Rozdział dwudziesty piąty - witaj z powrotem

3.3K 197 10
                                    

W sobotę po południu dostała wiadomość od Bartka z informacją o imprezie u niego w domu. Długo się zastanawiała czy powinna na nią iść, była pewna, że będzie tam Mikołaj, a nie do końca chciała się z nim widzieć. Napisała esemesa do Filip z zapytaniem o jego zdanie.

Filip: Kurwa ty się jeszcze pytasz?! Bierz dupę w troki i zwijaj się na domówkę!

Nie chciała iść sama, więc poprosiła go, żeby się z nią zabrał. W końcu nic takiego między nimi się nie działo, a Mikołaj miał dużo (za dużo, tak Mela kiedyś sądziła) ślicznych koleżanek, więc i Filip znajdzie coś dla siebie.

Wczesnym wieczorem chłopak zapukał do jej drzwi. Roksana wiedziała o planie wyjścia Meli, teraz siedziała w salonie i razem z Kacperkiem oglądała jakieś kreskówki, popijając mocną kawę. Amelia prawie go nie rozpoznała. Dredy miał chaotycznie upięte z tyłu głowy głowy, puste dziurki w wardze i nosie, tym razem wypełniały srebrne kolczyki. Na szyi widział typowo surferski naszyjnik z drewnianych koralików a na każdym z nich był wyryty jakiś dziwny symbol. Ciemnozieloną kurtkę miał rozpiętą, a spod niej wystawała czarno-biała koszula w kratę. Wyglądał wyjątkowo dobrze, chociaż trochę inaczej niż zwykle. W oczach błyszczały mu błękitne iskierki, Mela zastanawiała się czym były spowodowane, co nie zmieniało faktu, ze dodawały mu dzikiego wyglądu.

- No nieźle, laleczko. - Zlustrował od stóp do głów, gwiżdżąc pod nosem.

Ubrała obcisłe jeansy z wysokim stanem i dopasowaną białą bluzeczkę. Cały strój podkreślał jej krągłości i walory, chociaż przez to czuła się większa niż w rzeczywistości była. Wzięła z wieszaka za duży bordowy kardigan i założyła na wierzch, po czym otuliła się wełnianym szalem i nałożyła na ramiona płaszcz.

- Wychodzę! - krzyknęła do siostry upychając telefon i pieniądze w tylnych kieszeniach spodni.

- Nie wracaj zbyt późno i jak coś to dzwoń. - Odkrzyknęła Roksana, Mela słyszała trzask kanapy, co znaczyło, że starsza siostra do niej idzie. Wypchnęła Filipa przez drzwi i zamknęła je zbyt mocno, po klatce schodowej rozległo się echo huku.

- Chodź szybko! - syknęła cicho i złapała go za rękaw, zbiegli razem po schodach i wypadli przez drzwi wejściowe wprost w objęcia chłodu. Poszli na przystanek autobusowy i próbując kryć się przed lodowatym wiatrem czekali aż w końcu jakiś transport nadjedzie. Nauczyli się przebywać w swoim towarzystwie w ciszy, to było relaksujące a Mela nie czuła najmniejszego zażenowania przy Filipie, co było miła odmianą. Autobus w końcu podjechał a oni wbiegli do niego, jakby ich coś goniło i od razu zajęli miejsca na samym tyle. Mela oparła głowę o szybę i przyglądała się światu migającemu zza niej.

Cały wczorajszy dzień spędziła na zastanawianiu się "co dalej?" i doszła do wniosku, że Filip miał rację, że musi żyć dalej. Mimo, że w kółko to sobie powtarzała, serce bolało ją za każdym razem kiedy tylko jej myśli zaczęły krążyć wokół Mateusza, wspominała chwile z nim spędzone, rozmyślała nad tym co ją w nim urzekło i nie miała zielonego pojęcia co. Ale nie płakała, po tym jak pół nocy z czwartku na piątek szlochała i zalewała się łzami, już później tego nie robiła. Czuła jedynie pustkę zamiast napływających łez. Nieznośną i nie do wytrzymania cholerną pustkę.

- Chodź, jesteśmy na miejscu. - Filip pstryknął ją palcem w policzek i wstał. Mela poszła za nim, w autobusie zostawiając swoje smętne myśli. W końcu wyszła z domu, żeby się zabawić a nie smucić.

Ulicę przed tą przy której mieszkał Bartek już słychać było muzykę. Nigdy wcześniej nie zrobili aż tak głośnej imprezy, ale Mela wiedziała, ze ją planowali. "Impreza w środku roku szkolnego, ostra, dzika pijacka, taka, która uratuje od depresji szkolnej multum ludzi!" tak razem z Mikołajem ją określali. Jeżeli to była właśnie ona, to w idealnym momencie. Mela w jednej chwili poczuła podekscytowanie tak silne, że miała ochotę puścić się biegiem w stronę nadpływającej i coraz głośniejszej muzyki.

Nie taka fizyka strasznaWhere stories live. Discover now