Rozdział trzydziesty - powolny powrót

2.5K 71 0
                                    

Pierwsze wiosenne promienie słońca to według Amelii najprzyjemniejsze momenty tej pory roku. Śniegi po srogiej zimie stopniały a na dworze można już było chodzić w lekkich płaszczykach a nie opatulonym po samo czoło wełnianym szalem i rękoma upchniętymi głęboko w kieszeniach kurtki, w której wyglądało się co najmniej trzy razy grubiej.

- Zapnij się gamoniu - westchnął Filip patrząc na Melę z góry, surowym spojrzeniem. 

- Jeny, daj spokój przecież jest tak ciepło! Żyć, nie umierać! - wykrzyknęła, kręcąc się przed chłopakiem na palcach i z rozłożonymi rękoma, a rozpięty płaszcz wirował razem z nią. 
Pogoda była wręcz bajeczna, a nastrój dziewczyny już dawno nie osiągnął tak wysokiego wskaźnika szczęścia. Wraz z pierwszymi ciepłymi promieniami słońca, przebiśniegami i powracającymi do kraju ptakami, wróciła jej chęć do życia i radość z tego co jest wokół. 

Spojrzała na Filipa z lekkim, zakrzywionym uśmiechem i wciągnęła do niego drobną dłoń, zachęcając by za nią złapał, co zrobił bez najmniejszego wahania. Ścisnął jej rękę i mruknął jednym okiem, jednocześnie biorąc głęboki, wypełniający płuca po brzegi, oddech. Nawet jemu udzieliła się wiosenna swoboda i radość z życia. 

Szli powoli w kierunku parku, miejsca, w którym mieli się spotkać z Haną. Przyjaciółka Meli po hucznym sylwestrze w swoim domu zaczęła się spotykać z brunetem, który w wieczór świętowania nowego roku obserwował Amelię i próbował wyciągnąć ją do tańca. Chłopak okazał się porządnym typem, chodzącym do dobrej i szanowanej w całym mieście szkoły. Oczywiście wianuszek dziewcząt nie odstępował go na krok, jednak mocny charakter Hanki, jej upór i przerażające spojrzenia, trzymały biedne dziewczyny w dozwolonej odległości, z której mogły jedyne oglądać idealność związku ary książęcej. 

- Zimno mi w głowę - zajęczał Filip. - Na chuj ścinałem te pieprzone dredy, przynajmniej glace mi grzały - potarł wolną dłonią krótkie sterczące włosy, po czym westchnął głośno i przeciągle. 

- Sam tego chciałeś. 

- Wiem, ale teraz żałuję, kurde. 

Dalej szli w milczeniu, ramię w ramię, z lekkimi uśmiechami na twarzach pogrążonych w rozmyślaniach. Filip mimo swojego wszechobecnego wulgaryzmu, braku powściągliwości i porywczości, roztaczał wokół siebie aurę spokoju, w którą Amelia kochała się wsłuchiwać i zatapiać. Chwile milczenia, zaraz po chwilach kiedy oddawali się dzikiemu pożądaniu, były najcudowniejszymi, jakie przeżywała przy chłopcu, który w dzień nowego roku wyznał jej miłość, pojawiając się jak znikąd i całując ją w futrynie okna. Od tego wydarzenia stali się nierozłączni, byli parą idealną, wręcz wyciągniętą z obrazka. Amelia czuła się wspaniale w swojej małej bańce spokoju ducha. 

Jeszcze tylko kilka miesięcy i skończy szkołę, a potem już będzie tylko i wyłącznie z górki. Zapomni o Mateuszu, będzie prowadziła swoje życie bez zakazanego romansu, bez ukrywania się i i spraw stanowczo zbyt poważnych jak na jej wiek.

W końcu wszystko się ustabilizowało, ma plan i będzie się go trzymała, choćby się waliło, ona nie zboczy ze swojej ścieżki, a tuż przy niej będzie szedł Filip - chłopiec, który mimo swojej porywczości i wszechobecnej wulgarności i wyższości - jest dla mnie oazą spokoju i miejscem do którego chce wracać. 

Wszystko będzie dobrze.

Na pewno?


-------------------------------


Naciągany koniec, wiem przepraszam. 
Ale to nie koniec. W projekcie mam książkę pod tytułem "Nie takie życie straszne", Wyczekujcie kochani. 
A teraz chciałabym Was zaprosić do przeczytania innej książki, którą tworzę wraz z przyjaciółką "To nie koniec świata".

Buźka i przepraszam, że zaniedbuję. 

Nie taka fizyka strasznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz