychnęła. 

- Oczywiście, że tak. Wszystko jest jak najbardziej super. - syknęła z ironią. Mateusz westchnął i przeczesał palcami włosy. 

- Na początek chciałbym cię przeprosić..

- Za co? - nie dała mu skończyć. Patrzyła przed siebie, bo wiedziała, że kiedy tylko ich oczy się spotkają ona mu tak po prostu wybaczy, a tego chciała jako ostatnie. Zanim postanowi do niego wrócić, facet będzie musiał się jeszcze sporo nacierpieć. 

- Za to, że nie do końca byłem ci wierny. - Usłyszenie tych słów było bardziej bolesne niż się spodziewała. Czuła jakby rany, które przez ten weekend zdążyły się jakoś zasklepić, otworzyły się od nowa, teraz żałowała, że wsiadła do tego piekielnego auta. 

- Melka, nie mam żadnego wytłumaczenia, uprawiałem seks z Anielą, ale to nic nie znaczyło, rozumiesz?  

Jak nóż w plecy, z trudem powstrzymała się przez wyskoczeniem z jadącego pojazdu. Wyciągnęła z kieszeni telefon i napisała esemesa do Filipa z błaganiem o pomoc. Nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma, słuchając tych bolesnych słów. Ku własnemu zdziwieniu ani jedna łza nie spłynęła po jej policzkach. Czyżby wypłakała już wszystkie możliwe? 

- To ciebie kocham, nie ją. - Mateusz mówił, a Amelia nie chciała tego słuchać, ale nie miała siły, by mu przerwać. Słysząc tę śmieszną deklarację, prychnęła po raz kolejny, udając obojętną i twardą. - Wiem, że będzie ci ciężko mi wybaczyć, ale zrobię wszystko. 

Przeczytała odpowiedź Filipa, napisał, że będzie czekał pod jej domem. Doceniała to, że był zawsze przy niej, bo to własnie tego teraz potrzebowała - prawdziwej i twardej przyjaźni, oraz osoby, która nie owijając w bawełnę powie jej co powinna zrobić. 

- Zawieź mnie do domu. - Rozkazała, pustym wzrokiem patrząc w szybę.

Zanim się spostrzegła stali przy starej kamienicy, z którą łączyły się cudowne i okropne wspomnienia z dzieciństwa Amelii. Już chciała otworzył drzwi auta i wysiąść bez słowa, kiedy do samochodu dobiegł wściekły Filip, wyciągnął ją ze środka, spojrzał na niezmiernie smutną twarz i rzucił najgorszą wiązankę przekleństw jaką w życiu słyszała. Potem obiegł auto i ciągnąc starszego brata za koszulę siłą wywlókł z pojazdu. 

Nie taka fizyka strasznaWhere stories live. Discover now