Rozdział dwudziesty drugi - nieporozumienie?

3.9K 233 34
                                    

W następny czwartek miała pierwszą wizytę u psychologa, na która odprowadził ją Filip (Mateusz musiał być obecny na zebraniu w szkole). Pamiętała jak to się działo, kiedy po śmierci rodziców została zmuszona do uczęszczania na terapie, nienawidziła tego. Przecież nie była szalona, teraz też nie. Jednak nie miała wyboru, tylko w ten sposób Roksana, będzie mogła być spokojna o zdrowie psychiczne młodszej siostry, więc Mela postanowiła to jakoś przetrwać. Rozmawiały z panią psycholog o wszystkich wydarzeniach z ostatnich miesięcy, było całkiem miło. Ta kobieta nie traktowała jej jak jakiegoś psychola, za co dziewczyna była jej ogromnie wdzięczna.

Po godzinie mogła wyjść do domu, pod drzwiami gabinetu czekał na nią Filip, palący papierosa. 

- Tutaj nie wolno palić, tym bardziej nieletnim. - Machnęła ręką, próbując wyciągnąć mu z usta fajkę, w ostatniej chwili się uchylił. Przybrał łobuzerski uśmiech i dmuchnął jej dymem w twarz, za co uderzyła go z pięści w brzuch. - Ogarnij się, gimbusie. 

- Oho! - wykrzyknął obejmując ją ramieniem jednocześnie, zmuszając do ruszenia się w stronę wyjścia. - Powiedziała, ta która gimbaze już dawno skończyła. - zironizował, za co wbiła łokieć pod jego żebra. 

- Wal się Filip, wiesz? Wal się. - spróbowała się od niego odsunąć, jednak ten trzymał ją przy sobie bardzo mocno. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, przy czym zmrużył oczy. Przez chwilę wyglądał całkiem jak Mateusz, szczególnie kiedy pojawiły się delikatne zmarszczki tuż przy jego ustach. Chyba pierwszy raz widziała, go z takiego bliska. 

- Oj przestań, dzikusko. - Zaśmiał się. Wyszli z budynku na główną ulicę miasta, mimo lodowatego zimna była zapełniona ludźmi spieszącymi się, trzymającymi za ręce, lub po prostu spacerującymi bez celu. - To co, idziemy coś zjeść? - Zapytał wciąż ją obejmując. 

Mela wyciągnęła z kieszeni telefon i spojrzała na wyświetlacz. Zebranie pewnie nadal trwało, a ona niezbyt chciała wracać do domu. 

- Okej, ale potem odprowadzić mnie do Mateusza? Chciałam mu zrobić niespodziankę. - Posłała mu szeroki uśmiech, chłopak wywrócił oczami i westchnął głośno. - Kupimy mu coś dobrego, okej?

- Jeny. - Puścił ją, potem pstryknął w ucho, tego dnia zapomniała wziąć z domu czapki. - Dobra, już dobra. - Mruknął obrażony. - Idziemy do Amerykana, czy pokazać ci kolejną super kafejkę? 

Zagryzła wargę, zastanawiając się, to był naprawdę trudny wybór. W końcu jak ostatnio byli w Amerykanie nie mogła oprzeć się wszystkim tym dobrociom, które widziała w menu. Może powinni tam wrócić, zamówiłaby wtedy nieco więcej słodkości i zaniosła Mateuszowi, wtedy spędziliby razem cudowny wieczór, obżerając się smakołykami. 

- Amerykan. - wyszczerzyła się i teraz to ona objęła Filipa w pasie. - Chodź, chodź! Szybciej, Filip, mamy mało czasu. -  Chłopak jeszcze raz westchnął, ale na widok jej entuzjazmu z trudem powstrzymywał nasuwający się uśmiech. 

***

(Filipku Twoja kolej, pokaż no tu nam swoje uczucia!)

Mela usiadła na jednej z czerwonych kanap, a on podszedł do barku złożyć zamówienie. W kafejce było dość tłoczno, nie chciał dodatkowo przemęczać kelnerek, które dobrze znał i bardzo lubi. Z niektórymi z nich wiele razy wychodził na imprezy, które czasem kończyły się w wspólnym łóżku. Ale to stare dzieje, teraz starał się skupiać na nauce, a kiedy w jego życiu pojawiła się Amelia jakoś nie czuł potrzeby oglądania się, a tym bardziej spania z innymi dziewczynami. 

Zamówił dla Meli jabłecznik z lodami waniliowymi i herbatę z cytryną i miodem. Dla siebie wziął (po znajomości) coś mocniejszego i kanapkę z kurczakiem, do tego na wynos zamówił brownie czekoladowe, na które Mela się uparła i kilka eklerów. Dziewczyna dała mu pieniądze, jednak postanowił je jej oddać zaraz po powrocie do stolika, przecież smarkula nie będzie płacić za niego i jego brata. Później wyciągnie od niego kilka dyszek i będą kwita. 

Nie taka fizyka strasznaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora