Rozdział siódmy - daj mi wyjaśnić

7.4K 364 29
                                    

Cały świat zszarzał, chmury przykryły niebo i zbierało się na deszcz. Amelia biegła ile sił w nogach przez ulice, nie zwracając uwagi na autobus, którym powinna wrócić do domu. Całą twarz miała mokrą od łez i nie chciała stać ponad dziesięć minut w zatłoczonej puszcze i powstrzymywać się od szlochania. Powoli zaczęła odczuwać zmęczenie, ale kiedy usłyszała już po raz trzeci wykrzyczane swoje imię, przyśpieszała mimo kującego bólu w piersi. Skręciła w ciemną i wąską uliczkę, którą kiedyś jako skrót pokazał jej Mikołaj. Zabronił jej go używać, kiedy była sama, ale teraz to nie było ważne. Chciała jak najszybciej dostać się do domu i zgubić pana Mateusza, który uparcie za nią podążał. Przez łzy, widziała świat cały zamazany i nie zauważyła grupki chłopców, skrywającej się w cieniu. Wpadła na jednego ubranego w czarną skórzaną kurtkę. Miał dredy związane na karku i palił skręta. Upadła na tyłek, ale błyskawicznie się podniosła. Chłopiec niewiele większy od niej wychylił się zza pleców tego pierwszego.

- Coś się stało? - zapytał z niepokojem wypisanym na twarzy. W pierwszej chwili Mela poczuła zimny strach. Grupa nie wyglądała na przyjazną. Jednak szczere intencje chłopca przekonały ją do nich. Postanowiła zrobić najgłupszą rzecz w całym swoim życiu. Przetarła dłonią mokre policzki i wyjąkała słabym głosem:

- Goni mnie jakiś mężczyzna - pociągnęła nosem i zbliżyła się do nich o krok. Było ich pięciu. Wszyscy mieli w dłoniach skręty. Ten, z którym rozmawiała był najniższy ze wszystkich. Dred, na którego wpadła tylko przyglądał jej się z czystym zaciekawienie, tak samo jak reszta. - zaczepił mnie na ulicy i nie chciał odejść. - kłamie, myśląc, że w ten sposób pan Mateusz zostanie zmuszony do powrotu do domu i zostawienia Meli w spokoju. W tej samej chwili w uliczkę wbiega zadyszany nauczyciel. Amelia odwróciła się w jego stronę i zauważyła, że jego twarz zdobił smutek jeszcze większy niż jej. Wtedy zrozumiała, że powinna dać mu szanse na wyjaśnienia, ale nie zrobiła tego, tylko jak zwykle uciekła. Niestety zanim zdążyła cokolwiek zrobić Dred wyszedł przed nią i zasłonił przed wzrokiem pana Mateusza.

- Zostaw ją facet, okej? - powiedział niskim głosem a Mele przeszły ciarki. Musiała to jakoś odkręcić, ale bała się odezwać.

Pan Mateusz wziął głęboki oddech i zrobił krok w ich stronę.

- Mela, musimy porozmawiać. - Nie zwrócił uwagi na piątkę niebezpiecznie wyglądających chłopców. - Proszę daj mi wszystko wyjaśnić. - mówił błagalnym tonem. Nie odezwała się, tylko objęła ramionami i zgarbiła, zamykając oczy.

- Nie chce z tobą rozmawiać, nie widzisz? - warknął najmniejszy i stanął u boku Dreda, zaciskając ręce w pięści. - Odwal się i daj jej spokój. - Mela nie widziała pana Mateusza, ale mogłaby założyć się o wszystko, ze przeczesał włosy palcami. Po chwili milczenia znów się odezwał, tym razem zwracając do grupki chłopców.

- Nie wiem co wam powiedziała, ale jestem jej nauczycielem i dobrym znajomym - a to nowość, pomyślała - to wy się odwalcie i dajcie nam spokojnie ze sobą porozmawiać. A jak nie to zaraz sam się was pozbędę. - Zagroził chłodno i usłyszała jak zrobił kolejne dwa kroki. Dred parsknął śmiechem i również zbliżył się do pana Mateusza. Amelia wyszła zza jego pleców i spojrzała na nauczyciela, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chłopak rzucił się na niego z pięściami, trafiając w policzek. Głowa mężczyzny odskoczyła pod siłą uderzenia, jednak szybko się pozbierał. Tym razem to pan Mateusz natarł i z ogromną siłą wepchnął chłopakowi pięść w brzuch, aż ten się zgiął wpół. Zauważyła, że chłopcy wcześniej stojący cicho i bez ruchu napięli się i prawdopodobnie chcieli iść wesprzeć przyjaciela. Nie mogła na to pozwolić. Mimo wszystko pan Mateusz nie był jej obojętny. Wepchnęła się między Dreda i nauczyciela i odepchnęła ich od siebie, przy okazji obrywając w policzek od chłopaka, który otrząsnął się po bolesnym uderzeniu w żołądek. Pod wpływem siły uderzenia upadła na kolana i złapała się za bolące miejsce. Wokół niej zapała cisza, wszyscy wstrzymali oddechy. Po chwili usłyszała ciche "zmywamy się" i odgłos tupiących o asfalt stóp. Jej "obrońcy" zostawili ją. Miała ochotę parsknąć śmiechem. Obok niej uklęknął pan Mateusz i złapał za ramię, by pomóc wstać. Nie patrzyła na niego, głowę trzymała zwieszoną, a twarz przykrywała jej zasłonka z włosów.

Nie taka fizyka strasznaWhere stories live. Discover now