R.4.

1.5K 89 0
                                    

-Część- omal nie wyskoczyłam ze skóry na ten wesoły głos blondyna o błękitnych oczętach.

-H-hej- szepnęłam, przesuwając wzrok na bawiącego się zegarkiem jednego z brunetów, tego wyższego, a potem ogarniając spojrzeniem drugiego brązowowłosego, który miał śmieszny prosty nos.

-Jestem Jecks, to są Adam i Calvin. Ty jesteś pewnie Shy?

Przytaknęłam mruknięciem i wciąż stałam, niepewna czy zostać, czy lepiej uciec do domu. Jednak decyzję podjął za mnie Calvin, oznajmiając, że powinnam się przebrać przed uroczystością rozpoczęcia roku szkolnego.

Skinąwszy głową weszłam do pokoju znajdującego się za wskazanymi drzwiami.

Był on poprostu bajeczny. Duże łóżko wciśnięte w rogu prostopadle do okna z szerokim parapetem. Po drugiej stronie niewiele biureczko z dwoma szufladami. Naprzeciw okna znajdowała się trochu przyduża szafa trzydrzwiowa.

To do niej skierowałam swoje kroki, przy okazji zauważając drugie drzwi. Uchyliłam je i znalazłam się w błyszczącej łazience.

Na łóżku leżała piękna, zielona sukienka, sięgająca mi tuż powyżej kolan, na końcu wystrzębiona w idealnie równe, w miarę szerokie ząbki. Góra również mogłaby uchodzić za dzieło sztuki jakiegoś wróżkowego projektanta. Oczywiście najbardziej podobał mi się dekolt, mocno podkreślający mój całkiem obfity biust, bo pomimo nieśmiałości, lubiłam dobrze wyglądać, ładnie się ubierać.

Obok szaty znalazłam notkę, wypisaną wprawną ręką, że to jest właśnie strój na uroczystość.

Wpadłam więc do łazienki i szybko się przebrałam składając stare ciuchy w kąciku. Otworzyłam jeszcze szafę, a tam znalazłam niesamowite trzewiczki, wręcz idealne do sukienki.

Szybko upięłam włosy w eleganckiego koka- co łatwe nie było ze względu na ich długość i ilość- i wyszłam do saloniku, gdzie właśnie pojawił się Dannyl.

Ups... Czterech chłopaków akurat będących w pokoju, zlustrowało mnie z góry na dół. Pierwszy opanował się Dan, który przedstawił się chłopakom i oznajmił- już bardziej kierując się do mnie i wciąż dyskretnie przyglądając się mojej sylwetce- że najwyższy czas zejść do auli.

Po czym podał mi ramię z tym swoim czarującym, a jednocześnie tak przyjaznym uśmiechem.

Zeszłam więc na dół w towarzystwie urokliwej czwórki, wciąż się czerwieniąc na rzucane mi (idącej pod rękę z mega przystojniakiem) spojrzenia mijanych osób. Z tym że chłopaki raczej podziwiali, a dziewczyny zabijały w myślach.

Z holu przeszliśmy wprost do auli, która pod tego pierwszego różniła się tylko niewielkim podestem, mównicą. I kilkoma rzędami krzesełek.

Dannyl wskazał mi dwa wolne miejsca i usiadł tuż obok, a dyrektor zlustrował nas wesołym spojrzeniem i zaczął swoją krótką przemowę.

Cóż, facet przynajmniedał się lubić, nie to, co jego zastępczyni. Wytłumaczył nam- znaczy pierwszoklasistom, bo reszta już wiedziała- na jakich zasadach prowadzone jest nauczanie: dwa dni jest nauki magicznej, dwa przedmiotów zwyczajnych. Po półroczu będziemy pisać maturę. Na te słowa rzuciłam przerażone spojrzenie Danowi, na co on mruknął, że wytłumaczy mi to potem.

Dalej dyro mówił o trzech wolnych dniach, a potem nakazał cieszyć się ostatnim dniem bez nauki.

-Chodźmy- rzucił Dannyl.

Ruszyłam przodem, ale nagle zrobiło się wielkie poruszenie, gdy większość osób zerwała się z krzeseł w tej samej chwili. Zostałam porwana w nieznaną stronę, zbyt przerażona, by próbować się przepchnąć.

Nagle ktoś ze śmiechem złapał mnie za łokieć i przyciągnął bliżej siebie.

-Przepraszam- Dannyl objął mnie drugą ręką w pasie.- Nie przewidziałem tego.

Próbowałam się od niego odsunąć, choć odrobinę uciec od tej przytłaczającej męskości, jednak nie dałam rady.

Uwolnił mnie jednak, gdy tylko wydostaliśmy się z tłumu. Czyli dopiero przed drzwiami mojego pokoju.

-Nie żebym się narzucał, ale może wejdę i ci wszystko wytłumaczę.

Szybko przytaknęłam i sięgnęłam po klamkę, choć jej oczywiście tam nie było, więc mrucząc nieprzyjemne rzeczy na tą zagmatwaną szkołę kazałam im się odsunąć, po czym z czerwonymi policzkami wsunęłam się do środka. A on za mną. Szybko usiadłam na jednym z mięciutkich foteli i podciągnęłam nogi pod siebie. On usiadł naprzeciwko i wygodnie się rozparł.

-Widziałem jak się przestraszyłaś tą maturą.

-Powinniśmy mieć jeszcze dwa lata, a mamy opanować materiał w pół roku i to jeszcze ucząc się dwa dni w tygodniu.

-Hej! Spokojnie- zaśmiał się, gdy mówiłam coraz szybciej i coraz bardziej spanikowana.- Uczymy się z pomocą Magii. A to wiele ułatwia. Przekonasz się już jutro.

-Możesz mi to trochę bardziej wyjaśnić?

-Nasze zdolności paranormalne pozwalają na przykład zapamiętywać każde wybrane zdanie i osadzają je w podświadomości do późniejszego wykorzystania. Dlatego te lekcje są właściwie tylko po to, żeby wyjaśniać niezrozumiałe treści.

Słuchałam z coraz bardziej rosnącą nadzieją. Może to wszystko nie jest jednak takie złe, jak myślałam.

Podskoczyłam, gdy drzwi się otworzyły. Adam tylko się uśmiechnął i poszedł do jednego z pokoi.

-To jest naprawdę dziwne, że musimy mieszkać razem z chłopakami.

-Są jeszcze gorsze wymogi. W Z.A.M.ie jest bardzo dużo osób z indiańskich plemion, gdzie krew jest najczystsza, a te plemiona zawierają sojusze poprzez małżeństwa w tych młodszych pokoleniach.

-Tak, wiem- mruknęłam bardzo tego świadoma.

-Kiedyś zdarzyło się, że to swatane przyszłe małżeństwo, oboje byli magiczni. Wicedyrektora kazała im zamieszkać razem, w specjalnym pokoju tylko dla ich dwójki.

Szeroko otworzyłam oczy.

-Mam nadzieję, że nie doszło do rozlewu krwi?

-Nie- zaśmiał się,- na szczęście lubili. Wiesz, powinnaś korzystać z ostatnich chwil wolności, więc jeśli już wiesz wszystko co chciałaś, to ja już pójdę. Jutro przyjdę do ciebie po gongu na śniadanie. Oprowadzę cię po szkole.

-Dziękuję.

-Drobiazg- odparł z uśmiechem, wychodząc.

Shy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz