Rozdział dziewiętnasty - miła wizyta

4.1K 242 21
                                    

- W tym momencie powinienem zacząć kląć jak szewc, ale jestem kulturalny, więc powiem tylko, że jesteś chyba niepoważna! - wydarł się na klatkę schodową, a jego głos odbił się głośnym echem. Mela prawie wybuchła śmiechem, jednak w porę się powstrzymała. - Ty głupia... głupia... głupia dziewucho! - Tym razem nie udało jej się opanować. Parsknęła głośnym śmiechem i zgięła się wpół.

- Dziewucho? Serio? - wysapała, ocierając oczy. - Chyba już lepiej jakbyś zaczął używać wulgaryzmów. - Spojrzała z rozbawieniem, na czerwoną ze złości twarz Bartka. To chyba nie była pora na żarty. Odchrząknęła i szybko się wyprostowała. Zza drzwi mieszkania obok słychać było głośne i szybkie kroki, które z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze.

- Pani Basia idzie! - pisnęła Mela z cieniem uśmiechu na twarzy. - Chodź! - Złapała Bartka za kurtkę i wciągnęła do środka. - Ściągaj buty, myłam podłogę.

Bartek wymamrotał coś pod nosem, ale zrobił jak kazała, po czym oboje ruszyli do salonu i zalegli na kanapie, jak zwykli robić. Przez długa chwilę panowała cisza, żadne z nich nie wiedziało jak powinno zacząć i co powiedzieć. Chłopak w końcu się poruszył i ściągnął z ramion plecak, którego Mela wcześniej nie zauważyła.

- Pisałem dla ciebie notatki. - wypowiedział bezbarwnym tonem i podał jej plik kartek, starannie upiętych i posegregowanych. Jak zwykle był aż nazbyt pedantyczny.

- Dzięki. - posłała mu uśmiech wdzięczności, a potem znów zapanowała ciężka cisza. Bartek westchnął zirytowany i wbił w nią stalowe spojrzenie.

- No słucham. - wycedził przez zęby, widocznie rozwścieczony. - Co się z tobą działo przez ostatnie półtora tygodnia? - uniósł brwi i zacisnął usta w wąską kreskę.

Mela wiedziała, że jej przyjaciel jak nikt inny zasługiwał na prawdę, ale nie potrafiła. Połknęła głośno ślinę i podrapała się w policzek. Od czego powinna zacząć?

- To może ja zacznę. - powiedział, jakby czytał w jej myślach. - W szkole krążą dziwne plotki. - Mela wytrzeszczyła oczy, czując narastający ból w brzuchu.

- Jakie? - wyszeptała z przerażeniem.

- O tobie i tym nauczycielu... Morwińskim. - Przyjrzał jej się mrużąc oczy. - Są prawdziwe, zgadza się? - Zastanawiała się czy uda jej się go okłamać, po czym doszła do wniosku, że nie ma w ogóle takiej opcji. Wciągnęła głęboko powietrze i wraz z wydechem wyrzuciła z siebie wszystko co ciążyło jej na sercu. Opowiedziała Bartkowi tę historię od samego początku. Od pierwszego spotkania z Mateuszem, przez wydarzenia z klubu, dowiedzeniu się tragicznej prawdy i mecz piłki nożnej, pokazała naszyjnik, który od niego dostała i z którym nigdy się z nim nie rozstawała, o tym, że dwa razy w ciągu miesiąca wylądowała w szpitalu. O chłopaku Roksany i brutalnym pobiciu, a potem o pobycie u Mateusza przez ponad tydzień. Bartek tylko przysłuchiwał się co jakiś czas, kiwając głową w głębokim zamyśleniu. Analizował każde jej słowo, a wyraz jego twarzy był nieprzenikniony. Mimo tak długiej znajomości, Mela wciąż nie potrafiła go rozpracować. Kiedy skończyła czuła się jakby lżejsza o połowę, ale też wypełniona strachem o werdykt i wnioski Bartka.

- Rozumiem. - lekko się uśmiechnął i przysunął do Meli. - Tylko nie rozumiem jednego. - westchnął ze smutkiem. - Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś?

- Jesteś bratem Mikołaja - próbowała się usprawiedliwić - a ja, jego byłą dziewczyną. - Rozejrzała się gorączkowo, szukając w głowie jakichkolwiek słów, które, by jej pomogły w usprawiedliwianiu siebie. - Rozumiesz... nie? - pokręcił głową. Mela jęknęła z frustracją. - Po prostu nikomu o tym nie mówiłam, bo nie miałam jak i kiedy. Zrozum, że wszystko działo się jedno po drugim i z zawrotną prędkością. - wypowiedziała zrezygnowana, opuszczając wzrok.

Usłyszała skrzypnięcie kanapy, a potem równe kroki. Podniosła głowę i zobaczyła jak Bartek znika za drzwiami do kuchni. Po chwili wrócił z dwoma szklankami w rękach i butelką czerwonej oranżady - ich napoju dzieciństwa. Wręczył Meli naczynie, po czym nalał do pełna szkarłatnego płynu, zrobił to samo dla siebie i wyciągnął dłoń w jej stronę, w geście toastu. Stuknęli szkło o szkło i razem pociągnęli długie łyki, wspominając stare czasy.

Potem siedzieli razem na kanapie i włączyli telewizor. Leciał czarno-biały film o wojnie. Oglądali go w ciszy, powoli opróżniając butelkę. W przerwie na reklamy Mela poszła zrobić popcorn karmelowy, kiedy siadała rzuciła kilkoma ziarenkami w Bartka, jednym trafiła idealnie do ust. Reszta albo zniknęła w zagłębieniach materiału kanapy, albo w frędzlach beżowego dywanu. Atmosfera rozluźniła się a oni znów śmiali się i wygłupiali, jak za każdym razem w swoim towarzystwie. Bartek wyjawił, ze podoba mu się jedna z dziewczyn z ich klasy. Mela podekscytowana zaczęła go o nią wypytywać.

- Cicha jest, raczej. - mruknął, niechętny o tym rozmawiać, jednak dziewczyna nie dawała za wygraną.

- Powiedz dokładnie o kim mówisz. - Naciskała.

- Jezu, Mela jaka ty jesteś wkurzająca. - Jękną i zasłonił dobie twarz poduszką. - Emilka. - Powiedział bardzo cicho, a materiał tłumił słowo. Jednak Mela dobrze znała to imię i wychwyciła je za pierwszym razem. Zastygła w bezruchu, przypominając sobie sytuację z sali numer dwadzieścia cztery, kiedy zapraszała Mateusza na wspólne wyjście. W natłoku tych wszystkich wydarzeń, Mela całkowicie o niej zapomniała. A teraz ta dziewczyna wróciła, by namieszać w ich życiu. Powinna powiedzieć Bartkowi, że Emilka jest zadurzona w Mateuszu? Czy może uniknąć tematu? Zbagatelizować to.

*

W środę wieczorem już nie wytrzymał. Tak długa rozłąka z Melą doprowadzała go do czystego szaleństwa. Wyszedł z domu i wsiadł do auta z zamiarem jeżdżenia po mieście, bez konkretnego celu. Sprawdzanie kartkówek i sprawdzianów, tej niedouczone hołoty dodatkowo go ogłupiało. Nie rozumiał jak można nie umieć wykuć jednego cholernego wzoru i definicji pieprzonej prądu elektrycznego. Prawie podarł wszystkie sprawdziany, kiedy wystawił dwunastą pałę.

Z piskiem opon wyjechał z podjazdu, po czym upomniał sam siebie, że kto jak kto, ale on nie powinien szaleć za kółkiem. Długo się zastanawiał gdzie powinien pojechać, co sprawiłoby, że w końcu, by się rozluźnił. Mela. Ona była odpowiedzią na każdy problem. W jej towarzystwie mógł się rozluźnić i uspokoić. Tęsknił za jej pięknymi dużymi i kocimi oczami. Blond włosami, które mógł zawijać na palce (tak pięknie pachniały) i ustami, które smakowały lepiej niż każdy istniejący drink, czy koktajl. Czasem uważał, że to szalone. Była dla niego zbyt niezbędna, to było co najmniej nieodpowiednie. Czasem się zastanawiał czy dobrze zrobił, zbliżając się do niej, za każdym razem kiedy tak pomyślał bolało go serce i obiecywał sobie, że nie będzie wracał do rozmyślania nad takimi bzdurami.

Zanim się zorientował zaparkował przed kamienicą, w której mieszkała Mela. Wysiadł z auta i oparł się o nie, przez chwilę starając się ochłonąć. Potem napisał krótka wiadomość do dziewczyny i czekał. Po kilku minutach drzwi otworzyły się a zza nich wybiegła Amelia, opatulona długim wełnianym szalem i w biegu zakładająca kurtkę. Wpadła mu w ramiona, a Mateusz z trudem utrzymał równowagę. Pocałował ją w czoło i czując jak każda wątpliwość opuszcza jego ciało, mocno ją do siebie tulił, szepcząc jak bardzo tęsknił.

Czuł, że wpakował się po uszy.


*

Wykrzesałam z siebie chociaż te tysiąc słów. Czuję się żałośnie, jejku! Mam nadzieję, że rozdział trzyma jakiś poziom. Teraz jest dość spokojnie, muzę dać odsapnąć naszym bohaterom, przed ostatecznym starciem z powrotem Amelii do szkoły i zmierzeniem się ponownie z Szymonem! Niestety przez weekend nic nie wstawię - wyjeżdżam do przyjaciela, a w niedziele czeka mnie maraton z przedmiotów zawodowych, bo przyszły tydzień mam zawalony sprawdzianami! Czekam na wasze komentarze (i szczerą krytykę!). Trzymajcie się :)


Nie taka fizyka strasznaWhere stories live. Discover now