Rozdział dwudziesty pierwszy - proszę, nie powtrzymuj się

4.1K 242 22
                                    

Po wypiciu gorącej czekolady zamówili jeszcze po kawałku ciasta marchewkowego, które według Meli było przepyszne. Spędzili w kafejce ponad półtorej godziny, rozmawiając o błahych i zupełnie nieistotnych sprawach. Dzięki temu Amelia dowiedziała się, że Filip tak naprawdę nie lubi piłki nożnej, ale gra bo uwielbia ogrywać Mateusza, oraz że jego ulubioną grą jest "Diablo 3". Zaprosił ją nawet na wspólne nocne granie, oczywiście odrzuciła propozycję.

Zapomniała, że nie włączyła głosu w telefonie, po wyjściu ze szkoły. Wyciągnęła komórkę z kieszeni kurtki i ją odblokowała. Na wyświetlaczu pokazały się trzy komunikaty - o nieodebranych dziesięciu połączeniach, o czterech sms'ach i trzech wiadomościach na Facebook'u.

- Kurcze. - mruknęła pod nosem, widząc, ze wszystkie były od Mateusza. Musiał odchodzić od zmysłów. - Wybacz, muszę zadzwonił. - Zsunęła się z czerwonej kanapy i ruszyła w stronę toalet, po drodze wykręcając numer. Odebrał po jednym sygnale.

- Jezu, Melka powiedz, że jesteś cała i zdrowa! - wykrzyknął, a dziewczyna odsunęła głośnik od ucha.

- Tak, przepraszam, nie włączyłam dźwięku. - wytłumaczyła, lekko zdziwiona jego reakcją, po czym jednak się skarciła w myślach. Przecież tyle razy coś mi się działo, to normalne, że się martwi.

- Gdzie ty jesteś? - w słuchawce słyszała szum wiatru, więc Mateusz musiał być gdzieś na dworze. W jego głosie wyczuła jakby lekką złość.

- Filip przyszedł pod szkołę, więc poszliśmy razem coś zjeść. Jesteśmy w kafejce w amerykańskim stylu. - Dodała, mając nadzieję, że Mateusz zna to miejsce.

- Filip? - wysapał. Czyżby biegł? - A co on robił pod szkołą, czekał na mnie?

- Nie, mówił, że przyszedł do mnie. Mateusz, ty biegniesz? - popchnęła barkiem drzwi toalety i stanęła przed umywalkami.

- Tak, zaraz tam u was będę, nie idź nigdzie Melka. - po czym się rozłączył. Stała chwilę bez ruchu, telefon wciąż trzymając przy uchu. Była nieco zaskoczona jego zachowaniem. Przecież nie może myśleć, że za każdym razem kiedy Amelia gdzieś wychodzi dzieje się coś złego, albo jest bita lub porywana. Mimo wszystko nie mogli popaść w paranoje, a Mateusz chyba własnie to zrobił. Umyła dłonie, potem ochlapała twarz zimną wodą. Po czym szybkim krokiem wróciła do Filipa.

- Mateusz zaraz tu będzie. - zauważyła, że talerze i kubki zniknęły z ich stolika.

- Co, nie może wytrzymać bez ciebie tych kilku godzin? - zaszydził.

- Chyba tak. - Mruknęła, spuszczając wzrok na swoje dłonie. - Nie wiem o co chodzi, wydawał się jakby zły. - westchnęła.

- Mówiłem ci, ze ta relacja nie jest normalna. Wy nie powinniście być razem, to szkodzi i jemu i tobie Mela. A ja muszę dbać o Mateusza, rozumiesz? - wbił w nią bezlitosne spojrzenie, przez co poczuła się winna paranoi Mateusza.

- Przestań! - Za plecami Meli pojawił się mężczyzna, w rozpiętej kurtce i rumieńcami na policzkach. Na początku poczuła lekkie motylki w brzuchu. Cieszyła się, że przyszedł, jednak kiedy wbił podejrzliwe spojrzenie w Filipa, a zaraz potem przerzucił je na nią, poczuła ukłucie złości wymieszanej ze strachem. O czym on myślał?

- Widzisz? - westchnął Filip, teatralnie wskazując swojego brata. - Mateusz, co mam przestać? - przez chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym mężczyzna obszedł czerwone kanapy, złapał Amelię za rękę i delikatnie nią szarpiąc przyciągnął do siebie. Uścisnęła jego dłoń, w nadziei, ze to wystarczy by chociaż trochę się uspokoił. Nie mógł przecież rzucić się w złości na własnego brata, prawda?

Nie taka fizyka strasznaWhere stories live. Discover now