R.18 (oczami Dannyla)

1.3K 77 4
                                    

Moje zdumienie chyba było widoczne, bo moja piękna pierwszy raz od dłuższego czasu się zarumieniła.

Już nie widziałem zajętych sobą Elize i Calvina, zupełnie nie zwracających na nic uwagi podczas swej dyskusji.

Były tylko jej czekoladkowe oczy, malinowe usta i delikatne rumieńce przez kilka ciągnących się w nieskończoność chwil pozwoliła mi tak stać i napawać się widokiem, z ręką na jej talii, aż w końcu się odezwała, choć raczej nie miała siły się odemnie odsunąć.

-Ja.. Przepraszam- szeptała. - Nie powinnam była...

-Ciii- potrząsnąłem głową, by się zamknęła.- Jak dla mnie, to może to być forma podziękowania. Okej?- szybko przytaknęła.- Ale jest coś, co musiałem obiecać dyrektorowi. Kazał mi być gdzieś w pobliżu, przy każdym waszym treningu.

-Być może Elize zgodzi się, żebyś był biernym obserwatorem.

-Zapytasz jej?

-Ja?- zmarkotniała.

-Hej, ja załatwiłem salę- zaśmiałem się, gdy zobaczyłem rezygnację z oporu, tak dobrze widoczną w jej oczach.

-Okej- szepnęła, po czym krótko się zawahała i jeszcze raz szybko mnie uciskała, po czym podbiegła do Elize i odtańczyły jakiś zabawny, dziecinny taniec radości. Jeszcze chwilę tam stałem, rozmyślając o tym jej nagłym przypływie czułości pod wpływem impulsu, marząc, by miała więcej powodów do dawania mi spontanicznych buziaków.

Jeszcze tylko cztery miesiące i będzie moja. Równiutkie cztery miesiące, a po drodze czeka ją matura.

Ocknąłem się na oczywiste potwierdzenie czegoś przez Elize.

-Jasne, pewnie, że może!

Dziewczyna z szerokim uśmiechem spojrzała na mnie, czyli Shy załatwiła sprawę.

-Ale pod jednym warunkiem-ostrzegła.- Wtrącasz się dopiero, gdyby coś nam się wymykało spod kontroli, jasne?

Odwzajemniłem uśmiech i przytaknąłem ochoczo.

Tyle czasu na bezkarne obserwowanie Shy! Nikt nie będzie miał pretensji, że się narzucam. Minął miesiąc, a mnie wciąż boli świadomość, że zostałem odrzucony.

Po chwili już weszliśmy do ogromnej, okrągłej sali treningowej, którą otaczała tarcza absorbująca używaną przez uczniów Magię.

Widziałem, że Elize dopadły wątpliwości.

-Ale... Znowu mogę cię zranić- wymamrotała w stronę Shy.

Shy popukała się po brodzie, aż wreszcie powiedziała:

-Będę miała taką tarczę, jaką ma ta sala.

Prychnąłem cicho. Jakaż ona bywa naiwna. Przecież nawet w Akademii nie wszystko jest możliwe. Magik potrafiący stworzyć taką tarczę byłby niepokonany, bo zamiast wykorzystywać swoją Magię, wyłapywałby moc innych i jej używał. Byłby najpotężniejszy, silniejszy nawet od Mistrza, co oznacza, że sam musiałby wkrótce zająć jego miejsce.

Spoglądałem na skupioną twarz mojej dziewczyny. Przyszłej. Po chwili zwróciła się do przyjaciółki:

-Okej, próbuj.

-Ja- zawahała się tamta.- Niech Dannyl spróbuje.

Oniemiałem. Ona właśnie prosiła mnie o użycie magicznych zdolności przeciwko Shy... Przełknąłem, trochę nerwowo i zebrałem w dłoni niewielką ilość Magii.

Wysłałem ją do indiańskiej dziewuchy, a ona wydała z siebie jakiś dziwny, przytłumiony dźwięk, serce mi stanęło, gdy próbowałem cokolwiek wyczytać z jej twarzy.

-W porządku?

-Tak, tylko...- uśmiechnęła się delikatnie.- To trochę łaskotało, ale czułam przypływ tej mocy.

Nie. To przecież niemożliwe. Na lekcjach uczono nas, jak przystosować nas do takiego wzmacniania budynków i choć wielu próbowało, żaden ze starszych magów nie zdołał tego wykorzystać do otoczenia ciała.

Reszta tego treningu wyglądała naprawdę ciekawie. Eliza bardzo się koncentrowała, mając świadomość, że jeśli użyje zbyt dużo mocy, może zranić mnie lub Calvina.

Potem poszedłem z tą zmęczoną psychiczne trójką, najpierw odprowadzając Elize.

Shy wprost tryskała energią. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że zdołała to zrobić, stworzyć przy sobie taką tarczę!

Ale w głębi ducha byłem z niej dumny jak z własnego dziecka po udanym występie w przedstawieniu szkolnym.

Miała tyle cierpliwości do Elize, chociaż ta druga niejednokrotnie miała zamiar się poddać, zostawić wszystko i iść spać. A Shy wciąż udawało się ją przekonać do ponawiania prób, aż otrzymała idealną ilość mocy w uderzeniu cieplnym.

Gdy nastał ranek byłem niesamowicie zmęczony. Nie przespałem pół nocy myśląc o tym, jak udało jej się stworzyć tą cholerną tarczę i czy powinienem to zgłosić dyrekcji.

W końcu zasnąłem z mocnym postanowieniem, że decyzję podejmę kiedy indziej.

Właśnie zdążałem na swoją lekcję, przy okazji musiałem minąć salę chemio-fizyczną. Zamarłem na krótki moment, widząc jak do tejże klasy wchodzi Shy, a przez jej barki przełożone ma ramię nauczyciel tego przedmiotu.

Coś zakłuło mnie w żołądku. Zazdrość. Może od razu wyzwać tego głupiego nauczyciela na pojedynek.

Niedowierzając własnym myślą przeszedłem obok nich, słysząc strzęp rozmowy.

-Ręką jeszcze dokucza?

-Nie. Maść pani Wilgins potrafi zdziałać...

Resztę zagłuszyły zamykane drzwi. Teraz miałem kolejne pytanie do zadania w przestrzeń.

Choć, właściwie, mogłem je zadać wujkowi.

Poszedłem do niego w przerwie obiadowej. Wszedłem od razu po czterokrotnym zapukaniu.

Wujcio uśmiechnął się do mnie.

-No, i jak tam. Opłaciło się mi udostępnić wam tę salę. Moja potężna uczennica coś kolwiek się nauczyła?

Przytaknąłem, chcąc zadać swoje pytanie.

-No, to mów, cóż cię tak nurtuje.. Bo widzę, że mi tu zaraz wybuchniesz.

-Czy nauczyciele mogą się wiązać z uczniami?-zapytałem, siadając na jednym z wygodniejszych foteli.

-Tak, naturalnie. Wiesz, że panuje u nas bardzo duża swoboda, która uczy samemu narzucać sobie granice. Dlatego mogą.

Przytaknąłem w zamyśleniu. Cholera, to nauczyciel. Na pojedynek nie mogę go wyzwać, i tak przegram. Choć miejmy nadzieję, że to tylko troska o jej zdrowie po wczorajszym wybuchu emocji Elize.

-W piątek przyjeżdża Draco- uśmiechnąłem się na myśl o kuzynie w moim wieku.- Postanowiłem wyprawić bal na jego cześć, jako, że wraca do domu po roku nieobecności. Będzie on właśnie w piątek wieczorem.

Wujek mówił to z takim dziwnym uśmieszkiem, że zachciało mi się śmiać.

-A drugi problem do rozwiązania go na balu?

-Wiesz, będzie tam tyle ślicznych dziewcząt...

Zachichotałem, gdy wujek przyłożył sobie palec do ust, na znak milczenia. Biedny kuzynek.

-Byle tylko trzymał się z dala od mojej- wstałem z zamiarem wyjścia.

-Właśnie! Jak tam twoja przyszła żoneczka.

-Raczej nieciekawie. Trzyma mnie na dystans.

Wujek westchnął.

-Nie pomyślałeś o tym, że ona wie, że ma być zaręczona, nie wie z kim i nie chce się z nikim wiązać?

Wychodząc z gabinetu, miałem już całkowity mętlik w głowie.

Głupi, głupi, głupi!

Shy...Where stories live. Discover now