Rozdział dziesiąty - desperacka próba ratunku

6.3K 319 14
                                    

Reszta tygodnia była spokojna. Po tym jak Mela dość dosadnie dała do zrozumienia Mikołajowi, że już nie chce go znać, ten nie odezwał się do niej już w ogóle. Cierpiała przez to, brakowało jej bliskości tego chłopca. Od wielu lat był nieodłącznym elementem jej życia, jednak miarka się przebrała, a Amelia nie mogła pozwolić na więcej krzywdy jej samej. Już nigdy więcej nie chciała na to pozwalać. Roksana poprosiła swoją przyjaciółkę o opiekę nad najmłodszym z rodzeństwa i w ten sposób Mela miała wolne popołudnia, które spędzała w szkole wraz z nauczycielem fizyki. Szczegóły wycieczki omówili już w środę, a w czwartek zebrali listę chętnych, których było od groma. W końcu większość uczniów tej szkoły uwielbiało młodego nauczyciela i chciało spędzić z nim jak najwięcej czasu. Emilka nie odezwała się do Meli ani razu od poniedziałku, co sprawiało, że miała wyrzuty sumienia. Dziewczyna bała się, że zraniła w jakiś sposób koleżankę, ale nie do końca wiedziała w jaki, więc ignorowała całą tą sytuację dla własnego dobra.

W sobotę wstała z łóżka o dziewiątej i powoli zaczęła szykować się na mecz piłki nożnej, który miał zacząć się o dwunastej. Tego dnia ona i pan Mateusz mieli nie być nauczycielem i uczennicą, tylko zwykłymi znajomymi. Nie mogła się tego doczekać. Spakowała do dużej sportowej torby, krótkie spodenki i jasnoróżową koszulkę z numerem pięć na plecach - jej szczęśliwą cyfrą. Potem zaczęła szukać po mieszkaniu swoich korków. Roksany i Kacpra nie było w domu. Starsza siostra obiecała bratu, że tego dnia pójdą do nowego centrum zabaw dla dzieci, więc Mela miała całą sobotę tylko dla siebie. Zajrzała do szafy w przedpokoju, potem przeszukała komodę w sypialni siostry, a w akcie desperacji i szafę małego Kacperka i nic. Kompletnie nie miała pojęcia gdzie mogły się podziać. Po kilkunastu minutach odpuściła sobie szukanie i wyciągnęła z szafy zwyczajne halówki. Zanotowała w pamięci, że będzie musiała uważać na boisku na poślizgi. Potem wzięła szybki prysznic i zjadła lekkie śniadanie.

Przed jedenastą dostała sms'a od Mateusza, że czeka pod jej domem. Kiedy przeczytała wiadomość poczuła lekkie motylki w brzuchu a serce szybciej zaczęło bić. Czuła się szczęśliwa. Ubrana w czarne jeansy i bordowy sweterek wyszła z domu, po drodze podrzucając klucze pani Basi, która miała je przechować dla Roksany. Po czym wesoło ruszyła schodami w dół, przeskakując co drugi stopień. Nauczyciel czekał na nią w samochodzie zaparkowanym przy krawężniku, tuż przed drzwiami wejściowymi kamienicy. Z szerokim uśmiechem wpadła do auta i zapięła pas.

- Widzę, że ktoś ma tu dobry humor - skomentował nauczyciel również się uśmiechając i wyjechał na jezdnię. - Jest ku temu jakiś konkretny powód? - zapytał zerkając na nią kątem oka.

- A jest - odpowiedziała, układając sobie torbę na kolanach. - W końcu zagram w nogę z kimś, mam nadzieję, ogarniętym. - mruknęła zadziornie, co jakiś czas ukradkiem spoglądając na profil Mateusza. Tak, nie pana. Dzisiaj byli znajomymi, ludźmi, których nie dzieliły lata i role społeczne. W ciągu ostatniego tygodnia bardzo się do siebie zbliżyli. Wybaczyła mu, nie rozpamiętywała. Chciała, żeby odkupił swój grzech, żeby poczuł się lepiej. Wiedziała, że to właśnie dlatego trzymał się blisko niej - chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia. I mimo tego, że kiedy o tym myślała czuła się źle, pozwalała mu na to. On był osobą, w której się zakochała, nieważne jakie miał motywy, chciała, żeby wybaczył sam sobie, to co zrobił za młodu. Każdemu należy się druga szansa.

- Będzie z nami grać mój młodszy brat. - oznajmił marszcząc brwi, kiedy na sygnalizacji świetlnej zapaliło się czerwone światło. - Jest w twoim wieku, mam nadzieję, że się dogadacie. To dość... trudny dzieciak, ale jest w porządku. - Pokiwała głową i odwróciła się w stronę okna. Czyli uważał ją za zwyczajnego dzieciaka. Mogła się tego spodziewać.

Przez resztę drogi nic nie mówiła, zatopiona we własnych myślach. Przypomniał jej się dzień wypadku rodziców. Wracali wtedy od babci i dziadka, ze wsi. Mela i reszta rodzeństwa zostali w domu, to oni wysłali rodziców na wycieczkę autem. Tego dnia Amelia wpadła na pomysł, żeby w domu urządzić elegancką restaurację i zrobić mamie i tacie niespodziankę w postaci kolacji. Nie bez powodu, kilka dni wcześniej tata Amelii - Robert, otrzymał pracę jako wykładowca na najlepszej uczelni w województwie, więc mieli co świętować. Roksana postanowiła przygotować orientalne jedzenie, a Mela ustrajała salon i wszystko szykowała. Nawet Kacperek pomagał, przynosząc kolorowe poduszki z sypialni dziewczyn. Kiedy już wszystko było gotowe a dom pachniał pysznościami ubrali się w eleganckie stroje i czekali na rodziców, którzy już dawno powinni być w domu. Po półtorej godziny czekania, zaniepokojona Roksana zadzwoniła do dziadków, żeby dowiedzieć się kiedy rodzice od nich wyjechali. Ze wsi do domu powinni jechać czterdzieści pięć minut. Babcia powiedziała, że wyjechali dwie godziny wcześniej. Mela zauważyła na twarzy siostry przerażenie, w tym samym czasie usłyszała jak dzwoni telefon domowy. Zerwała się z miejsca i ślizgając się po panelach dobiegła do kuchni.

Nie taka fizyka strasznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz